Założyciel i największy akcjonariusz Amazona ostrzegł Amerykanów przed nadchodzącą recesją i doradził rezygnację z dużych zakupów w nadchodzącym sezonie świątecznym.


- Zdejmij ze stołu trochę ryzyka. Choćby niewielka redukcja ryzyka może zrobić różnicę. Jeśli myślisz o zakupie dużego telewizora, rozważ opóźnienie tego zakupu, zatrzymaj gotówkę, zobacz, co się wydarzy. To samo tyczy się innych dużych rzeczy, jak lodówka, nowy samochód – powiedział na antenie CNN Business Jeff Bezos.
Tak miliarder i czwarty najbogatszy człowiek na planecie odpowiedział na pytanie dziennikarki o to, jak konsumenci mają się przygotować na trudniejsze czasy. Oliwy do ognia dodaje fakt, że niedawno sam Amazon ogłosił zamiar zwolnienia 10 000 pracowników, czyli ok. 3% personelu. Od początku roku akcje Amazona przeceniono o ponad 43%.
Od kilku tygodni za Atlantykiem coraz częściej mówi się o nadejściu recesji. Spekulacje te zostały wywołane przez falę zwolnień w sektorze technologicznym. Redukcję etatów zapowiedziały m.in. Twitter, Meta, Microsoft, Salesforce i wiele innych korporacji, które święciły triumfy podczas covidowych lockdownów. Teraz ich produkty napotkały na konkurencję ze strony tradycyjnych biznesów (np. kina, restauracje, hotele, etc.) oraz zderzyły się ze ścianą inflacji wymuszającą na konsumentach redukcję zakupów dóbr wyższego rzędu.
"By rządzić Ameryką, wystarczy znacjonalizować Amazon". Historia imperium Jeffa Bezosa
Podobnie jak Elon Musk również Jeff Bezos wiele zawdzięcza internetowi. No i doskonałej intuicji, ponieważ już w latach 90. wyczuł, że rosnący konsumpcjonizm prędzej czy później znajdzie swoje ujście w sieci. Stworzenie największego na świecie sklepu online było jednak zaledwie rozgrzewką, bo ambicje Amerykanina od samego początku sięgały znacznie dalej niż sprzedawanie książek czy karteczek samoprzylepnych.
- Jeśli nie jesteśmy teraz w recesji, to zapewne bardzo niedługo się w niej znajdziemy – powiedział Bezos. O ile rady założyciela Amazona co do zasady wydają się właściwe i w zasadzie uniwersalne, to moment tych wypowiedzi zirytował niektórych komentatorów. – Nie przypominam sobie, aby wspominał coś o powstrzymywaniu się przed transakcjami podczas Amazon Prime Day lub w ofercie Czarnego Piątku – zgryźliwie zauważył na Twitterze zwolennik konsumpcyjnego minimalizmu Joshua Becker.
Wielu zapewne podziela ten pogląd. Wszakże człowiekowi o majątku 120 mld dolarów łatwiej jest mówić o ograniczeniu konsumpcji niż przeciętnemu Amerykaninowi, który od wielu miesięcy zmaga się z realnym spadkiem dochodów i faktem, że coraz większą część zarobków musi wydać na rzeczy absolutnie niezbędne do życia: żywność, energię, paliwo czy medykamenty.
W Stanach Zjednoczonych już w następny piątek (ang. Black Friday) rozpoczyna się sezon bożonarodzeniowych wyprzedaży, czyli trwająca miesiąc konsumpcyjna orgia. Amerykanie rzucają się wtedy na elektronikę, zabawki i wszelkiej maści dobra, bez których jakoś da się przeżyć. Narodowa Federacja Handlowa (NRF) szacuje, że w tym sezonie Amerykanie wydadzą 942,6-960,4 mld dolarów.
Ta rozrzutność dziwi tym bardziej, że w ostatnich miesiącach zadłużenie z tytułu kredytów konsumpcyjnych w USA osiągnęła absolutne rekordy. Po tym, jak Amerykanie przejedli covidowe zasiłki, teraz w rekordowym tempie zwiększają zadłużenie na kartach kredytowych, a stopa oszczędności szoruje po dnie. Dodajmy przy tym, że kredyt zaciągany na bieżącą konsumpcję jest najgorszym rodzajem zadłużenia. Jest to najwyżej oprocentowany dług, w warunkach amerykańskich kosztujący średnio ok. 16% w skali roku.
Krzysztof Kolany