Ostatnie tygodnie przyniosły pewne ożywienie w kwestii debiutów na głównym parkiecie warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych. Wciąż jest to jednak ledwie cień tego, co na rynku działo się przed 2014 rokiem.


Przez pierwsze trzy miesiące 2016 roku na głównym parkiecie przy Książęcej miejsce miały tylko dwa debiuty, z czego jeden był przejściem z rynku NewConnect. Tak słabo pod względem ilości debiutantów w pierwszym kwartale roku giełda nie wyglądała od dekady. W 2006 roku pierwszy debiut miał miejsce 10 kwietnia, potem jednak na GPW zdążyło wejść jeszcze 37 innych spółek.Tylko do końca czerwca było ich już 8.
Podobne ożywienie można zaobserwować w drugim kwartale bieżącego roku. W okolicach weekendu majowego miejsce miały aż trzy debiuty. Pod koniec kwietnia do grona spółek notowanych na GPW dołączyły MasterPharm oraz Polski Bank Komórek Macierzystych. Na początku maja z kolei inwestorzy po raz pierwszy mieli możliwość handlowania akcjami X-Trade Brokers. A to jeszcze nie koniec, w kolejce już czekają i2 Development czy Auto Partner.


Spółki mogły zostać zachęcone m.in. przez poprawę nastrojów na rynku. WIG20, który jeszcze w styczniu znajdował się poniżej granicy 1700 punktów, pod koniec kwietnia próbował forsować 2000 punktów.
- Są takie okresy, kiedy trudno jest na rynkach robić jakąkolwiek tego typu transakcję. Tak było w pierwszych dwóch miesiącach 2016 roku i pod koniec 2015 roku. Czasami pojawiają się jednak okienka, kiedy szanse na sukces oferty publicznej są dużo większe. Wyróżniają je niezłe ogólne nastroje i wzrosty cen akcji. Taką sytuację mamy obecnie. W związku z tym chęci do przeprowadzania debiutów są większe – ocenia Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI.
Zadyszka już na starcie
Istnieje jednak obawa, czy prezentowane w ostatnich tygodniach tempo uda się utrzymać. Po pierwsze fala wzrostowa obserwowana na początku 2016 roku nieco osłabła, WIG20 znów oddalił się od 2000 punktów. Po drugie, na przeszkodzie stanąć może kalendarz.


- Zakładamy, że nastrój na rynku umożliwiający przeprowadzanie tego typu operacji, utrzyma się jeszcze przez kilka najbliższych tygodni. Później, w połowie czerwca, rynki będą żyły brytyjskim referendum. Wówczas o sukces oferty może być trudniej. Następnie wejdziemy w okres wakacyjny – dodaje Buczek.
Czas dinozaurów minął
Dodatkowo oferty, które towarzyszyły tegorocznym debiutom, należą raczej do kategorii małych. Wartość największej tegorocznej oferty – X-Trade Brokers – wyniosła 189 mln zł. W teorii jest to największa tego typu transakcja od czasów Uniwheels (maj 2015), w praktyce jednak niecałe 200 mln zł w porównaniu do ofert z przełomu dekad (PZU, PGE, JSW) wygląda kiepsko.


Problem z wielkością ofert na GPW obserwowany jest zresztą już od dłuższego czasu. W latach 2007-11 sumaryczna wielkość ofert zawsze przekraczała 6 mld zł, po 2011 roku nie udało się do tego wyniku nawiązać ani razu. Wpływa na to zarówno ilość spółek decydujących się na debiut, ale także przede wszystkim wielkość przedstawianych przez nie ofert.
Oferty małe i mniejsze
Debiut Energi (2,4 mld zł - 11.12.2013) zamknął pewną erę wielkich prywatyzacji. Od tamtej pory tylko jedna oferta okazała się wyższa niż 300 mln zł. Należała ona do wspomnianego Uniwheels w maju 2015 roku (504 mln zł). Na rynku panuje więc kompletny letarg i niewiele wskazuje na jego przerwanie. Skarb Państwa póki co nowych wielkich debiutów nie zapowiada, dodatkowo rynek po „kastracji” OFE jest płytki i o sukces oferty jest zdecydowanie trudniej, niż w rekordowych latach. Udowodnił to choćby Idea Bank (kwiecień 2015), który miał nadzieję na zgarnięcie z rynku 1 mld zł. Skończyło się na 254 mln zł i to tylko dzięki pomocy bratniego Getinu.


Należy więc zauważyć, że wśród debiutantów rzeczywiście zapanowało pewne ożywienie. W żadnym stopniu nie nawiązuje ono jednak do sytuacji z lat 2007-11. Słaby kalendarz i pogorszenie nastrojów może nawet sprawić, że obecny rok będzie gorszy od fatalnych pod względem debiutów lat 2014-15.