Doniesienia sprzed tygodnia okazały się prawdą w przeciwieństwie do fałszywej informacji, która w ostatni piątek na krótko podbiła notowania WeWork o 150 proc. Być może był to ostatni wyskok akcji "najbardziej wartościowego" amerykańskiego start-upu, który został właśnie oficjalnie bankrutem.


W poniedziałek 6 listopada WeWork złożył wniosek o upadłość w Stanach Zjednoczonych. Z wniosku o ochronę przed wierzycielami, który trafił do sądu w New Jersey, wynika, że spółka ma do spłacenia 50 mld dolarów zobowiązań. Zajmujący się wynajmem przestrzeni biurowych start-up notował straty nieprzerwanie od wielu kwartałów i stara się renegocjować kosztowne umowy z właścicielami budynków.
Biznes wspierało wielu głośnych inwestorów, w tym banki z Wall Street (m.in. JPMorgan Chase), firma venture capital Benchmark oraz japoński konglomerat SoftBank Group, który stał się głównym udziałowcem firmy. Gigant przeznaczył na jej rozwój miliardy dolarów i jest w posiadaniu 60% udziałów WeWork.
Akcje spółki dosięgły w ostatnich dniach liczne zawirowania. W piątek w handlu posesyjnym kurs WeWork wystrzelił po pojawieniu się fałszywej wiadomości o możliwym wykupieniu spółki. Według informacji opublikowanej w BusinessWire Cole Capital Funds miał zgłosić chęć wykupienia 51 proc. udziałów po 9 dolarów za akcję.
Proponowana cena była o 8,16 dol. wyższa od notowań spółki z 2 listopada. W wyniku doniesień akcje WeWork wzrosły o ponad 150 proc., przebijając poziom 2 dol., po czym gwałtownie spadły, gdy informacja o przejęciu została zdementowana.


Wcześniej 1 listopada kurs akcji WeWork przepołowił się po artykule The Wall Street Journal, w którym dziennik informował, że spółka planuje w przyszłym tygodniu złożyć wniosek o upadłość. Jak widać, doniesienia okazały się prawdą.
Wyceniany kiedyś na 47 mld dolarów WeWork był nazywany najbardziej wartościowym amerykańskim start-upem i ulubieńcem Doliny Krzemowej. Spółka oferowała elastyczny najem powierzchni biurowych. Pod koniec czerwca posiadała lokale w 777 lokalizacjach na terenie 39 państw (także w Polsce). Od swojego debiutu spółka straciła na wartości ponad 99 proc.


Niezły pomysł biznesowy WeWork zderzył się z fatalnym zarządzeniem w wykonaniu byłego prezesa spółki Adama Neumanna oraz trafił na najgorszy możliwy okres do realizacji. Covidowe lockdowny sprawiły, że pracownicy biur przeszli na pracę zdalną. Pogorszenie warunków makroekonomicznych i gwałtowny wzrost inflacji zmusiły mniejsze firmy i start-upy, które stanowiły dużą część klientów spółki, do cięcia kosztów.
Dodatkowo właściciele lokali, w których wynajmie pośredniczyło WeWork, nie chcieli renegocjować drogich umów, firma zaczęła tracić na tym setki milionów, a później miliardy dolarów co kwartał. Jednocześnie konkurenci WeWork, którzy oferowali wcześniej długoterminowe kontrakty najmu, zmienili swoje modele biznesowe i dostosowali się do sytuacji na rynku.
Na temat losów WeWork powstał serial WeCrashed z Jaredem Leto i Anne Hathaway. Więcej o historii spółki w tekście “Kurs generatora strat odżył. Odbicie zdechłego kota?” pisał na łamach Bankier.pl Michał Kubicki.