Dla byłego syndyka masy upadłościowej i obecnego prezesa spółki ugoda z Deloitte to spory sukces. Koncern Parmalat zbankrutował w 2004 roku, po tym, jak okazało się, że jego długi można liczyć w miliardach. Ogólnoświatowa sieć firm-widm wyprowadzała ze spółki pieniądze i ukrywała na zagranicznych kontach, natomiast znane i dotąd szanowane instytucje bankowe oraz audytorskie pomagały jej w tym procederze, tuszując kłopoty finansowe i ukrywając prawdziwe informacje przed akcjonariuszami.
Milionowe odszkodowania
Po wyjściu na jaw informacji o największym skandalu finansowym w historii Włoch, Bondi ruszył na wojnę z bankami i firmami audytorskimi, które naraziły koncern na straty. Zarzucił im, że wiedząc o ciężkiej sytuacji Parmalatu, nie zrobiły nic, by zapobiec finansowej tragedii. Mało tego – milcząc wspierały pośrednio tych, którzy działali na jej szkodę. Przyniosło to pozytywny skutek – Bondi porozumiał się z czterema oskarżonymi bankami. Banca Nazionale del Lavoro zapłacił Parmalatowi 112 mln euro, dalsze 155 mln euro zapłacił amerykański bank Morgan Stanley, Banca-Intesa-Tochter Nextra–160 mln euro, natomiast Banca Popolare Italiana – 72 mln euro.
Odbicie od dna
Ciągle jeszcze na rozstrzygnięcie czekają pozwy przeciwko Citigroup, Bank of America, Deutsche Bank i przeciw firmie audytorskiej Grant Thornton International. Na ostateczną decyzję czekają też roszczenia dawnych akcjonariuszy i wierzycieli koncernu, którzy także zaskarżyli te instytucje. We wrześniu 2005 r. Parmalat powrócił na giełdę wraz z nową emisją akcji. W pierwszych miesiącach ich cena spadła o jedną trzecią. Jednak w ubiegłym roku zaczęły znowu zyskiwać na wartości, by osiągnąć najwyższy poziom w swej historii.
Oszukiwani akcjonaiusze
Do głośnego bankructwa Parmalatu, znanego producenta wyrobów mlecznych, doszło w grudniu 2003 roku, po tym jak odkryto, że konto spółki w Bank of America, na którym miało się znajdować 4 mld euro, świeci pustkami. Zaskoczeni akcjonariusze z dnia na dzień dowiedzieli się, że ich firma, która miała sobie dobrze radzić, ma długi, które w sumie wynosiły 14 mld dolarów.
Zaniedbanie czy przyzwolenie?
Według włoskich śledczych, wszystkie wspominane wcześniej banki miały poprzez swe transakcje wspierać firmę, w czasie, gdy zarząd wmawiał inwestorom, że firma jest w dobrej kondycji finansowej. Faktycznie była w tym czasie już bankrutem. Bondi oskarżał też banki o to, że otrzymywały pieniądze od Parmalatu w pierwszej kolejności, pomimo tego, że inni wierzyciele mieli do nich większe prawo. Sami audytorzy oskarżani byli o profesjonalne zaniedbania, ponieważ przeoczyli zaniedbania finansowe.
Enron = Parmalat?
To nie pierwsza tego typu historia, gdy prowadzi się kreatywną księgowość, oszukując jednocześnie inwestorów i nie podając informacji na temat faktycznego stanu finansów firmy. Dramat włoskiego Parmalatu porównywano często z aferą związaną z upadkiem amerykańskiego koncernu Enron. Jednak jeśli chodzi o pieniądze, to skala jest nieporównywalna. Podczas gdy zarząd Enronu ukrył straty rzędu 500 mln dolarów, to w przypadku Parmalatu było to 14 mld.
Po Andersenie, Deloitte…
Ale podobnie jak w USA, tak i w tym przypadku zarzuty stawiano nie tylko księgowym i zarządom spółek, ale również firmom audytorskim. Afera Enronu ujawniła oszustwa, a następnie doprowadziła do upadku globalnego giganta w dziedzinie audytu – firmy doradczej Arthur Andersen. Jak się wtedy okazało, jej pracownicy nie tylko przymykali oko na fałszerstwa Enronu, ale doradzali mu tego typu praktyki przez okres kilku lat. Udowodniono również, że ten proceder nie odbywał się za darmo. Andersen ukrywał bowiem wielomilionowe długi bankruta w zamian za ogromne honoraria. Zapewne podobną rolę w przypadku afery Pamalatu odegrały dwie firmy audytorskie: Deloitte & Touche i Grant
Thornton. Klęska Andersena
Doszczętnie zniszczona opinia Andersena nie pozwoliła mu dalej funkcjonować na globalnych rynkach. Ratunkiem okazały się regionalne fuzje z innymi firmami. Jeżeli chodzi o Polskę, Andersen 4 czerwca 2002 r. połączył się z Ernst & Young. Natomiast były dział business consulting, już bez większego rozgłosu, rozpoczął najpierw samodzielną egzystencję jako Andersen Business Consulting, by następnie połączyć się z polskim oddziałem firmy doradczej Deloitte.
Co dalej?
Włoskiego oddziału Deloitte nie czekał tak smutny koniec jak Artura Andersena, jednak kara finansowa powinna być bolesną nauczką za współudział w doprowadzeniu włoskiego koncernu do upadku. A udział w jednej z największych afer z wykorzystaniem kreatywnej księgowości nie wpłynie zapewne pozytywnie na wizerunek globalnej firmy audytorskiej, dla której wiarygodność jest w końcu niezbędna do sprawnego funkcjonowania.
Eliza Snowacka