W branży elektronicznej zasada "za duży, by upaść" nie obowiązuje. Motorola i Nokia, które dekadę temu były potentatami, dziś są własnością odpowiednio Google'a i Microsoftu. Po ujawnieniu straty 1 mld dol. pod młotek poszła firma Blackberry, która jeszcze 4 lata temu miała 1/5 światowego rynku telefonów.
Zasady przetrwania w branży nowych technologii są bardzo proste. To jak z jazdą na rowerze - gdy się zatrzymasz, to upadasz. Taki los spotkał Nokię i Motorolę, które dekadę temu uznały, że telefon służy tylko do dzwonienia. Dziś obie firmy są własnością większych graczy - Microsoftu i Google'a.
To trochę przerażające, że firmy produkujące realne dobra, jak telefony, przejmowane są przez wirtualne korporacje, które przestałyby istnieć po wyciągnięciu wtyczki. Jeszcze kilkanaście lat temu, gdy Microsoft był głównie producentem Windows i Office'a, a Google wyszukiwarką, która jeszcze na siebie nie zarabiała, taki stan rzeczy był trudny do wyobrażenia.
ReklamaInnowacje albo śmierć
Niestety dla technologicznych dinozaurów, tendencje są bardzo jasne. Rynek będą zdobywać firmy, które nie boją się innowacji i są właścicielami patentów oraz wiedzy, a nie fabryk składających urządzenia. Technologiczne korporacje, które nie nadążają za trendami na rynku konsumenckim, muszą - jak HP, Dell i IBM - wyspecjalizować się w klientach korporacyjnych, albo - jak Eastman Kodak i kanadyjski Nortel - będą prosić się o ochronę przed wierzycielami.
Nawet Microsoft, który przejął Skype'a i Nokię, musi obawiać się konkurencji, bo w wyścigu innowacji nie przoduje. Symptomatyczne, że na wieść o rezygnacji Steve'a Balmera kurs akcji znacząco wzrósł. Firma tak naprawdę ma tylko jeden bezkonkurencyjny, globalny produkt: pakiet Office. Ostatni przełomowy system operacyjny, który osiągnął sukces, wydała w 2001 r. pod nazwą XP, a następne odsłony były tylko mniej lub bardziej udanymi nawiązaniami z dołączonymi wodotryskami. Resztę przychodów firma czerpie głównie z patentów i konsoli Xbox.
Gry komputerowe najlepszą inwestycją?
Nowa odsłona konsoli od Microsoftu spotkała się jednak z krytyką środowiska graczy, głównie ze względu na zbyt restrykcyjne podejście do praw własności intelektualnej i nieuzasadnione ograniczenia dla użytkowników. Zamieszanie dobrze wykorzystało Sony, którego PlayStation 4 jak na razie zbiera głównie pozytywne recenzje. Sony również jest dinozaurem, ale, w odróżnieniu od tracącego rynek Panasonica, pod wodzą CEO Kazuo Hirai próbuje się restrukturyzować. Azjatycka korporacja duże nadzieje upatruje właśnie w rynku elektronicznej rozrywki.
» Zostań doradcą inwestycyjnym - zobacz więcej na Reszka.edu.pl |
Gry wideo są dla Sony i Microsoftu kołem ratunkowym, bo ten rynek rośnie najszybciej. Już w tej chwili wartość branży e-rozrywki jest porównywalna z całą produkcją Hollywoodu. Kilka dni temu świat obiegła informacja, że sprzedaż GTA V, kultowego tytułu ze stajni Rockstar Games, w 3 dni od premiery sięgnęła 1 mld dolarów, podczas gdy koszty produkcji to zaledwie 256 mln dol. Dla porównania, przez pierwsze 3 dni wyświetlania w kinach zeszłoroczny przebój "Avengers" zarobił niewiele ponad 200 mln dol.
GTA V osiągnęło rekordowy wynik sprzedaży w całej historii branży rozrywkowej. Akcje właściciela studia - Take-Two Interactive - wzrosły na wtorkowej sesji o 5 proc., a w ciągu ostatniego roku podrożały o 60 proc. Producent hitu World of Warcraft, firma Activision-Blizzard dała w rok zarobić akcjonariuszom 40 proc., a potentat gier sportowych Electronic Arts w tym samym czasie aż 97 proc.
Elektroniczna bańka? Nie tym razem
Zmiana cen akcji w % w okresie 5 lat
Giełdowe wyceny technologicznych gigantów powoli zbliżają się do wycen obserwowanych podczas bańki dotcom w 2001 r. Nasdaq osiągnął wtedy poziom ponad 5 tys. pkt., aby po krachu spaść do 2 tys. pkt. Obecnie jest na poziomie 3,75 tys. pkt. i nadal dynamicznie rośnie.
Różnica jest jednak zasadnicza. Na przełomie XX i XXI w. spółki "technologiczne" miały więcej wspólnego z science fiction niż z realnym biznesem - po prostu nie zarabiały jeszcze poważnych pieniędzy. Akcjonariusze kupowali przyszłość - jak się okazało, odległą o ponad dekadę.
Wskaźnik cena do zysku dla Nasdaq ze szczytu bańki internetowej przekraczał 100. Obecnie jest to 21, a z uwzględnieniem prognozowanych zysków na następne cztery kwartały 17,6. Dla porównania, aktualne wskaźniki PE dla DJIA i S&P500 to 16 i 18,5.
Wydaje się więc, że premia za innowacyjność firm technologicznych nie jest oderwana od fundamentów i nadal mamy do czynienia z racjonalnymi wycenami. Mimo to inwestorzy posiadający akcje nawet czołowych firm technologicznych nie mogą stosować strategii "kup i zapomnij". Na tak dynamicznym rynku może się bowiem okazać, że za następną dekadę Apple, Samsung i Facebook będą kolejnymi reliktami przeszłości.
Jarosław Ryba
Bankier.pl