Produkt Brastera się nie przyjął, a notowania spółki wciąż nie mogą znaleźć dna. W środę firma poinformowała, że II kwartale 2018 roku nabywców znalazło ledwie 8 urządzeń przez nią wyprodukowanych.
- Według danych otrzymanych z wewnętrznych systemów analitycznych, sprzedaż spółki w II kwartale 2018 roku osiągnęła 8 urządzeń i 20 pakietów badań - poinformował Braster w komunikacie. Ten fatalny wynik potwierdza tezę, że produkt Brastera po prostu się nie przyjął.
O tych problemach wiadomo nie od dziś. Swoje autorskie urządzenie do samodzielnej profilaktyki raka piersi spółka wprowadziła na rynek w październiku 2016 roku. Matryca ciekłokrystaliczna miała być w zapowiedziach zarządu innowacją, która zrewolucjonizuje tę gałąź medycyny, niestety tak się nie stało. Od początku wprowadzenia produktu sprzedano ledwie 2754 urządzenia. Spółka zarzeka się wprawdzie, że przełom nastąpi, gdy wyjdzie na rynki zagraniczne, problem jednak jest widoczny.


Od momentu wprowadzenia produktu kwartalne przychody spółki tylko raz przekroczyły poziom 200 tysięcy złotych, straty zaś kwartał w kwartał przekraczały 5 mln zł. Spółka po prostu przepalała gotówkę, po drodze przeprowadzono ratunkową emisję, jednak "kupiono" jedynie w ten sposób trochę czasu. Trend pozostawał nieubłagany. W lipcu alarmowaliśmy, że w kasie spółki jest już tylko 19,5 mln zł (stan na 31 marca 2018 roku) i w takim tempie przepalania pieniędzy gotówki braknie już za niecały rok.
Nowa strategia
W Brasterze chyba w końcu to zauważono. Już w raporcie za 2017 rok mogliśmy przeczytać, że "spółka podjęła decyzję o ograniczeniu wydatków na marketing konsumencki w Polsce w ostatnich miesiącach 2017 roku i przesunięciu środków na działania związane z zaznajomieniem środowiska medycznego z wyrobem medycznym Braster". W uzasadnieniu fatalnych wyników za II kwartał otrzymaliśmy zaś informację, że wynikają one z "podjętej przez spółkę decyzji o zminimalizowaniu wsparcia marketingowego dla sprzedaży konsumenckiej od 1 kwietnia 2018 roku". To daje nadzieję (choć marną), że mimo nikłych przychodów, przynajmniej koszty w II kwartale będą niższe niż wcześniej.
O samej decyzji z 1 kwietnia nie znajdziemy informacji w ESPI, choć - patrząc na model biznesowy - wydaje się ona kluczowa dla finansów spółki. Co więcej zarząd informował pod koniec kwietnia, że nie nastąpiły w spółce żadne zdarzenia uzasadniające spadek kursu akcji. Ten zaś spadał solidnie, wyceniając biznesowe niepowodzenia Brastera. Gdy wprowadzano produkt na rynek za jeden papier płacono przeszło 20 zł, nową emisję w 2017 roku przeprowadzano po 13,5 zł, tymczasem teraz akcje kosztują ledwie 4 zł. Tylko w tym roku straciły 42 proc. Jeżeli zarząd mówi, że nie ma powodów do paniki, po czym pokazuje, że w całym kwartale sprzedał ledwie 8 urządzeń, to raczej o jakiejkolwiek wiarygodności nie może być tutaj mowy.


Tym bardziej, że przy okazji środowej publikacji fatalnych wyników sprzedażowych za II kwartał spółka poinformowała o zmianie strategii działania, co w pewnym sensie można odczytać jako przyznanie się do porażki. - Po analizie wyników sprzedażowych urządzenia Braster i dokonaniu analizy nakładów inwestycyjnych poniesionych w związku z promocją urządzenia na rynku konsumenckim oraz ponownym zredefiniowaniu rynku przy uwzględnieniu możliwości finansowych emitenta, zarząd spółki podjął decyzję o zmianie dotychczasowego modelu biznesowego. Zakłada on zminimalizowanie wsparcia dla sprzedaży urządzenia Braster w wersji konsumenckiej i rozszerzenie oferowanego portfolio produktowego o wyrób medyczny "Braster Pro – system profilaktyki raka piersi" ("Braster Professional"), który skierowany jest do środowiska medycznego i przeznaczony mi.in. do użycia przez lekarzy w gabinetach lekarskich - napisano w komunikacie.
Szanse i wątpliwości
Brastera mają więc teraz kupować nie konsumentki, a lekarze. Pytanie jednak, co stoi za dotychczasową słabą sprzedażą produktu. Jeżeli byłaby to tylko cena, taki ruch mógłby mieć sens. Problem w tym, że produktowi Brastera towarzyszą wątpliwości co do skuteczności i sensowności stosowania go w diagnostyce raka piersi. Zastrzeżenia dotyczące termografii (na niej bazuje Braster) wystosowywali w przeszłości nawet regulatorzy rynków medycznych w USA czy Kanadzie. Braster odbija piłeczkę, że ma badania potwierdzające skuteczność swojego produktu, powyższe wątpliwości mogą jednak stanowić istotną przeszkodę w drodze do gabinetów lekarskich.


Po stronie potencjalnych szans jest jeszcze ekspansja zagraniczna. Spółka powoli podpisuje umowy dystrybucyjne w kolejnych krajach, w kwietniu zaś rozpoczęła sprzedaż w Holandii, która stała się pierwszym zagranicznym rynkiem, na którym dostępny był produkt Brastera. Pytanie jednak, czy sprzedaż zagraniczna zaskoczy, skoro nie zaskoczyła sprzedaż w kraju. W środowym komunikacie spółka wprawdzie podała, że widzi duże zainteresowanie urządzeniem Braster Professional zarówno na rynku krajowym, jak i na rynkach zagranicznych, np. w Chinach czy Indiach, akcjonariusze zapowiedzi dotyczących przyszłości nasłuchali się już jednak sporo. Tymczasem zysków czy nawet przyzwoitych przychodów wciąż brak.
Zegar dla Brastera tyka coraz głośniej, jeżeli nowa strategia i ekspansja zagraniczna nie przyniosą oczekiwanych efektów, firmie po prostu może skończyć się gotówka. Nie można wciąż tłumaczyć, że Braster to stat-up, który potrzebuje czasu, słabe wyniki pokazują bowiem, że istnieje poważny problem z jego produktem. W takich okolicznościach ciężej będzie o kogoś, kto w razie kolejnej porażki byłby skłonny dosypać następne miliony, dzięki którym spółka mogła kupić jeszcze trochę czasu.