Karoline Leavitt nie szczędzi Chinom słów krytyki. Znana ze swego ostrego języka rzeczniczka Białego Domu została nazwana przez dyplomatę z Państwa Środka hipokrytką, gdy wyszło na jaw, że lubi występować przed kamerami w ubraniach "made in China".


- Chiny muszą zawrzeć z nami umowę. My nie musimy zawierać umowy z nimi. Chiny potrzebują tego, co mamy, czyli amerykańskiego konsumenta - zaznaczyła podczas jednej z konferencji prasowych Karoline Leavitt. Sama się nim okazała.
Konsul generalny Chińskiej Republiki Ludowej w Indonezji Zhang Zhisheng opublikował zdjęcie z konferencji prasowej Białego Domu z 31 stycznia, na której rzeczniczka miała na sobie sukienkę łudząco podobną [nikt przecież dokładnie nie widział metki] do tych szytych w Chinach na zlecenie firmy Self Portrait stworzonej przez malezyjsko-chińskiego projektanta, a zarejestrowanej w Wielkiej Brytanii.
"Oskarżanie Chin to czysty interes, a kupowanie w Chinach - realia. Piękną koronkę zdobiąca sukienkę rozpoznał jeden z pracowników chińskiej firmy" - napisał na X dyplomata.
Jak na razie Biały Dom nie skomentował całej sprawy. Internet jednak wrze od komentarzy, że "Leavitt jednocześnie nawołuje do bojkotu, a sama używa chińskich towarów".


Na szczęście z zakupami zdążyła przed 245 proc. cłami.
***
Popkultura i pieniądze w Bankier.pl, czyli seria o finansach "ostatnich stron gazet". Fakty i plotki pod polewą z tajemnic Poliszynela. Zaglądamy do portfeli sławnych i bogatych, za kulisy głośnych tytułów, pod opakowania najgorętszych produktów. Jakie kwoty stoją za hitami HBO i Netfliksa? Jak Windsorowie monetyzują brytyjskość? Ile kosztuje nocleg w najbardziej nawiedzonym zamku? Czy warto inwestować w Lego? By odpowiedzieć na te i inne pytania, nie zawahamy się zajrzeć nawet na Reddita.
opr. aw