W środę znacznie ważniejsze od tego, co działo się na giełdowych parkietach, były wydarzenia na rynku długu oraz ropy naftowej. Gołym już okiem widać, że weszliśmy w końcową, inflacyjną fazę boomu gospodarczego.


Środa na europejskich i amerykańskich giełdach była dość nudna. Za wyjątkiem Mediolanu główne indeksy zakończyły dzień umiarkowanymi wzrostami. Ciekawiej było tylko we Włoszech, gdzie coraz bardziej prawdopodobna antysystemowa koalicja Ligi i Ruchu 5 Gwiazd przestraszyła inwestorów. Mediolańska giełda straciła 2,3%, a rentowność 10-letnich obligacji Italii podskoczyła aż o 16 punktów bazowych. Wzrost rentowności oznacza spadek ceny rynkowej obligacji.
Więcej o sytuacji we Włoszech piszemy w artykule zatytułowanym „Włoskie widmo” zawisło nad Europą.
Zobacz także
Sporo działo się za to na rynku ropy naftowej. Notowania ropy Brent poszły w górę o 1,5% i zbliżyły się na rzut beretem do granicy 80 dolarów za baryłkę, osiągając najwyższy poziom od listopada 2014 roku. "Czarne złoto" jest już o 53% droższe niż rok temu. Drożejące paliwa przekładają się na wzrost inflacji cenowej w prawie całej gospodarce. Przecież niemal każdy towar trzeba gdzieś przewieźć, co zwiększa koszty, obniża marże przedsiębiorstw i ogranicza siłę nabywczą konsumentów.
Rosnące oczekiwania inflacyjne sprawiają, że inwestorzy coraz niżej cenią przyszły pieniądz, podnosząc rynkowe stopy procentowe. Dotyczy to zwłaszcza Stanów Zjednoczonych, gdzie już za niespełna miesiąc Rezerwa Federalna zapewne dokona kolejnej podwyżki kosztów kredytu. W środę rentowność amerykańskich obligacji 10-letnich sięgnęła niemal 3,1% - czyli najwyższego poziomu od 2011 roku.
Amerykańskie 2-letnie Treasuries płacą już blisko 2,6%, a więc najwięcej od 2008 roku. Wzrost kosztów obsługi długu nie dotyczy tylko rządu USA, ale całej gospodarki. I to nie tylko amerykańskiej, bo wiele podmiotów z krajów rozwijających się w ostatnich latach zadłużyło się w amerykańskiej walucie. Trzymiesięczny dolarowy Libor przewyższył 2,32% i jest najwyższy od niemal dekady. Rzecz jasna, to historycznie rzecz biorąc wciąż poziom bardzo niski. Ale warto pamiętać, że liczone w bilionach dolarowe kredyty były zaciągane przy Liborze zbliżonym do zera. Zatem wzrost kosztów obsługi tego zadłużenia jest znaczący.
Póki co Wall Street zdaje się niespecjalnie przejmować rosnącymi stopami procentowymi i stojącą u bram inflacją. A to właśnie te powody były najczęściej wymienianymi przyczynami lutowej paniki i gwałtownej korekty. Były to obawy tym bardziej uzasadnione, że rozpoczęta w marcu 2009 roku hossa w decydującym stopniu napędzana była ultra-niskimi stopami procentowymi i bilionami dolarów "drukowanymi" przez Fed i inne banki centralne. A teraz Rezerwa Federalna powoli "zwija" QE, zaś EBC zgodnie z harmonogramem powinien zakończyć swój program "ilościowego poluzowania" wraz z końcem września.
Krzysztof Kolany



























































