Przed laty jeden z krajowych “magnatów bankowych”, sceptycznie odnoszący się do zjawiska hurtowego nabywania krajowych instytucji finansowych przez zagraniczne korporacje, wyraził opinię, że Krzysztof Szwarc, były prezes a obecnie szef rady nadzorczej BRE Banku, wprowadził Commerzbank tak gładko do prowadzonego przez siebie banku, iż w nagrodę powinien zostać uhonorowany przez Niemców orderem. I stało się. W ubiegłym tygodniu Krzysztof Szwarc został zaproszony do Frankfurtu na wręczenie orderu “Distinguished Service Cross ze Wstążką”.
To jednak nie jedyny dowód uznania, jaki otrzymał Krzysztof Szwarc za swoją działalność w BRE Banku. Jest on członkiem Menedżerskiej Grupy Inwestycyjnej, która pod koniec ubiegłego roku posiadała 260 tysięcy akcji, stanowiących 1,13 procenta wszystkich akcji tego banku. Nieoficjalnie wiadomo, że w listopadzie minionego roku prezes Szwarc dokonał jednego z kilku zakupów akcji banku na łączną kwotę sięgającą prawie 4,5 miliona złotych.
Tego rodzaju profity z długoletniej współpracy z bankiem ma nie tylko prezes BRE. Podobne mają inni ojcowie polskiej bankowości – Stanisław Pacuk oraz Bogusław Kott. Życiorysy wszystkich trzech są zresztą zadziwiająco zbieżne. Wszyscy tworzyli banki od zera, przy wsparciu państwowych przedsiębiorstw (przez pewien czas Pacuk współpracował z Krzysztofem Szwarcem). Wszystkim się to udało, a potem znaleźli możnych inwestorów strategicznych (najbardziej oporny w tej kwestii był Bogusław Kott) i wreszcie wszyscy zostali za to w jakiś sposób wynagrodzeni.
Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można zakładać, że “osobą zarządzającą Kredyt Bankiem”, która przeprowadziła niedawno transakcję sprzedaży akcji banku, jest prezes Stanisław Pacuk. Pozbywając się 532 tysięcy akcji zainkasował on prawie 10 milionów złotych. Aby w pełni ocenić skalę korzyści, jakie od swojego banku uzyskał Stanisław Pacuk, trzeba wziąć pod uwagę fakt, że większość tych akcji dostał on w ramach emisji skierowanej do pracowników banku. Oto bowiem w roku 1997, czyli dokładnie w momencie wejścia do banku belgijskiego KBC, prezes Pacuk posiadał 34 tysiące akcji, a zaledwie półtora roku później – po przeprowadzeniu emisji serii P – miał ich już 446 tysięcy. Biorąc pod uwagę fakt, że akcje te w znacznej części kupował po sześć złotych (taka była cena emisyjna tej serii) można skromnie szacować, że w wyniku sprzedaży tylko części walorów uzyskanych w ramach programu pracowniczego prezes Kredyt Banku “na czysto” zarobił prawie 5,5 miliona złotych. Niektórzy twierdzą, że to znak, iż prezes może rozstać się ze stworzonym przez siebie bankiem.
Zdecydowanie bardziej samodzielny jest w tym względzie Bogusław Kott, prezes BIG BG. Swój trzymilionowy pakiet akcji, wart dziś prawie 10 milionów złotych kupował na początku lat 90., gdy o inwestorze strategicznym jeszcze w ogóle się nie mówiło. Kiedy Bogusław Kott zdecyduje się na sprzedaż swoich akcji – na razie nie wiadomo. Niewątpliwie może zaważyć na tym chęć zdążenia przed fiskusem, a więc przed datą wprowadzenia podatku od dochodów kapitałowych także z akcji. Jeśliby także i on miał niedługo rozstać się ze swoim BIG Bankiem Gdańskim – co niektórzy wróżą – nie byłoby też powodów, dla których miałby pozostawać jego udziałowcem.
Tak czy inaczej, transakcja, jaką trzy tygodnie temu przeprowadził Stanisław Pacuk, jednoznacznie wskazuje na to, że mamy do czynienia ze “zmierzchem bogów” polskiej bankowości, którzy przez wiele lat mieli największy osobisty wpływ na kształtowanie tego sektora. I dlatego nie powinno dziwić wynagrodzenie, które otrzymali za swe usługi. Takie są standardy traktowania w świecie najwyższej kadry zarządzającej, która ma pierwszoplanowy wpływ na losy swoich spółek, dystansując w tym względzie nawet właścicieli.
Filip Kowalik