Zegary długu na całym świecie tykają bez przerwy, jednak największą uwagę przyciągają wówczas, gdy wybijają okrągłe poziomy.


W ubiegłym roku japoński dług przekroczył 1 000 000 000 000 000 jenów, a w tym polski licznik długu publicznego pokazał ponad 1 000 000 000 000 złotych. Dziś przyszła kolej na Amerykanów, którzy obchodzą "zadłużeniową osiemnastkę".
Według najnowszych danych udostępnianych przez Departament Skarbu, amerykański dług publiczny wynosi już 18 005 549 328 561,45 dolarów. Słownie osiemnaście bilionów pięć miliardów pięćset czterdzieści dziewięć milionów trzysta dwadzieścia osiem tysięcy pięćset sześćdziesiąt jeden dolarów i 45 centów.
ReklamaNa tę kwotę składają się dług będący w posiadaniu instytucji rządowych (5 082 867 603 128,51 USD) oraz w rękach pozostałych podmiotów (12 922 681 725 432,94 USD). W przeliczeniu na głowę mieszkańca, dług ten wynosi ponad 56 tys. dolarów. Bardziej zadłużeni są tylko Japończycy i Irlandczycy.

Amerykański dług wynosi już 103% PKB, co stawia światowe supermocarstwo obok takich krajów jak Hiszpania czy Francja. Relacja ta byłby jeszcze wyższy gdyby nie zmiana sposobu liczenia wzrostu gospodarczego, która podbiła mianownik wskaźnika.
Wzrost długu publicznego USA zdecydowanie przyspieszył po tym, jak na rynkach finansowych rozpoczął się kryzys, a do Białego Domu wprowadził się Barack Obama. Od 21 stycznia 2009 r., kiedy 44 prezydent objął urząd, amerykańskie zadłużenie wzrosło w ujęciu nominalnym 7,38 bln czyli aż o 69,5%. Dla porównania za czasów prezydentury George'a W. Busha na liczniku długu przybyło 4,89 bln, a za "panowania" wszystkich poprzednich 42 prezydentów uzbierało się jedynie 5,72 bln dolarów. Oczywiście na taki obraz sytuacji rzutuje nie tylko nadmierna skłonność do sięgania po dług, lecz także radykalny spadek siły nabywczej dolara.