„Wymaga się, aby wszystkie osoby dostarczyły do 1 maja 1933 lub wcześniej wszystkie złote monety, złoty bulion i certyfikaty złota znajdujące się w ich posiadaniu do Banku Rezerwy Federalnej, jej biura lub agencji albo do dowolnego banku Systemu Rezerwy Federalnej”.


To obwieszczenie mieszkańcy Stanów Zjednoczonych ujrzeli dokładnie 85 lat temu. Prezydent kraju szczycącego się swymi wolnościowymi tradycjami jednym rozporządzeniem wykonawczym ogłosił prohibicję na złoto – posiadanie monet i sztabek inwestycyjnych w USA stało się przestępstwem. Zagrożonym karą do 10 lat więzienia lub 10 000 USD grzywny, co w tamtych czasach było astronomiczną sumą. To nie jest spóźniony żart primaaprilisowy!


Rozporządzenie wykonawcze numer 6102 zostało wydane przez prezydenta Franklina D. Roosevelta zaledwie miesiąc po objęciu przez niego urzędu! FDR był prezydentem, który rządził przy pomocy rozporządzeń wykonawczych – przez 12 lat prezydentury wydał ich aż 3723. Amerykański dekret wykonawczy to taki sowiecki rodzaj prawa – prezydent coś nakazuje, urzędnicy mają to wykonać, a naród okazać posłuszeństwo. Dekrety wykonawcze w USA nie wymagają zgody Kongresu.
Dekret Roosevelta był tym bardziej kuriozalny, że zgodnie z konstytucją Stanów Zjednoczonych jedyną dopuszczalną formą pieniądza są złoto i srebro. Tymczasem za oddane złote monety Rezerwa Federalna wypłacała rekompensatę w wysokości urzędowego parytetu, czyli 20,67 USD za uncję.
Skala grabieży wyszła na jaw kilka miesięcy później, gdy w styczniu 1934 roku administracja Roosevelta zdewaluowała dolara, podwyższając cenę złota do 35 USD za uncję. Oznaczało to odebranie dolarowi 40% jego siły nabywczej z roku 1933! Był to zwyczajny rabunek własnej populacji przez władze demokratycznego państwa w pełnym majestacie prawa.
Rzecz jasna Amerykanie nie byli baranami i nie wszyscy dali się obrabować. Z szacunków Miltona Friedmana wynika, że na mocy dekretu Roosevelta udało się władzom skonfiskować zaledwie 3,9 mln uncji, a więc ok. 1/5 złota będącego w obiegu w marcu 1933. Co ciekawe, z tych samych danych wynika, że złoto z obiegu zaczęło znikać już od stycznia... a więc na trzy miesiące przed ogłoszeniem dekretu 6102.
Rząd uznał – podaje Friedman – że pozostałe 80% złotych monet „zaginęło, zostało zniszczone, zostało wyeksportowane lub znajduje się w kolekcjach numizmatycznych”. Nie była to też konfiskata w stylu sowieckim: nie było nalotów policji (zresztą nie bardzo wiadomo, kto miałby je robić – FBI powołano do życia raptem kilka miesięcy wcześniej) ani konfiskaty skrytek bankowych. Nikt też chyba nie poszedł siedzieć za nielegalne trzymanie „barbarzyńskiego reliktu”. Złotą prohibicję w USA zakończono dopiero w roku 1974, już po zerwaniu przez Stany Zjednoczone wymienialności dolara na złoto.
Historia lubi się rymować
Dekret Roosevelta nie jest tylko ciekawostką historyczną. To przykład na to, jak bardzo władza nienawidzi złota w portfelach obywateli. Bo złoto daje ludziom wolność od drukowanej przez państwo w masowych ilościach papierowej waluty. „Przy braku standardu złota nie ma żadnego sposobu obrony oszczędności przed konfiskatą poprzez inflację. Nie ma żadnego bezpiecznego środka tezauryzacji (…) Polityka finansowa państwa opiekuńczego wymaga, aby właściciele majątku nie mieli się czym bronić. To jest nikczemny sekret tyrad orędowników państwa opiekuńczego przeciwko złotu” – napisał Alan Greenspan, jeszcze zanim został prezesem Rezerwy Federalnej, hojnie finansującym deficyty budżetowe Białego Domu.
Roosevelt obrabował Amerykanów ze złota, bo potrzebował gigantycznych pieniędzy na budowę państwa opiekuńczego w ramach „New Deal”. Wydarzenia sprzed 85 lat mają dobrą szansę się powtórzyć w Unii Europejskiej, gdzie w wielu krajach członkowskich piętrzą się długi nie do spłacenia w pieniądzu o obecnej (lub choćby zbliżonej do niej) sile nabywczej. Gdy społeczeństwo zorientuje się, jak okradane jest przez „własne” rządy przy pomocy inflacji, złoto będzie jednym z nielicznych środków obrony prywatnego majątku. I dlatego może zostać zakazane, skonfiskowane lub drakońsko opodatkowane pod pretekstem „zwalczania terroryzmu” czy ogólnie zorganizowanej przestępczości.
Lecz prawdziwym kryminalistami są tu rządy i banki centralne, które okradają populację przy użyciu pras drukarskich i wydawaniu pieniędzy wykreowanych z niczego przez system bankowy. Złoto ma tą zaletę, że nie jest jednoznacznie przypisane do swojego właściciela. Posiadacz złota jest jego właścicielem. Dlatego w przypadku inwestowania w złoto fizyczne tak ważny jest aspekt sprawowania nad nim bezpośredniej kontroli. Oraz dyskrecja – rząd nie może zabrać ci tego, o czym nie wie. Stąd tak ważny jest anonimowy zakup złotego bulionu, który dziwnym trafem jest coraz bardziej utrudniany przez organy państwa.