W ciągu ostatniej dekady Polską rządziły wszystkie z czterech głównych partii zasiadających obecnie w Sejmie. W latach 2001-04 krajem władali przedstawiciele SLD i UP (do 2003r. w koalicji z PSL). Później nastały dwa lata rządów PiS (okresowo z tzw. przystawkami), zaś od czterech lat rząd tworzy koalicja PO-PSL. Postanowiliśmy rozliczyć trzy główne partie z ich osiągnięć na polu finansów publicznych, długu, podatków i prywatyzacji.
PO zadłużeniowym rekordzistą
Pierwszą kategorią porównawczą jest przyrost zadłużenia Skarbu Państwa, jaki miał miejsce za rządów poszczególnych partii. Absolutnym rekordzistą w tej konkurencji jest rząd Donalda Tuska, który w niespełna cztery lata zadłużył kraj na 253,5 mld złotych, zwiększając dług publiczny o połowę. W ujęciu procentowym podobnym „osiągnięciem” może pochwalić się ekipa SLD - czyli rządy Leszka Millera i Marka Belki. Jednak w ich przypadku przyrost zadłużenia w ujęciu bezwzględnym był zdecydowanie mniejszy i wyniósł 150,7 mld zł. Dwuletnie rządy Prawa i Sprawiedliwości zadłużyły nas na 57,3 mld złotych, zwiększając dług RP o 13%.
Zadłużenie Skarbu Państwa w milionach złotych.

Źródło: Bankier.pl. Dane Ministerstwa Finansów.
Od początku swego powstania III Rzeczpospolita zadłużała się bez przerwy - w ciągu 20 lat nie było nawet jednego roku bez deficytu. W minionej dekadzie niedobór w kasie państwa niezależnie od rządu i koniunktury gospodarczej sięgał 30-40 miliardów złotych. Dramatyczny pod tym względem był rok 2010, gdy za sprawą spadku dochodów podatkowych deficyt całego sektora finansów publicznych sięgnął rekordowych 111 mld złotych - czyli blisko 8% PKB.
Podatkowi majsterkowicze
Polscy politycy uwielbiają majsterkować przy systemie podatkowym. Jednym dadzą ulgi, innym podwyższą stawki, a jeszcze innych obłożą nowym podatkiem. Nie zmienia się tylko jedno: łączne obciążenia podatkowe obywateli utrzymują się na bardzo wysokim poziomie. Polak ponad połowę swojego czasu pracuje dla rządu, oddając w ramach rozmaitych podatków przeszło 50% wypracowanego przez siebie dochodu.
Paradoksalnie największe obniżki podatków zafundowały Polakom partie deklarujące się jako „prospołeczne” lub po prostu socjalistyczne. Rząd Leszka Millera obniżył podatek od przedsiębiorstw (CIT) z 27% do 19%, co wówczas było jedną z niższych stawek w Europie. Tym liniowym podatkiem obłożone zostały także zarobki osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. Za rządów SLD w dół poszła akcyza na wódkę, co zgodnie z krzywą Laffera doprowadziło do... wzrostu wpływów podatkowych z tego tytułu.
SLD także podatki podwyższał. Kierowców obłożono wliczaną w cenę benzyny i oleju napędowego opłatą paliwową oraz podwyższono akcyzę na paliwa. W górę poszło opodatkowanie tytoniu, co zresztą czyniły też pozostałe rządy. Państwo nałożyło także daninę na oszczędzających, wprowadzając „podatek od zysków kapitałowych”, zwany potocznie podatkiem Belki (od nazwiska obecnego prezesa NBP).
Jeszcze hojniejsze były rządy Prawa i Sprawiedliwości, które korzystały ze świetnej koniunktury gospodarczej. Najważniejszą decyzją było stopniowe obniżenie tzw. składki rentowej z 13% do 6%. Dzięki temu pracownikom wzrosły pensje, a pracodawcom spadły pozapłacowe koszty płacy. Był to także jeden z czynników stymulujących wzrost konsumpcji w czasie globalnej recesji. Niestety, rząd PiS-u nie zrekompensował ubytku dochodów budżetowych adekwatnymi cięciami wydatków.
Istotnej zmianie uległ też podatek dochodowy od osób fizycznych. Zlikwidowano najwyższą (40%) stawkę PIT, a najniższą obniżono z 19% do 18%. W praktyce wprowadzono więc podatek liniowy, ponieważ wyższą stawką objętych jest zaledwie kilka procent podatników. Odmrożono także progi podatkowe, ograniczono podatek od spadków i uchwalono tzw. ulgę prorodzinną, pozwalającą każdej rodzinie odliczyć ponad 1100 złotych od podatku za każde posiadane dziecko. Rząd Jarosława Kaczyńskiego był też hojny dla emerytów, którym stopę waloryzacji świadczeń podwyższono o 20% wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce. Ta decyzja obciążyła budżet państwa - czyli ostatecznie podatników - kwotą rzędu kilku miliardów złotych rocznie.
Po załamaniu finansów publicznych w roku 2009 polityka podatkowa uległa radykalnej zmianie. Rząd Donalda Tuska „zapomniał” o postulatach obniżenia podatków, z jakimi szedł do wyborów. Z powodu ogromnej dziury budżetowej podwyższone zostały stawki podatku VAT: główna z 22% do 23%, obniżona z 7% do 8% i preferencyjna z 3% do 5%. Ponownemu zamrożeniu uległ próg podatkowy, w górę poszły stawki akcyzy na papierosy i olej napędowy. Elementem wzrostu obciążeń podatkowych była też odłożona na okres powyborczy zmiana regulacji w podatku Belki, polegająca na likwidacji antypodatkowej furtki w postaci lokat jednodniowych.
Prywatyzatorzy i etatyści
Spore różnice daje się zauważyć na polu sprzedaży majątku państwowego. Po kilkuletnim zastoju w 2005 roku prywatyzację rozruszał Jacek Socha - minister skarbu w rządzie Marka Belki. Za jego rządów na giełdę trafiły takie spółki jak PGNiG, Lotos, Ciech oraz zakłady azotowe w Policach i Puławach. Wielkim wydarzeniem zarówno giełdowym jak i medialnym była oferta publiczna PKO BP, na którą inwestorzy indywidualni wyłożyli przeszło trzy miliardy złotych.
Za rządów PiS prywatyzacja została zatrzymana, ponieważ partia Jarosława Kaczyńskiego uważała ją za „wyprzedaż majątku narodowego”. Na oferty ze strony Skarbu Państwa inwestorzy musieli poczekać do roku 2008, gdy minister Aleksander Grad zainicjował program „akcjonariatu obywatelskiego”, oferując drobnym inwestorom pokaźne papiery państwowych spółek. Ze względu na potężną bessę początki były niezbyt udane - fiaskiem zakończyła się oferta ZA Tarnów oraz Enei. Gdy koniunktura na rynkach akcji uległa poprawie, Ministerstwu Skarbu udało się sprzedać mniejszościowe pakiety Polskiej Grupy Energetycznej, Tauronu, PZU oraz samej GPW. Na giełdowy parkiet trafiły kopalnie węgla, czyli oferta publiczna bogdanki i niezbyt udany debiut JSW. Minister Grad nie zawsze działał jednak w interesie „akcjonariatu obywatelskiego” - czego doświadczyli na przykład posiadacze walorów PGE (Minister finansów sprzedał znaczny pakiet pomimo jasnej zapowiedzi, że tego nie zrobi) czy Banku Gospodarki Żywnościowej (gdzie pierwotna wycena była mocno zawyżona).

* przychody planowane
Źródło: dane Ministerstwa Skarbu. Opracowanie: Bankier.pl
W ciągu czterech lat rząd Platformy Obywatelskiej uzyskał ze sprzedaży majątku państwowego przeszło 41 miliardów złotych. Często nie była to jednak prywatyzacja - czyli oddanie władzy nad spółką prywatnemu inwestorowi. W większości przypadków Skarb Państwa sprzedawał udziały mniejszościowe, pozostawiając kontrolę „prywatyzowanych” spółek w rękach polityków. Zdarzały się także transakcje, w ramach których sprzedawane przez rząd firmy były kupowane przez inne państwowe przedsiębiorstwa. Ponadto wpływy ze sprzedaży majątku były wydawane na bieżące wydatki socjalne, zamiast posłużyć do redukcji długu publicznego lub reformy systemu emerytalnego.
W nadchodzących wyborach nie ma partii, która istotnie i jednoznacznie przysłużyłaby się polskiej gospodarce. Przeszłe osiągnięcia dają jednak do myślenia i pozwalają z dystansem podejść do przedwyborczych obietnic.
Marcin Świerkot
Krzysztof Kolany
Bankier.pl