Nic tak nie uczy o skali i zakresie władzy urzędników jak lektura budżetu. Gmina Wrocław zamierza w przyszłym roku wydać ponad osiem miliardów złotych odebranych nam w licznych podatkach, opłatach, grzywnach i innych daninach. Trudno nie uciec tu od pytania: czy naprawdę tego wszystkiego potrzebujemy i dlaczego musi to aż tyle kosztować?


Rynkowi analitycy i ekonomiści zwykle nie przyglądają się budżetom nawet największych polskich miast. A szkoda, bo niektóre z nich generują „przychody” porównywalne ze spółkami z WIG-20. Zatem sektorowi samorządowemu – a zwłaszcza metropolitarnemu – brakuje nieco „pokrycia analitycznego”. Dziwi to tym bardziej, że liczba indywidualnych „akcjonariuszy” największych polskich miast idzie przecież w setki tysięcy.
Wrocław miliardami się chwali
- Będzie to budżet rekordowy, bo przekroczyliśmy ponad 8 miliardów 200 milionów złotych – powiedział miejski skarbnik Marcin Urban podczas prezentacji budżetu Wrocławia na 2025 rok. Faktycznie, suma wydatków miasta jest o blisko 1,2 miliard złotych wyższa niż rok wcześniej i aż o dwa miliardy wyższa od zaplanowanych dwa lata wcześniej. W tej kwocie znajdzie się 240 milionów złotych przewidzianych na obsługę miejskiego zadłużenia.


Po trzech latach stagnacji (2021-23) Wrocław odnotował znaczące powiększenie swojego budżetu zarówno w roku bieżącym, jak i w planach na rok 2025. W długiej perspektywie widać niemal ciągły wzrost nominalnych wydatków oraz dochodów miejskich. Spadek tych ostatnich przez 20 lat zaplanowano tylko w dwóch latach (2016 i 2022).
Zmienna była za to wartość gminnych deficytów, która wahała się od rekordowych 904 mln złotych w roku 2009 po zaplanowaną na rok 2012 rekordową nadwyżkę w kwocie 156 mln zł (druga w historii nadwyżka dochodów nad wydatkami pojawiła się w budżecie na rok 2013). Zmieniała się także relacja deficytu do wydatków. W kryzysowym roku 2009 blisko jedną czwartą wydatków Wrocław miał zrealizować na kredyt. Następnie w latach 2011-19 relacja ta nie przekraczała 10%. Plan na 2025 rok zakłada 6,9% deficytu w relacji do wydatków miasta.
Skąd Wrocław bierze pieniądze...
- To wyjątkowy budżet, bo był przygotowywany w oparciu o nową ustawę o finansowaniu samorządów. (…) Teraz mamy zupełnie nową formułę, zgodnie z którą miasta i gminy powinny mieć udział w podatku PIT i CIT i te dochody powinny w całości wpływać do budżetu i nikt ich nam nie powinien wydzielać. Teraz tak rzeczywiście jest, bo mówimy nie o udziale w podatku, a udziale w dochodach – powiedział miejski skarbnik Marcin Urban. Z tytułu udziału w podatkach PIT (tj. podatku od pracy i przedsiębiorczości) oraz CIT (tj. podatku od korporacji) Wrocław spodziewa się uzyskać ponad 4,5 mld złotych.


Udział w rządowych podatkach ma stanowić blisko 60% dochodów Wrocławia w 2025 roku. Jednakże z punktu widzenia mieszkańców miasta jeszcze ważniejsze jest to, skąd magistrat pozyska pozostałe dochody. Tutaj szczególnie istotne jest 20% miejskiego budżetu podchodzącego z podatków lokalnych oraz uiszczanych przez rezydentów gminy opłat. Tu oczywiście prym wiedzie podatek od nieruchomości (692 mln zł, co stanowi blisko 80% oczekiwanych wpływów z podatków gminnych) oraz podatek od czynności cywilnoprawnych (141 mln zł i 16% udziały). Ale oprócz tego mamy jeszcze podatek od spadków i darowizn, podatek od środków transportu, podatek z karty podatkowej, podatek rolny oraz leśny (w mieście, a jakże!).
Nie brakuje też opłat, o których istnieniu wielu obywateli mogło nawet nie mieć pojęcia. Mamy więc przewidziane wpływy z opłaty skarbowej (i to nie tak mało, bo 35,5 mln zł), z opłaty za zezwolenie na hurtowy i detaliczny handel alkoholem, opłaty za parkowanie (33,65 mln zł – to akurat wszyscy znają), opłatę komunikacyjną, opłaty za wydanie prawa jazdy, opłaty za przedszkole, opłatę prolongacyjną (nie wiem, co to jest, ale ma przynieść 300 tys. zł) opłatę za wyżywienie w przedszkolach (niemal 35 mln zł – prawie tyle co za parkowanie) oraz ponad 30 (!) innych niewymienionych imiennie opłat, z których wrocławski magistrat spodziewa się pozyskać 37,6 mln zł. I na koniec najważniejsza danina, czyli opłata za „gospodarowanie odpadami komunalnymi”, z tytułu której wrocławianie mają zapłacić 437,9 mln zł.
..i na co je wydaje?
Nie wiedzieć czemu, strona wydatkowa jest zwykle bardziej nagłaśniana od strony dochodowej. Po stronie wydatków miasto Wrocław chwali się bardzo ogólnymi i pojemnymi określeniami i dopiero żmudna lektura budżetowych załączników pozwala mniej więcej określić faktycznych beneficjentów tychże wydatków. We Wrocławiu, podobnie jak w przypadku większości gmin w Polsce, w strukturze wydatków dominuje pozycja „oświata i wychowanie” – czyli przedszkola, szkoły i wiele, wiele innych.
Na tak szeroko zakrojoną pozycję ma przypaść 36% budżetu miasta, czyli aż 2,82 mld złotych. Są to wydatki na pensje dla nauczycieli, utrzymanie budynków oraz różne inne pozycje, o których nawet skarbnik miejski zapewne nie ma pojęcia. Warto jednak pogrzebać w projekcie miejskiego budżetu, aby wyciągnąć kilka smakowitych kąsków.
Na 83 wrocławskie szkoły podstawowe w 2025 roku przewidziano 937,4 mln złotych (w tym 620,1 mln zł to wynagrodzenia nauczycieli i pozostałych pracowników szkół). Uczy się w nich 47 195 uczniów. Do tego dochodzi blisko osiem tysięcy uczniów w szkołach nieprowadzonych przez gminę. Oznacza to, że roczny wydatek przypadający na jednego wrocławskiego ucznia wynosi blisko 17 000 złotych! To 1415 zł miesięcznie, co jest stawką porównywalną z miesięcznym czesnym w niektórych szkołach prywatnych. Zaiste państwowa edukacja jest nam bardzo droga.
Autobusy i tramwaje kosztowniejsze od samych dróg
Wydatki na wrocławskie MPK zaplanowano na 932,8 mln złotych, co stanowi aż 11,4% przyszłorocznego budżetu miasta. W tej kwocie zawiera się m.in. zakup nowych autobusów i tramwajów, „zakup usług przewozowych” dla osób objętych „bezpłatną” komunikacją miejską oraz utrzymanie i konserwacja infrastruktury tramwajowej.
Co ciekawe, znacznie mniej kasy przewidziano na utrzymanie samych dróg. I tak na utrzymanie i rozbudowę powiatowych dróg publicznych pójdzie 441,4 mln zł, a na gminne 140,1 mln zł. Równe 16 milionów złotych ma pochłonąć obsługa znienawidzonej przez zmotoryzowanych wrocławian strefy płatnego parkowania. Przystanki MPK kosztować nas będą ponad 10 mln zł, a przeszło 11 milionów system rowerów miejskich.


Gmina Wrocław jest też największym landlordem w mieście, oferując najem mieszkań komunalnych. Gospodarka mieszkaniowa miasta będzie nas kosztować 523 mln złotych, z tego prawie 50 milionów pochłonie sam Zarząd Zasobu Komunalnego (z tego prawie 90% to wynagrodzenia jego pracowników). Ale największą pozycję w tej kategorii (394 mln zł) stanowi koszt „gospodarowania zasobem mieszkaniowym gminy”. Ponad 7 mln zł to koszty działalności nadzoru budowlanego, a wrocławskie cmentarze potrzebować będą ponad 5 milionów złotych. Kolejne 14 mln zł trafi do spółek komunalnych jako wniesienie wkładu.
Urzędnicy, strażnicy i antyalkoholowa krucjata
Podatników powinien też zainteresować dział 750 – czyli koszty utrzymania administracji publicznej, które w 2025 roku pochłoną ponad pół miliarda złotych. Wychodzi jakieś 750 złotych na każdego oficjalnego mieszkańca miasta (oficjalnie Wrocław liczy 673,5 tys. mieszkańców, ale faktycznie jest ich znacznie więcej. Według szacunków naukowców z Uniwersytetu Wrocławskiego rzeczywista populacja miasta na koniec 2022 roku liczyła 893,5 tys.) Najdroższy będzie urząd miejski, którego budżet podliczono na 337,3 mln zł. Rada miasta kosztować nas będzie 9,8 mln zł (w tym 5 mln zł to diety 37 radnych i wynagrodzenia pracowników biura). Reszta (4,4 mln) trafi do 48 rad osiedli.


Wśród rozmaitych wydatków w tej kategorii zaplanowano także 1,5 mln zł na organizację wyborów prezydenta Polski. Wrocław wyda także 66,1 mln zł na państwową straż pożarną. Dla porównania, budżet obrony cywilnej to ledwie 380 tys. zł, za to aż 43,2 mln zł pochłonie wrocławska straż miejska.
Włodarze Wrocławia mają jednak większe ambicje niż tylko łatanie dziur w jezdni czy utrzymanie szkół. I tak gmina wyda 6,3 mln zł na profilaktykę zdrowotną, w tym m.in. szczepień przeciw grypie dla osób 65+. Ponad milion pójdzie na „zwalczanie narkomanii” oraz AIDS. Nie wiedzieć czemu, wydatki te zostaną w całości pokryte z wpływów z opłat za zezwolenia na sprzedaż alkoholu.
A propos tego ostatniego, to miejscy urzędnicy chcą przeznaczyć aż 35,2 mln zł na „przeciwdziałanie alkoholizmowi”, w tym 26,2 mln zł pójdzie na rozmaite dotacje. Na dokładkę miasto przeznaczy 3,57 mln zł na izby wytrzeźwień, zwanym potocznie „najdroższym hotelem w mieście”. Kto nie zintegruje się w ośrodku przy ulicy Sokolniczej, może skorzystać z oferty miejskich centrów integracji społecznej, na które dorzucimy 3,2 mln zł.
Wyżej przytoczone pozycje nie obejmują wszystkich interesujących wydatków Gminy Wrocław przewidzianych na rok 2025. Lektura liczącego 390 stron projektu budżetu miasta uświadamia, jak wieloma sprawami zajmują się miejscy urzędnicy. Część z nich jest oczywista (drogi, oświetlenie ulic, gospodarka odpadami), część wymuszona ustawami i realizacją obowiązków sektora rządowego (edukacja, opieka społeczna etc.), ale bez części spokojnie moglibyśmy się obejść lub pozostawić ich realizację sektorowi prywatnemu (teatry, galerie etc.). Szkoda tylko, że wyborcy tak rzadko interesują się tym, na co przeznaczane są odebrane im w ramach systemu podatkowego pieniądze.