REKLAMA
TYDZIEŃ Z KRYPTO

Frankowe kredyty kosztują Polaków dodatkowo 30 mld zł

2011-05-30 08:56
publikacja
2011-05-30 08:56

Ryzyko walutowe kredytów można już liczyć w dziesiątkach miliardów. Zadłużenie osób, które w latach 2007-2009 pożyczyły na nieruchomości 68 mld zł we franku szwajcarskim, skoczyło już prawie do 100 mld zł.


Sprawdziliśmy o ile wzrosło zadłużenie osób, które brały kredyty we franku tylko w latach 2007-2009. Wyniki są przerażające. Gdy ówcześni amatorzy szwajcarskiej waluty pożyczyli 68 mld zł, to po przeliczeniu długu po piątkowym kursie (3,26 zł), mają do oddania około 100 mld zł. Grupę osób winną więcej niż pożyczyła można szacować łącznie na około 300 tys. Gdyby dziś chcieli sprzedać swoje nieruchomości i spłacić kredyt, musieliby oddać od około 10 do niemal 60 proc. więcej niż kilka lat temu wypłacił im bank. Nie łatwo w takiej sytuacji sprzedać mieszkanie wychodząc z transakcji bez straty.


Źródło: ZBP.

Największy udział w napompowaniu frankowego zadłużenia mają osoby, które brały kredyty w II i III kwartale 2008 roku. Wtedy frank przeżywał apogeum popularności. Na każde pożyczone na nieruchomości 100 zł ponad 70 zł pochodziło z kredytu właśnie w tej walucie. Na nieszczęście dość licznej grupy kredytobiorców (ok. 100 tys. osób) zbiegło się to czasie z rekordowo niskimi notowaniami CHF. Jak wynika z danych NBP, średni kurs franka w II kwartale 2008 roku wynosił 2,12 zł, a w III jeszcze mniej, bo 2,05 zł. I to po tych kursach Polacy pożyczyli we franku 25,25 mld zł. Dziś po przeliczeniu tych kredytów po piątkowej cenie franka – 3,26 zł – do spłacenia w złotych jest o ponad połowę więcej. To dodatkowe 14 mld zł.

Wartość kredytów mieszkaniowych gospodarstw domowych (mld zł) na koniec marca 2011 r.



W niewiele lepszej sytuacji są amatorzy franka z 2007 roku. Ich kredyty spuchły z 22,7 mld zł do ok. 32 mld zł. A byłoby więcej, gdyby nie fakt, że frank kosztował wówczas przez większą część roku 2,30 zł, a był i kwartał ze średnią 2,40 zł.

Rok 2009 to już przykład skrajnie odmienny. Jak wynika z naszych szacunków frankowe zadłużenie z tego okresu powiększyło się w efekcie skoku kursu o niecały miliard złotych. W 2009 roku kurs franka poszedł już w górę i oscylował średnio w granicach 2,76-3,00 zł, a banki zablokowały sprzedaży kredytów w tej walucie (udzieliły kredytów za niecałe 7 mld zł).

Spłacającym kredyty we franku, szczególnie te zaciągnięte w latach 2007 i 2008, trudno też pocieszać się wzrostem zdobytej w ten sposób nieruchomości, bo właśnie na ten okres przypadł rekordowy wzrost cen mieszkań, domów i działek, i zdecydowana większość z nich jest dziś wyceniana niżej.

Struktura walutowa wartości nowo udzielonych kredytów na nieruchomości




Halina Kochalska / Open Finance
Źródło:
Tematy
Załóż konto osobiste w apce Moje ING i zyskaj 500 zł w promocji „Mobilni zyskują”
Załóż konto osobiste w apce Moje ING i zyskaj 500 zł w promocji „Mobilni zyskują”

Komentarze (14)

dodaj komentarz
~MB_LF
Tak czy inaczej raty przy wysokim kursie są niższe niż te które sam płaciłem 1,5 roku temu, a czemu ? ponieważ stawka referencyjna jest niższa więc oprocentowanie jest niższe. Martwić się mogą tylko Ci co chcą dziś sprzedaż nieruchomość i o to cała prawda o kredycie we franku. Osoby, które dziś płaczą, że niby mają wyższe raty niż Tak czy inaczej raty przy wysokim kursie są niższe niż te które sam płaciłem 1,5 roku temu, a czemu ? ponieważ stawka referencyjna jest niższa więc oprocentowanie jest niższe. Martwić się mogą tylko Ci co chcą dziś sprzedaż nieruchomość i o to cała prawda o kredycie we franku. Osoby, które dziś płaczą, że niby mają wyższe raty niż te co płacili 2 lata temu same nie wiedzą co mówią, proponuję sprawdzić historię z rachunków.
~Frankownica
Szkoda, że do artykułu nie ma linków do archiwalnych artykułów (nie tylko na Bankierze), gdzie ci sami analitycy, eksperci i cała masa innych wróżbitów, namawiała jak szalona do zaciągania kredytów w CHF w latach 2007-2009 ;) Sama brałam kredyt w oparciu o doradcę albo pośrednika, jak kto woli. Trudno, trzeba spłacać i nie ma wyjścia.Szkoda, że do artykułu nie ma linków do archiwalnych artykułów (nie tylko na Bankierze), gdzie ci sami analitycy, eksperci i cała masa innych wróżbitów, namawiała jak szalona do zaciągania kredytów w CHF w latach 2007-2009 ;) Sama brałam kredyt w oparciu o doradcę albo pośrednika, jak kto woli. Trudno, trzeba spłacać i nie ma wyjścia. Ciekawi mnie co będzie jak naprawdę zaczną się kłopoty ze spłatą tych wszystkich kredytów. Bo w komorników, licytacje itp w tej sytuacji raczej nie chce mi się wierzyć (doprowadziłoby to do podobnej sytuacji jak w USA przed upadkiem LB, połączonym z kryzysem w Argentynie z początku wieku)... Póki co, jeśli ktoś wziął kredyt, ale nie na 120% swojej zdolności (nie mylić z LTV) kredytowej, to wciąż jeszcze da się to spłacać. Gorzej z tymi, którzy uwierzyli, że przy ich zarobkach rzędu 1350 zł netto ich mieszkanie 50m w jest warte 320 tys i taki też dostali kredyt (przykład z życia). I jeszcze jedno: analitykiem, doradcą itp. powinno się zostawać na podstawie np państwowej koncesji (patrz np zarządcy nieruchomości), a nie po skończonym 2 tygodniowym szkoleniu. Wtedy można by wprowadzić odpowiedzialność doradców za jakość ich porad. Dziś... cóż: tak samo prawdopodobne jest 4,0 zł za CHF jak i 2,75. Reasumując: ktoś z nami leci w...
~abc
większość spostrzeżeń bardzo trafna :-) problemem nie są wahania kursowe, tylko naiwność ludzi, którzy zadłużali się do granic możliwości. jak się zaczną kłopoty, to pożegnają się z tymi mieszkaniami, które to niby miały być "ich", w przeciwieństwie do tych wynajmowanych.

nie zgadzam się natomiast z tym, że doradcy
większość spostrzeżeń bardzo trafna :-) problemem nie są wahania kursowe, tylko naiwność ludzi, którzy zadłużali się do granic możliwości. jak się zaczną kłopoty, to pożegnają się z tymi mieszkaniami, które to niby miały być "ich", w przeciwieństwie do tych wynajmowanych.

nie zgadzam się natomiast z tym, że doradcy powinni mieć państwowe koncesje. państwowa kontrola, to tylko obiecanki - dużo kosztujące, a mało dające w zamian - w wielu dziedzinach, w których została wprowadzona, widać jak nieefektywnie działa. zamiast tego lepiej żeby takie sprawy regulował rynek. tylko do tego potrzeba wzrostu świadomości klientów (a w tej kwestii, to przed nami jeszcze długa droga). ludzie muszą przede wszystkim zrozumieć, że nie ma czegoś takiego, jak darmowy doradca finansowy itp. a skoro doradca nie żąda od nich pieniędzy, to znaczy, że płaci mu ktoś inny. a jeśli płaci mu ktoś inny, to ciekawe o czyj interes taki doradca dba...
~Frankownica odpowiada ~abc
Miałam na myśli raczej eliminację bezkarności ludzi, którzy lekką ręką (2 tygodnie szkolenia) i łatwymi słowami namawiali i rysowali te swoje wszystkie tabelki i wykresiki. Pamiętam jak Pani w firmie pośredniczącej, na kartce wyjętej z drukarki, którą miała za plecami rysowała mi wykres, na którym już po 17 latach mój kredyt sam Miałam na myśli raczej eliminację bezkarności ludzi, którzy lekką ręką (2 tygodnie szkolenia) i łatwymi słowami namawiali i rysowali te swoje wszystkie tabelki i wykresiki. Pamiętam jak Pani w firmie pośredniczącej, na kartce wyjętej z drukarki, którą miała za plecami rysowała mi wykres, na którym już po 17 latach mój kredyt sam się spłaca... Jedyne co miałam zrobić to podpisać jednocześnie umowę z pewnym bardzo znanym TFI. Na 5 lat. 300 zł wyższa, miesięczna rata Za to już po 17 latach...
Świadomość społeczna... z tym się do końca nie zgodzę. Nie uważam się za "debilkę" i idąc po kredyt, wiedziałam, że nie ma nic za darmo. Celowo poszłam do doradcy. Jestem budowlańcem, a nie rekinem finansjery, potrzebowałam pomocy przy wyborze. Na myśli miałam raczej to, że doradcy powinni być NIE-ZA-LEŻ-NI. Bo ktoś, kto świadomie pomaga ludziom w wyborze ich de facto losu przez najbliższe powiedzmy 30 lat, powinien chociaż w małym stopniu odpowiadać za to co mówi i robi. Stąd pomysł koncesji i licencji - żeby Ci ludzie potrafili się wylegitymować chociaż podstawową wiedzą na temat ekonomii.
Swoją drogą, jestem ciekawa co robi dziś Pani, która pomagała mi... Firmy doradczej już tam nie ma.
~abc odpowiada ~Frankownica
zgadza się, że doradców z łapanki było (i jest) mnóstwo. kompetencje mają niskie, odpowiedzialność żadną.

nie twierdzę w żadnym wypadku, że nie powinni ponosić odpowiedzialności. uważam jedynie, że państwowe koncesje przynoszą więcej złego niż dobrego. lepszym rozwiązaniem byłoby dochodzenie swoich praw za pomocą sądów -
zgadza się, że doradców z łapanki było (i jest) mnóstwo. kompetencje mają niskie, odpowiedzialność żadną.

nie twierdzę w żadnym wypadku, że nie powinni ponosić odpowiedzialności. uważam jedynie, że państwowe koncesje przynoszą więcej złego niż dobrego. lepszym rozwiązaniem byłoby dochodzenie swoich praw za pomocą sądów - zostało się oszukanym - żąda się odszkodowania. i tu dochodzimy do - moim zdaniem - jednego z najistotniejszych problemów naszego kraju - niewydolne i zapchane sądy, powodujące, że ludzie u nas nie mają szans dochodzenia swoich praw. i to nie tylko w kwestiach finansowych. to samo dotyczy np. umów z budowlańcami, mechanikami samochodowymi itp. jedyne na co można liczyć, to ich osobista solidność, bo sądownie nie ma szans czegokolwiek egzekwować. a niejeden potrafi to cynicznie wykorzystywać. w normalniejszym kraju (jak np. USA) za niewywiązanie się z umowy, albo za beztroską niesolidność można kogoś pozwać i w miarę szybko uzyskać sądowy wyrok. gdyby u nas ci wszyscy "fachowcy" dostali raz, czy drugi karę finansową, to dłużej zastanawialiby się, czy przypadkiem nie bardziej opłaca się być solidnym (albo zatrudniać fachowców).

jeśli natomiast chodzi o kontrolę państwową, to moim zdaniem prowadzi ona do patologi typu - dajemy koncesje krewnym i znajomym królika (jak np. zamknięty dostęp do zawodów prawniczych). a w razie problemów sprawy i tak się ostatecznie rozmywają. dlatego uważam koncesjonowanie za rzecz niedobrą, bo ogranicza klientom wolny wybór (podnosząc ceny), a nie zapewnia tego, co obiecuje...
~Frankownica odpowiada ~abc
No i docieramy do sedna... W naszym kraju patologii niestety się nie uniknie. Widzielibyśmy koncesyjne "rozdawnictwo rodzinne i przyjacielskie". Jednak w normalnych warunkach mogłoby to dawać możliwość do dalszych kroków (np na szczeblu legislacyjnym) np umożliwienia ścigania z powództwa publicznego itp itd. oczywiście No i docieramy do sedna... W naszym kraju patologii niestety się nie uniknie. Widzielibyśmy koncesyjne "rozdawnictwo rodzinne i przyjacielskie". Jednak w normalnych warunkach mogłoby to dawać możliwość do dalszych kroków (np na szczeblu legislacyjnym) np umożliwienia ścigania z powództwa publicznego itp itd. oczywiście to tylko sfera marzeń. Nigdy tak nie było i nigdy nie będzie. Pomarzyć jednak wolno każdemu.
Życzę powodzenia i wiele, wiele cierpliwości w tych ciekawych czasach, wszystkim tym, którzy podobnie jak ja, starają się nie zatonąć ;)
~q_werty
Napisała pani z Open Finance. Ta firma ma nielada zasługi w namawianiu na kredyt we frankach i euro.
~Bankowiec
Zasada jest jedna - liczy się wysokość raty, którą trzeba zapłacić, jeśli jest niższa niż dla kredytu w PLN to się opłaca. Wiadomo, jak ktoś brał kredyt przy CHF 1,84 zł, to może być mniej zadowolony, ale pewnie i tak ma mniejszą ratę niz w PLN.
~naiwny
wystarczy ze frank ciut zdrozeje i od razu lamenty nad biegnymi frankowiczami.
ale nikt nie pisze o tych, co dali sie nabrac na kredyt w pln, bo przeciez trzeb brac kredyt walucie, w ktorej sie zarabia itp itd a jak juz sie uzbierala grupka naiwniakow, to dowalili na nowo ysokie % i to jeszcze nie koniec podwyzek. jakos nikt
wystarczy ze frank ciut zdrozeje i od razu lamenty nad biegnymi frankowiczami.
ale nikt nie pisze o tych, co dali sie nabrac na kredyt w pln, bo przeciez trzeb brac kredyt walucie, w ktorej sie zarabia itp itd a jak juz sie uzbierala grupka naiwniakow, to dowalili na nowo ysokie % i to jeszcze nie koniec podwyzek. jakos nikt nie pisze o tym, ze kredyt w pln i tak jest sporo drozszy niz tych we fr. problem maja tak naprawde tylko ci frankowicze, ktoryz wzieli kredyt jak frank kosztowal 2zl, a teraz chceliby ten kredyt w calosci splacic. wowczas faktycznie sa mocno w plecy. ale nikt o zdrowych zmyslach tego robic nie bedzie, wiec go to strzyka, bo i tak placi 1000zl mniej niz ja za porwonywalny kredyt w pln.
wiec przestancie drogie pismaki tak biadolic nad tymi kredytobiorcami w frankcha, bo wbrew temu co wypisujecie, maja sie ciagle duzo lepiej niz naiwniacy zadluzajacy sie w pln.

Powiązane: Nieruchomości

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki