Najpierw dobre wieści. Zdaniem analityków, możemy liczyć na kilkuprocentowy spadek cen ubrań i obuwia. Według Marty Pachli-Zagajewskiej z Raiffeisen Bank Polska zapłacimy mniej o 3 proc. Niestety, optymizmu pani ekspert nie podzielają producenci, z których część zapowiada duże podwyżki. Mamy je odczuć kupując wiosenne kolekcje. Według czarnych prognoz, ciuchy mogą zdrożeć nawet o 20-30 procent. Na szczęście analitycy uspokajają: nie będzie źle...
Popularne polskie marki, takie jak Reserved, House czy Top Secret szyte są w Chinach. Nasze firmy rozliczają się z tamtejszymi fabrykami w dolarach. Poprzednią wiosenną kolekcję zamawiano, gdy amerykańska waluta kosztowała ok. 2,4 zł. Tegoroczną przy kursie w granicach 3 zł.
- Ubrania muszą zdrożeć - powiedział nam Dariusz Pachla, wiceprezes LPP, właściciela marki Reserved. - Oczywiście nie wszystkie o kilkadziesiąt procent. W niektórych przypadkach, zamiast radykalnie podnosić cenę, uprościmy wzór. Nie wykluczam też, że w ostateczności mogą się pojawić gorsze materiały.
Kosmetyki nawet jeśli podrożeją, to nieznacznie. Katarzyna Bochner, redaktor naczelna "Wiadomości Kosmetycznych", nie przewiduje spadku popytu, który mógłby niekorzystnie wpłynąć na poziom cen.
- Kryzys najmniej dotknie branżę spożywczą i kosmetyczną, gdyż są to dobra pierwszej potrzeby - tłumaczy Katarzyna Bochner. - Producenci nie korygują na razie swoich planów, nie rezygnują z uruchamiania nowych linii. Decydujące będzie pierwsze półrocze, po nim przyjdzie czas na ewentualną korektę założeń.
Nie musimy się zbytnio martwić wzrostem cen dermokosmetyków, czyli preparatów kupowanych w aptekach. Zdaniem Moniki Stefańczyk, głównego analityka rynku farmaceutycznego firmy badawczej PMR, właściciele aptek mogą konkurować cenowo właśnie w tym zakresie. Ma to związek z nowelizacją prawa farmaceutycznego, która zakłada, że leki refundowane muszą być sprzedawane po takich samych cenach we wszystkich punktach.
Klienci sklepów z artykułami gospodarstwa domowego i sprzętem elektronicznym dostaną po kieszeni. Do ceny pralek, lodówek i innych trzeba będzie doliczyć opłatę recyklingową. W przypadku lodówki wyniesie ona 30 zł, pralki 10 zł, telewizora ok. 7 zł. - Standardowo może to być 3-5 proc. ceny towaru, w zależności od tego, jak wysokie są koszty przetworzenia produktu - informuje Wojciech Konecki z Europejskiego Stowarzyszenia Producentów AGD. - Spadek sprzedaży może rodzić pokusy podnoszenia cen, ale nie sądzę, by handlowcy się na to decydowali, bo dodatkowo zniechęciliby kupujących.
Do podobnego wniosku doszła Wioletta Batóg z Media Markt. W październiku ubiegłego roku średnio o 10 proc. podrożała w sieci część elektroniki. Zdaniem przedstawicielki sklepu, kolejne pod- wyżki nie są uzasadnione.
Pod koniec ubiegłego roku Toyota zachęcała w radiowych spotach: kupujcie teraz, po Nowym Roku będzie drożej. Dilerzy Toyoty zapowiedzieli, że modele z 2009 roku będą droższe o ok. 6 procent. Podobnie jest w przypadku innych marek.
- Do najtańszych modeli z rocznika 2009 dopłacimy kilkaset złotych, do najdroższych kilka tysięcy - prognozuje Wojciech Drzewiecki, szef firmy Samar, monitorującej sprzedaż samochodów w Polsce. - Auta muszą zdrożeć. Jednym z podstawowych elementów ceny jest bowiem kurs złotówki. A ta jest dzisiaj bardzo słaba.
Pocieszające może być, że atrakcyjne cenowo modele z rocznika 2008 będzie można trafić w salonach jeszcze przez wiele miesięcy, a już w październiku rozpocznie się wyprzedaż aut z roku 2009.
Jeszcze silniej i bardziej bezpośrednio wysoki kurs euro i dolara odbije się na cenach aut sprowadzanych z zagranicy. W porównaniu z lipcem ubiegłego roku euro zdrożało o ok. 30 procent względem złotówki. Ceny aut z Niemiec czy Francji już teraz są wyższe o ok. 15 procent. Zdaniem Wojciecha Drzewieckiego, nie będziemy jednak wydawać więcej na samochody z Zachodu. Żeby oszczędzić, będziemy po prostu sprowadzać wozy starsze o rok lub dwa.
Dzięki decyzji rządu, dodatkowo zdrożeją największe auta. Od stycznia o 5 procent wzrasta akcyza na nowe i używane samochody z silnikiem o pojemności powyżej 2 litrów. Pojazd, który dziś kosztuje 100 tys. zł, zdrożeje o ponad 4 tysiące.
Amatorzy zagranicznych wycieczek być może wybiorą opalanie nad kapryśnym rodzimym Bałtykiem. Aleksandra Kosmala z działu marketingu łódzkiego biura podróży Rainbow Tours tłumaczy, że w stosunku do ubiegłego roku ceny wczasów już wzrosły średnio o 10 proc. Pracownicy biura starali się dostosować ofertę do kursów walut, więc ceny poszybowały w górę.
POLSKA Dziennik Łódzki
A. Zboińska, P. Brzózka