Podczas gdy praktycznie cała strefa euro doświadcza statystycznej deflacji cenowej, to w Europie Środkowej spustoszenie w portfelach konsumentów czyni inflacyjna hydra.


Według najnowszych danych Eurostatu inflacja HICP (czyli zharmonizowany indeks cen konsumpcyjnych) w strefie euro wyniosła -0,4% mdm i -0,2% rdr. W ten oto sposób po raz pierwszy od kwietnia 2016 roku w eurolandzie mamy do czynienia ze statystyczną inflacją cenową.
Piszę statystyczną, ponieważ HICP jak każdy tego typu wskaźnik jest jedynie próbą uśrednienia milionów cen i milionów różnych profili konsumpcji. Natomiast faktyczna skala inflacji (czyli spadku siły nabywczej pieniądza) jest w znacznym stopniu kwestią indywidualną i zależy od tego, co konkretny konsument kupuje (i czego nie kupuje).
Po drugie, za całą tą deflację na poziomie HICP odpowiada w zasadzie tylko jedna kategoria dóbr: energia, gdzie odnotowano spadek cen aż o 7,8% rdr. A konkretnie chodzi o wciąż niższe niż przed rokiem ceny paliw wynikające z covidowej przeceny ropy naftowej. Droższe niż przed rokiem była zarówno żywność jak i usługi.
Najgłębszy roczny spadek wskaźnika HICP zaobserwowano na Cyprze (-2,9% rdr), w Grecji (-2,3%) oraz w Estonii (-1,3%). Najwyższą inflację HICP w strefie euro odnotowano w sierpniu w Austrii i na Słowacji (1,4% rdr).
Za to z wciąż wysoką inflacją borykają się mieszkańcy krajów Europy Środkowej, które nie zdecydowały się przystąpić do unii walutowej. Statystyczny wzrost cen w Rumunii wyniósł 2,5%, w Czechach 3,5%, w Polsce 3,7%, a w Czechach aż 4,0%.
Krzysztof Kolany

























































