Cierpliwość popłaca
Cierpliwi górą. Łapacze dołków po raz kolejny zostali ukarani. Długie pozycje na kontraktach walutowych przyniosły straty. Podobnie jak pół roku temu sprężyna zdaje się być naciągnięta do granic wytrzymałości. Ja jednak z doświadczenia wiem, że zawsze może być taniej - myślę o walutach. Od końcówki sierpnia - kiedy to pojawił się sygnał zamknięcia długich pozycji i realizacji sporych zysków - należało trzymać się od rynku walutowego z daleka. Odważniejsi mogli nawet zarobić grając na pozycji krótkiej. Ja jednak stanowczo odradzam tego typu harce. Lepiej zarobić raz na jakiś czas dużą kwotę, niż grać non-stop z naprzemiennym wynikiem. Sam kiedyś byłem taki w gorącej wodzie kąpany i to co zarabiałem, za chwilę traciłem. Tak więc jeszcze raz przypomnę wszystkim ważne słowo - cierpliwość.
Dla takich jak ja, którzy czekają z wytęsknieniem na kolejną zdobycz, spadek kursów walut jest jak najbardziej na rękę. W przypadku pojawienia się wreszcie wiarygodnego sygnału kupna, będzie można przeprowadzić transakcję z niższego poziomu. Na razie trzeba jeszcze troszkę poczekać. Końcówka roku powinna przynieść jednak moim zdaniem znaczne osłabienie złotego. Wielu moich znajomych nowo powstające oszczędności (po dacie 1 grudnia) zamieniają na walutę obcą i lokują na kontach dewizowych. Na razie jest to jeszcze kropla w morzu, ale stopniowo szala zacznie się przechylać na stronę popytu na waluty obce.
Do gry na osłabienie złotego mogą się niebawem dołączyć inwestorzy zagraniczni. Póki co zarabiają w najlepsze na wtórnym rynku papierów skarbowych. Jednak już pierwsze symptomy mogące budzić obawy zaczynają się pojawiać. Pierwszym takim symptomem była wiadomość na temat składu uczestników przetargów na papiery skarbowe. NBP okresowo podaje listę banków, które mogą uczestniczyć bezpośrednio na przetargach na papiery skarbowe. Na liście tej znalazł się między innymi Bank of America. Jednak już następnego dnia po opublikowaniu listy dealerów BoA wydał oświadczenie, w którym rezygnuje z uczestniczenia w przetargach. To znak, że w roku 2002 bank ten (będący głównym pośrednikiem dla inwestorów zagranicznych) zamierza zmniejszyć swoją aktywność na rynku papierów dłużnych. To dość ważna informacja, która umknęła uwadze większości komentatorów rynku pieniężnego.
Drugim sygnałem do zachowania wzmożonej ostrożności był wynik przetargu na dziesięcioletnie obligacje o zmiennej stopie procentowej DZ0811. W środę Ministerstwo Finansów wystawiło na sprzedaż obligacje DZ o wartości nominalnej 500 milionów złotych. Całkowity popyt zgłoszony przez inwestorów wyniósł tylko 246 milionów. Na dodatek większość ofert została złożona z bardzo niskimi limitami ceny. W efekcie MF zaakceptowało tylko część ofert i sprzedało papiery na kwotę 90 milionów złotych. To znak, że inwestorzy nie godzą się na zbyt szybki spadek rentowności obligacji, a co za tym idzie nie godzą się płacić coraz wyższej ceny za nie.
I w tym momencie trafiamy na ważny punkt dzisiejszego komentarza. A będzie on dotyczył polityki stóp procentowych w Polsce. W sytuacji, gdy Ministerstwo Finansów tak pilnie potrzebuje ogromnych środków pieniężnych na łatanie dziury budżetowej, samo staje się kreatorem poziomu długoterminowych stóp procentowych. Co prawda Rada Polityki Pieniężnej może obniżyć stopy krótkoterminowe (do jednego miesiąca w ramach operacji otwartego rynku) nawet do zera jak w Japonii lecz tak naprawdę o cenie pożyczek decydować będzie rynek. Z uwagi na fakt, że główną stroną popytową na pieniądz jest właśnie MF to od jego zachowania zależy poziom stóp ustalanych na dłuższy termin niż jeden miesiąc. Tak więc to oferty akceptowane przez Ministerstwo Finansów będą ustalać poziom oprocentowania pożyczek na rynku. A te jak widzimy nadal oscylują w okolicach 10%. Gdyby MF nie musiało godzić się na owe 10%, i gdyby mogło sobie pozwolić na przeczekania okresu niskiego popytu na jego obligacje, to po paru miesiącach moglibyśmy się doczekać spadku stóp w Polsce nawet o 4 punkty procentowe. Niżej chyba się nie da, gdyż na poziomie 5,5% usytuowane są najbezpieczniejsze obligacje na świecie, jakimi są papiery rządu Stanów Zjednoczonych.
Oznacza to, że stopy krótkoterminowe mogą spaść jeszcze o 8 punków procentowych (jak sobie tego życzy rząd), lecz będzie to spadek oprocentowania pożyczek na jedne miesiąc. Pożyczki na termin dłuższy nie spadną już więcej niż o 4 punkty procentowe. Być może właśnie ten fakt nakazuje inwestorom zagranicznym zachowanie umiaru w kupowaniu kolejnych pakietów naszych obligacji. Po co ryzykować kupując polskie obligacje dające 9% w skali roku, jeśli papiery USA są oprocentowane na rynku wtórnym w wysokości 5,5%. Naprawdę dochodzimy już do dna. Ciekawy jestem, czy rząd zdecyduje się wesprzeć RPP w obniżaniu stóp i zaniecha na kilka miesięcy emisji obligacji... raczej nie.
Jestem wręcz pewny, że tak się nie stanie. 21 grudnia nadchodzi termin wykupu obligacji dwuletnich zero kuponowych OK1201 za kwotę ponad 4,7 miliarda złotych. W przyszłym roku kwota wykupu papierów skarbowych wyniesie ponad 60 miliardów złotych, co oznacza średnio 5 miliardów złotych na miesiąc. Jeśli dodatkowo uwzględnimy nowe potrzeby pożyczkowe rządu w roku 2002, to kwota miesięcznej podaży obligacji o bonów skarbowych wyniesie około 7,5 miliarda złotych. Zanosi się na prawdziwą wojnę nerwów. Czy inwestorzy będą godzić się na wysokie ceny sprzedawanych papierów? Na szczęście (chyba nie dla nas, lecz dla rządu) są fundusze emerytalne, które zakupią dowolną ilość obligacji. Najwyżej za kilka lat powtórzy się historia Argentyny. W kraju tym rząd zmusił fundusze emerytalne, by sfinansowały (poprzez zakup niskooprocentowanych obligacji) program spłaty zadłużenia zagranicznego.
Zanim przejdę do wykresów zwracam uwagę na jeden fakt. Okazuje się, że główny odbiorca gróźb ze strony rządu - prof. Balcerowicz - zawsze głosował za obniżaniem stóp procentowych. Tak było też ostatnim razem, gdy wynik głosowania był 5:5 i właśnie głos przewodniczącego Rady zadecydował o obniżce. Należałoby wobec tego zwrócić się z pretensjami do innych członków Rady, a szczególnie do Pana Dąbrowskiego, który zawsze głosował przeciwko obniżaniu stóp procentowych. Okazuje się więc, że prof. Balcerowicz wcale nie jest takim konserwatywnym monetarystą, za jakiego się go uważa.
Pora na wykresy. Tradycyjne zacznę od wykresu kursu koszyka walut złożonego po połowie z dolara i euro. Jak na razie kurs koszyka spadł do wsparcia na wysokości 3,80 złotego (patrz też wykres miesięczny). Sygnałem zajęcia długich pozycji będzie dopiero przebicie opadającej linii trendu - w chwili obecnej na wysokości 3,85 złotego. Jednak znacznie pewniejszym sygnałem kupna będzie przebicie od dołu poziomu 3,88 złotego. Idealnie by było, gdyby scenariusz ten wyglądał tak: 1) przebicie linii trendu, 2) powrót do przebitej linii trendu i ustalenie dołka na 3,83 złotego, 3) Przebicie lokalnej górki powstałej po przebiciu linii trendu (okolice 3,88 złotego), 4) powrót do poziomu 3,88 złotego, 5) kolejny dołek właśnie na poziomi powyżej 3,88 złotego, 6) wzrost i pokonanie szczytu z ruchu 3).
Takim układ, to 100% obowiązek zajęcia długich pozycji w olbrzymim lewarem. Pamiętać jednak należy o ustawieniu STOP-LOSS na wysokości 3,88 złotego. Ech, o czym ja tu mówię. Na razie lepiej jest spokojnie popatrzyć na rozwój wydarzeń. Być może pułapek będzie jeszcze więcej.
Spójrzmy teraz jak zachowują się kursy obydwu walut wchodzących w skład koszyka. Kurs dolara nadal opada w kanale trendu. Brak jest jakichkolwiek sygnałów zakończenia tej tendencji. Jedynie na wykresie miesięcznym możemy dopatrzyć się możliwego zatrzymania spadku, choć moim zdaniem właśnie przebity został trend rosnący rozpoczęty w 1997 roku. To bardzo zły sygnał dla dolara. O słabości dolara decyduje nie tylko umacnianie się złotego do koszyka walut, ale także spadek kursu dolara względem euro. W środę doszło do przebicia opadającej linii trendu, w czwartek powrót do tej linii, a w piątek ustanowienie kolejnego szczytu. Klasyczna formacja 1-2-3 bardzo lubiana przeze mnie. Zbliża się moment wejścia do obiegu monet i banknotów euro. Jeśli proces ten odbędzie się bez zakłóceń, to spodziewam się dużej siły waluty europejskiej na Foreksie. Na wykresie miesięcznym rysuje się bardzo ładny młotek z jasnym korpusem. To może dać silny impuls i zmianę długoletniego trendu na rynku tych dwóch walut.
Spójrzmy teraz na wykres euro względem złotego. Tutaj poziomem wsparcia jest 3,57 złotego. Sygnał kupna to wybicie powyżej 3,65 złotego. Przyznacie sami, że wykres euro daje dużo więcej powodów do radości niż wykres kursu dolara. Na wykresie euro mamy bowiem okres konsolidacji, a na wykresie dolara cały czas spadamy wewnątrz kanału. Wykres miesięczny kursu euro względem złotego nie wnosi nic dodatkowego.
O słabości dolara może także zdecydować wyjście górą z trójkąta na wykresie CHF/USD. Wykres zbudowany na dłuższym horyzoncie czasowym wskazuje, iż możliwy jest nawet wzrost kursu franka szwajcarskiego do poziomu 0,9 dolara za franka, a to by oznaczało początek fali rosnącej podobnej do tej z lat 1985-1987.
Jeśli tak faktycznie miałoby się stać, to możemy się doczekać spadku kursu dolara nawet poniżej 4 złotych i to nawet w sytuacji ogólnego osłabienia naszej krajowej waluty. Po prostu kurs euro i dolara może zamienić się miejscami, czyli innymi słowy z obecnego 0,9 dolara za euro możemy być świadkami 0,9 euro za dolara.
Jeśli więc ktoś zastanawia się, jaki kredyt zaciągnąć w końcówce roku (osoby chcące przed końcem roku skorzystać z ulgi mieszkaniowej i kupujące mieszkanie na kredyt hipoteczny w walucie obcej), to chyba warto jednak wziąć go w dolarze niż we franku. Jeśli za pół roku stopy procentowe w USA zaczną rosnąć, a w Szwajcarii spadną do poziomu 1% (tak bywało przez wiele lat), to wtedy będzie dobry czas na przewalutowanie kredytu z dolarowego na frankowy. Na razie sprawa jest jasna. Ech, gdyby tak jeszcze w dniu rozliczenia doszło do mocnego osłabienia złotego. Byłbym szczęściarzem, gdybym wziął kredyt w końcówce roku przy kursie 4,30 złotego za dolara... Marzenia, marzenia... podobno czasami się spełniają.
Na koniec spójrzmy na wykres rentowności obligacji rządu USA na rynku wtórnym. Dziesięciolatki wyraźnie odbiły się od poziomu 4% i poszybowały aż na poziom o jeden punkt wyższy. Oznacza to oczywiście silny spadek cen tych papierów. Podobnie - jeśli nie mocniej - odbiły się trzydziestolatki. Obecny poziom to ponad 5,5% w skali roku. Jeśli rentowność papierów USA dalej będzie rosła, to nasze Ministerstwo Finansów może mieć wielkie kłopoty z tańszym pozyskaniem pieniądza od inwestorów. A to oznacza konieczność godzenia się na wyższe oprocentowanie pożyczek. To oczywiście oznacza spadek cen papierów na rynku wtórnym. No i mamy powód, by inwestorzy zagraniczni zaczęli powoli ewakuację z naszego kraju. Czyżby Bank of America był tego zwiastunem?
Jacek Maliszewski