W poniedziałek po południu doszło do gwałtownego i krótkotrwałego umocnienia jena japońskiego względem dolara. „Pachnie” to interwencją walutową Banku Japonii.


Chwilę po 17:00 kurs USD/JPY nagle runął, w ciągu kilku minut spadając z 150,15 do 147,29, by momentalnie podskoczyć do ok. 149 jenów za dolara. Jest mała szansa, że ruch ten był przypadkowy. A to dlatego, że chwilę wcześniej kurs USD/JPY po raz pierwszy od blisko roku naruszył psychologiczną barierę 150 jenów za jednego dolara.
Tego typu zdarzenia na jednej z najważniejszych par walutowych świata nie przytrafiają się codziennie. Zwykle są one wynikiem błędu ludzkiego lub działania algorytmów na niepłynnym rynku. Jednakże tym razem zapewne nie był to błąd, lecz celowe działanie. Tropy wiodą do Banku Japonii, który już rok temu interweniował na rynku, gdy kurs USD/JPY zbliżał się do 150 jenów.
Wtedy Japończycy wyszli z otwartą przyłbicą i publicznie przyznali się do manipulowania rynkiem jena. Teraz jednak nabrali w wody w usta. Minister finansów Shunichi Suzuki odmówił komentarza, mówiąc tylko, że „jesteśmy gotowi, by podjąć niezbędne akcje przeciwko nadmiernej zmienności i nie wykluczamy żadnej opcji”. To trochę tak, jakby potwierdził nie potwierdzając tego wprost.
Monetarni kamikaze
Od początku roku jen stracił do dolara prawie 12% po tym, jak w roku 2022 osłabił się o 12,3%, a w 2021 oddał 10,3%. W rezultacie japońska waluta jest obecnie najsłabsza od 33 lat względem dolara. Zapaść jena jest konsekwencją obłąkanej polityki monetarnej prowadzonej przez Bank Japonii.
Japończycy uparcie utrzymują niedodatnie stopy procentowe oraz usiłują sztucznie zaniżać rentowności obligacji skarbowych. To wszystko w warunkach inflacji od roku przekraczającej 3% (przy 2-procentowym celu inflacyjnym) i najwyższych od ponad dekady rentownościach obligacji w USA i w Niemczech. Japońskie 10-latki przynoszą zaledwie 0,8% rentowności w terminie do wykupu, podczas gdy ich amerykańskie odpowiedniki płacą już prawie 5%. A i tak owe 0,8% to najwyższa wartość od dekady!
Rzecz w tym, że przy tak dużej różnicy w rentownościach obligacji po obu stronach Pacyfiku nie ma najmniejszego sensu trzymanie papierów japońskich. Wszyscy to widzą i dlatego wyprzedają japońskiego jena. Bank Japonii usiłuje się temu przeciwstawić, ale zdaje się być postawiony na straconej pozycji. Mimo to dzisiaj BoJ przeprowadził kolejną aukcję obligacji, skupując rządowy dług za świeżo wykreowane rezerwy bankowe.
Japońscy oficjele mogą więc mówić, że chodzi im o okiełznanie „nadmiernej zmienności” (którą nota bene sami wczoraj podwyższyli), lecz w istocie gra idzie o zatrzymanie lub choćby opóźnienie kłopotliwej deprecjacji jena. Osłabienie waluty nie tylko napędza inflację w Kraju Kwitnącej Wiśni, ale jest też przejawem utraty prestiżu, co na Dalekim Wschodzie jest traktowane śmiertelnie poważnie.
- To silny znak, że japońskie władze nie będą tolerować spadku wartości jena poniżej 150 (tj. wzrostu kursu USD/JPY powyżej 150 – przyp. red.) – powiedział Hideo Kumano, były pracownik Banku Japonii i obecnie główny ekonomista Dai-ichi Life Research Institute cytowany przez agencję Reuters.

























































