Na wojnie pierwszą ofiarą jest prawda, a wypowiedzi z obu stron politycznej barykady dawno temu przestały być debatą. Jak wygląda faktyczny stan polskiego budżetu? Czy wystarczy naszych pieniędzy, żeby spełnić obietnice złożone przez polityków?


Odpowiadając na drugie pytanie ze wstępu: oczywiście, że nie wystarczy. W naszym budżecie pozostało niewiele wolnej przestrzeni. Należy się dalej zadłużać. Tegoroczny deficyt budżetowy w wysokości 92 mld zł nie powinien być jednak dla nikogo zaskoczeniem. Jego potężne rozmiary były znane już od czerwca, kiedy powiększono go o 35%.
Od sierpnia wiadomym było również, że przyszłoroczny budżet zakłada rekordowy nominalnie deficyt na poziomie 164,8 mld zł. Jak zwracał uwagę w tekście "Budżetowe dziury i bzdury. Co „ukrywa” rząd, a co opozycja?" Krzysztof Kolany, politycy składając swoje obietnice wyborcze znali (albo powinni znać) stan finansów kraju i wiedzieć, czy środków wystarczy na realizację ich obietnic.
ReklamaPodczas środowej konferencji poświęconej finansom państwa, premier Mateusz Morawiecki zapewniał, że kondycja finansów publicznych jest dobra. - Widać już strategię części opozycji, aby wykpić się z obietnic wyborczych i znaleźć pretekst, aby ich nie realizować, jeśli przyjdzie im tworzyć rząd - komentował.
Fakt faktem, nie jest tak źle, jak twierdzi część polityków oraz mediów przeciwnych PiS-owi, ale to wcale nie oznacza, że jest tak dobrze, jak mówi premier Morawiecki. Nowe spojrzenie na ten temat wniosła opublikowana w czwartek analiza ekspertów Pekao, z której wynika, że istotnym ciosem w państwowe finanse, okazał się być "Polski ład".
💰Nitka o tym sytuacji budżetu. Patrząc na dane, nie na pobożne życzenia lub czarnowidztwo.
— Analizy Pekao (@Pekao_Analizy) October 26, 2023
Long story short - ambicje wydatkowe są wysokie. dochody podatkowe niskie. Dług można zaciągnąć, ale wysokim kosztem. Przestrzeni fiskalnej na obietnice wyborcze zostało niewiele.
🧶1/9 pic.twitter.com/GINFOsuY9s
W nitce opublikowanej na platformie X (dawny Twitter) analitycy banku piszą, że nie dowierzali, że planowany deficyt zostanie zrealizowany w całości. Na przestrzeni ostatnich 10 lat wykorzystanie deficytu do ostatniego złotego nie zdarzyło się nawet w pandemicznym 2020 roku. W roku wyborczym 2023 taki scenariusz jest już jednak możliwy i według ekspertów Pekao deficyt będzie duży: wyniesie ok. 92 mld zł.
Analitycy zwracają uwagę, że jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy są koszty "Polskiego ładu", które przekroczyły oczekiwania Ministerstwa Finansów - W efekcie zamiast zakładanych 83 mld zł wpływów z tego podatku do budżetu w 2023 będzie co najwyżej 75 mld zł. Tyle ile w 2020 r., mimo że fundusz płac w gospodarce wzrósł o 30% - czytamy w wątku na platformie X.
Rząd nie wziął pod uwagę rekordowych zwrotów podatkowych w kwocie przekraczającej 27 mld zł. Dodajmy, że zwiększenie wydatków na zbrojenia, podwyżki dla nauczycieli i urzędników oraz transfery pieniędzy do wybranych grup społecznych, takie jak dopłaty do leków, trzynasta i czternasta emerytura i laptopy dla uczniów, sprawiły, że w tym roku było na co wydawać.
Wracając do analizy Pekao: eksperci banku zwracają też uwagę na słabą koniunkturę, która obniża dochody z CIT oraz na 0% VAT na żywność, które to obniża wpływy z VAT. Wszystko to złożyło się na stagnację podatkową. Mimo to analitycy uważają, że rząd nie będzie miał problemu ze sfinansowaniem tegorocznego deficytu budżetowego, ponieważ gotówkowe rezerwy Ministerstwa Finansów wynosiły końcem września 118 mld zł.
Przyszły rok będzie jednak trudniejszy. 164 mld zł deficytu i 225 mld zł potrzeb pożyczkowych mogą być sfinansowane poprzez zwiększenie o połowę podaży obligacji skarbowych. Analitycy zastanawiają się jednak, kto je kupi. Jeżeli będzie to zagranica, to za twardą walutę albo z wysokim oprocentowaniem, co zwiększy koszty obsługi długu. Mogą być one barierą dla nowych wydatków publicznych (czyli obietnic wyborczych), które alternatywnie da się sfinansować poprzez cięcia innych wydatków.
Eksperci Pekao zwracają uwagę, że obligacje mogą kupić też krajowe banki, jednak ich wydatki mogą ograniczać koszty kredytów frankowych i wakacji kredytowych. - Z drugiej strony sektor jest wciąż mocno nadpłynny: dużo depozytów, mało kredytów. Więc jakąś przestrzeń do zakupów obligacji skarbowych będzie mieć. Wniosku co do wzrostu kosztów obsługi długu publicznego jako bariery dla nowych wydatków publicznych to nie zmienia - dodają na końcu wątku analitycy Pekao.