Kolejny dzień,
kolejne osłabienie złotego – tak na rynkach finansowych wyglądały ostatnie dni.
Czwartkowy poranek przynosi lekkie odreagowanie, choć za główne waluty wciąż płacimy o wiele więcej niż na początku miesiąca.


Wczorajszy wieczór był dla złotego wyjątkowo ciężki. Po tym, jak po południu kurs USD/PLN przebił styczniowe maksima (4,155 zł) i wspiął się do najwyższego od 14 lat poziomu, w dalszej części notowań za amerykańską walutę trzeba było zapłacić nawet blisko 4,18 zł. Z taką sytuacją po raz ostatni mieliśmy do czynienia w drugiej połowie października 2002 r., kiedy kapitał odpływał z USA po giełdowym załamaniu (S&P zszedł wówczas poniżej 800 pkt.).
Dalsza część wieczoru oraz czwartkowy poranek przyniosły lekkie odreagowanie, choć złoty nadal bardzo daleko do odrobienia listopadowych strat. Za dolara płacimy 4,14 zł, za euro natomiast 4,43 zł. Najmocniej tanieje frank szwajcarski (do 4,135 zł), nieco mniej zaś funt brytyjski (do 5,16 zł).
Dzisiejsze kalendarium makroekonomiczne obfituje w dane o inflacji (strefa euro o 11.00 oraz USA o 14.30), dodatkowo po południu spodziewać możemy się wystąpień publicznych przedstawicieli EBC i Fed. Najważniejszy z nich – sama przewodnicząca Janet Yellen – o 16.00 przemawiać będzie przed członkami Kongresu. Na polskim podwórku warto zwrócić uwagę na przetarg długu – MF zaoferuje obligacje łącznie za 3 do 5 mld zł.
Michał Żuławiński