W ostatnich dniach Komisja Nadzoru Finansowego umieściła na liście ostrzeżeń publicznych dwa podmioty prowadzące usługi wymiany kryptowalut. Jednocześnie nadzorca przygotował zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Wbrew pozorom kluczową kwestią w tych sprawach nie są wcale wirtualne waluty, a raczej obrót „oficjalnym” pieniądzem.
Działania KNF traktowane są przez zwolenników kryptowalut jako atak finansowego establishmentu na nowy, zagrażający mu fenomen. Trudno uniknąć tego skojarzenia, zwłaszcza że ostatnie ruchy nadzoru zbiegły się z wcześniejszą akcją ostrzegającą przed bitcoinem i innymi wirtualnymi walutami oraz utrzymanymi w podobnym tonie wypowiedziami przedstawicieli banku centralnego i rządu. Na sytuację warto jednak spojrzeć z punktu widzenia obowiązującego prawa i zadań, jakie narzucono KNF.
W obu przypadkach, platform BitBay i Abucoins, nadzorca poinformował, że powiadomił prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z art. 150 ust. 1 ustawy o usługach płatniczych. Artykuł ten brzmi następująco – „kto, nie będąc uprawnionym, prowadzi działalność w zakresie świadczenia usług płatniczych lub w zakresie wydawania pieniądza elektronicznego, podlega grzywnie do 5 000 000 zł albo karze pozbawienia wolności do lat 2, albo obu tym karom łącznie”.
Czy giełda to zwykły e-sklep?
Teoretycznie giełda kryptowalut nie świadczy usług płatniczych – pozwala zakupić od innych użytkowników lub sprzedać tokeny. Wirtualne waluty nie są instrumentami finansowymi i nie można uznać ich za pieniądz elektroniczny. Giełda przypomina zatem raczej sklep internetowy lub platformę aukcyjną, na której handluje się towarami istniejącymi wyłącznie w środowisku elektronicznym.
Jest jednak jedna istotna różnica – wpłacane przez klientów środki pieniężne (oficjalny pieniądz, np. złote) mogą pozostawać na koncie użytkownika przez dłuższy czas niewykorzystane. Również waluty fiat otrzymane po sprzedaży kryptowalut nie muszą być natychmiast wypłacane, np. na rachunek bankowy klienta. Jak potraktować tego rodzaju środki? Jako depozyt, przedpłatę? Jedna z interpretacji, którą zapewne przyjął nadzór, to uznanie, że mamy do czynienia z (pseudo)rachunkiem płatniczym, a taką usługę zgodnie z prawem oferować mogą tylko licencjonowane instytucje.
Niektóre giełdy same naraziły się na ryzyko konfliktu z nadzorcą, reklamując swój produkt jako „konto”, do którego podłączyć można nawet przedpłaconą kartę płatniczą. Jednocześnie w regulaminach pomija się kwestię statusu prawnego wpłaconych środków. „Środki pieniężne, wyrażone w walutach fiat, wpłacane przez użytkowników na poczet przyszłych transakcji pozostają w wyłącznej dyspozycji użytkownika (brak możliwości rozporządzania zgromadzonymi środkami przez BitBay wykraczającymi poza dyspozycje składane przez użytkowników)” – to cytat z dokumentu obowiązującego użytkowników platformy.
„Zapewniamy, że środki naszych klientów są bezpieczne. Każdy z naszych użytkowników posiada indywidualny, wirtualny rachunek PLN prowadzony przez bank (alias). Obsługę depozytów oraz wypłat w walutach USD i EUR gwarantuje natomiast operator płatności, który jest podmiotem nadzorowanym i licencjonowanym przez KNF. Klienci naszej giełdy nie muszą obawiać się o swoje depozyty oraz dostęp do nich” – informował po doniesieniach o działaniach KNF BitBay. Fakt, że środki klientów przechowywane są w banku, nie sprawia, że będą one bezpieczne w razie kłopotów firmy prowadzącej platformę.
Był precedens
Przypomnijmy, że pod koniec 2016 r. z internetu zniknęła jedna z giełd kryptowalut o polskim rodowodzie – Bitcurex. Pisaliśmy wówczas, że „użytkownicy stracili dostęp do przesłanych na giełdę bitcoinów oraz środków pieniężnych. Działalność firmy nie podlega regulacjom typowym dla instytucji płatniczych, a pieniądze klientów nie były objęte żadną ochroną”. Klienci giełdy muszą samodzielnie starać się o odzyskanie należności, na zasadach podobnych jak inni wierzyciele.
Podmioty posiadające status instytucji płatniczej są zobowiązane m.in. do osobnego przechowywania przyjętych środków przeznaczonych na przyszłe transakcje płatnicze lub objęcia ich gwarancją bankową albo ubezpieczeniem (z upoważnieniem KNF do wydawania dyspozycji wypłaty). Upadłość dostawcy nie zagraża zatem bezpieczeństwu środków klientów – wydzielone pieniądze są wyłączone z masy upadłości.
Losy giełd kryptowalut, którym zarzuca się świadczenie usług płatniczych bez zezwolenia nie są wcale przesądzone. Argumenty KNF nie muszą znaleźć zrozumienia na dalszych etapach dochodzenia – być może platformy nie zostaną uznane za podmioty podlegające regulacjom ustawy. Nadzór zdecydował się jednak na interwencję, która przy okazji pomoże wyjaśnić status przedsiębiorców działających na tym rynku. Szkoda tylko, że nie mogło to się stać wcześniej i poprzez dialog z samymi zainteresowanymi.























































