Nowelizacja ustawy o promocji zatrudnienia jeszcze nie weszła w życie, a już wywołuje kontrowersje. Urzędnicy z Powiatowych Urzędów Pracy przekonują, że profilowanie bezrobotnych w niektórych jednostkach jest niemożliwe. Ponadto narzekają, że dołożono im tylko zadań bez dostarczenia nowych środków na ich wykonanie.
W zeszłym tygodniu prezydent podpisał nowelizację o promocji zatrudnienia, której celem jest częściowa reforma i usprawnienie pracy urzędów pracy oraz wprowadzenie nowych instrumentów ułatwiających przeciwdziałanie bezrobociu. Do najważniejszych zmian należą: zmiana definicji młodego na rynku pracy, którym jest każda osoba do 30. roku życia, zagwarantowanie absolwentom udziału w stażu do 4. miesięcy po zakończeniu nauki oraz wprowadzenie bonu na przesiedlenie o wartości do 7 tys. zł umożliwiającego przeprowadzkę do innej miejscowości, gdzie bezrobotny dostał legalną pracę.
Jednak część rozwiązań budzi zastrzeżenia urzędników. W teorii każdemu bezrobotnemu zostanie przypisany doradca zawodowy, którego celem będzie aktywna pomoc w poszukiwaniu rozwiązania idealnie dopasowanego dla konkretnego przypadku. Bezrobotni będą podzieleni według trzech profili i to właśnie profilowanie budzi najwięcej wątpliwości.
Pierwszy profil dotyczyć będzie osób, które muszą podnieść swoje kwalifikacje. To dla nich przewidziane będą staże, szkolenia i inne kursy. Inaczej będzie prowadzony ten bezrobotny, który poszukuje konkretnej oferty pracy. Otwartym pozostaje pytanie, czy taka osoba w ogóle potrzebuje pomocy urzędu.
Inne działania podejmowane będą wobec długotrwale bezrobotnych - posiadających status tzw. osoby będącej w szczególnej sytuacji na rynku pracy. Tu z kolei powstaje pytanie, czy taka osoba chce pomocy urzędu.
19 tys. urzędników w PUP-ach
W Polsce mamy ponad 340 powiatowych urzędów pracy. W niektórych jednostkach zarejestrowane jest nawet kilkanaście tysięcy bezrobotnych. W sumie w urzędach zatrudnionych jest ok. 19 tys. urzędników, ale tylko 7 tys. z nich bezpośrednio rejestruje bezrobotnych. Słowem, na jednego pracownika przypada ok. 300 osób poszukujących pracy. Urzędników będących pośrednikami pracy jest ok. 3,6 tys., czyli na jednego przypada już prawie 600 bezrobotnych.
Sprofilowanie większości zarejestrowanych jako osoby, które nie poszukują zatrudnienia, ujawni szokującą prawdę – chętny do znalezienia pracy poradzi sobie sam bez pomocy PUP-u i nawet nie będzie myślał o wypełnianiu jakiejkolwiek ankiety.
Etat znajdzie po sprawdzeniu ofert w internecie, a do PUP-u przyjdzie tylko po pieniądze na przeprowadzkę. To będzie stanowić argument przeciwko urzędnikom pracującym w urzędach pracy a co za tym idzie – likwidacji tej instytucji. I tego właśnie boi się administracja – nie dodatkowej pracy, tylko tego, że paradoksalnie jej owocem będzie czytelna informacja, że PUP-y są całkowicie zbędne.
Łukasz Piechowiak, główny ekonomista Bankier.plŁukasz Piechowiak
