Prokuratura Okręgowa w Radomiu wszczęła śledztwo w sprawie handlu bronią pomiędzy Fabryką Broni Łucznik z Radomia a amerykańską spółką Arms of America. Śledczy sprawdzą, czy zarząd Łucznika, zmieniając umowę z kontrahentem z USA, mógł narazić firmę na szkodę w wysokości 1,2 mln dolarów.


Rzeczniczka prokuratury Aneta Góźdź poinformowała w środę, że śledztwo zostało wszczęte 30 lipca w związku z doniesieniem posła KO Konrada Frysztaka.
- Postępowanie dotyczy sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa wyrządzenia znacznej szkody majątkowej o wartości nie mniejszej niż 1,2 mln dolarów na Fabrykę Broni Łucznik - Radom w okresie od marca 2023 r. do sierpnia 2024 r. – powiedziała rzeczniczka.
Śledczy zbadają, czy zarząd radomskiej spółki właściwie zabezpieczył interesy majątkowe Łucznika przy realizacji umowy zawartej z Arms of America, a dotyczącej dystrybucji wyrobów Łucznika na terenie USA.
Na pewnym etapie współpracy doszło bowiem do zmiany warunków umowy. Wprowadzono korzystny dla Amerykanów mechanizm odroczonej płatności przy jednoczesnym wprowadzeniu zapisu o przeniesieniu własności urządzeń już z chwilą wystawienia faktury. Śledczy zbadają też kwestię realizacji dużych zamówień, pomimo znacznego opóźnienia w płatnościach przez Arms of America.
Frysztak złożył w kwietniu doniesienie do prokuratury po publikacji Onetu. Na konferencji prasowej mówił wówczas, że jego zastrzeżenia dotyczą decyzji zarządu spółki działającego w latach 2021-24, czyli byłego prezesa Wojciecha Arndta i Seweryna Figurskiego, byłego zastępcy, a obecnie prezesa spółki.
W ocenie parlamentarzysty KO, w trakcie kiedy zarządzali oni Łucznikiem doszło do niekorzystnej dla fabryki zmiany zapisów umowy z amerykańskim pośrednikiem w handlu bronią.
Frysztak powołał się na doniesienia portalu Onet, który opisał, jak radomska spółka, chcąc wejść na amerykański rynek, nawiązała współpracę z niewielką firmą z Teksasu, poprzez którą sprzedawała w USA karabinki Beryl, pistolety VIS 100 oraz części do tej broni.
Według Onetu, współpraca układała się dobrze do momentu, kiedy amerykańska firma najpierw wysyłała fabryce pieniądze, a dopiero potem otrzymywała od niej broń. "Wszystko zmieniło się w 2023 r., kiedy prezes fabryki Wojciech Arndt oraz wiceprezes Seweryn Figurski zmodyfikowali umowę z Amerykanami w ten sposób, że to fabryka najpierw zaczęła wysyłać broń, a potem czekała na zapłatę" – napisał portal.
Według ustaleń Onetu, jeszcze w tym samym roku zaczęły się problemy z płatnościami. Mimo że dług narastał, radomska fabryka nie przestawała wysyłać Amerykanom broni.
Według Onetu, radomski zakład wciąż wysyłał towar, mimo że kontrahent nie płacił, bo mogło chodzić o premie, które zarząd przyznał sobie za wypełnienie rocznego planu. - Prezes i wiceprezes zarabiali po około 480 tys. złotych rocznie, więc premia mogła stanowić połowę rocznych zarobków – wskazał portal.
Prezes zarządu Fabryki Broni Łucznik Radom Seweryn Figurski zaprzeczył doniesieniom medialnym. - Fabryka Broni nie straciła nawet jednego dolara na współpracy z Amerykanami, wręcz przeciwnie zarobiliśmy na tym miliony złotych – powiedział Figurski.
Według niego, kwestionowana zmiana sposobu rozliczania z Amerykanami jest "zwykłą decyzją biznesową, która była podyktowana doskonałą współpracą z tym partnerem". - Ale rynek broni cywilnej, zwłaszcza w Ameryce, rządzi się swoimi prawami; rynek trochę zwolnił, powstało zadłużenie, które jest sukcesywnie spłacane – powiedział szef zarządu Łucznika.
Zapewnił, że radomska fabryka jest w doskonałej kondycji.
- Jesteśmy praktycznie najwyżej pozycjonowani ze spółek w PGZ, osiągnęliśmy rekordowe zyski, kilkusetmilionowe przychody, jesteśmy ekstremalnie efektywnym przedsiębiorstwem, z roku na rok poprawiamy tylko swoje wyniki – oświadczył prezes Łucznika. (PAP)
ilp/ mrr/