Założeniem prawa migracyjnego nie jest to, że państwo ma obowiązek wpuścić każdego, ale w żadnym przypadku działalność państwa nie może nikogo narazić na nieludzkie traktowanie - powiedział w wywiadzie dla piątkowego "DGP" rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek.


RPO w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną", został m.in. zapytany o konflikt pomiędzy prawami człowieka a obroną wschodniej granicy kraju. "Analizujemy projekt ustawy, który pojawił się w pracach legislacji rządowej. Stanowisko przedstawimy w stosownym czasie, ale ma pan rację, że to konflikt wartości. Białoruski reżim wykorzystuje ludzi w wojnie hybrydowej, a jednocześnie mamy standardy, których źródłem są konwencja dotycząca statusu uchodźców sporządzona w Genewie 28 lipca 1951 r. i prawo unijne, które wyrosło na wartościach, jakim przyświeca ta konwencja" - zaznaczył.
"Tak jak niedopuszczalna jest dziś ekstradycja przestępcy na Białoruś, bo wiemy, że tam człowiek nie będzie traktowany właściwie, tak nie możemy też automatycznie zawracać tam ludzi, którzy nie są o nic podejrzani" - wskazał.
Na pytanie o to, co zrobić z takim człowiekiem z polsko-białoruskiej granicy odparł: "sprawdzić, czy potrzebuje pomocy humanitarnej lub medycznej, czy jest podejrzany o przestępstwo lub wrogie działania, i rozstrzygnąć o jego statusie".
"Na tym polega demokratyczne państwo prawa: że człowiek powinien być sprawdzony przez państwo, zanim ono podejmie decyzję o jego losie" - zaznaczył i dodał, że są to standardy. Jednocześnie przyznał, że państwa takie jak Białoruś w bezwzględny sposób wykorzystują wartości, na których budowano cywilizację europejską.
Zdaniem RPO to politycy - w kraju, Europie i na świecie - powinni odpowiedzieć na pytanie, czy standardy ochrony praw uchodźców, które wywodzą się z lat 50., przystają do dzisiejszych czasów i czy są właściwe przy obecnych zagrożeniach.
"Moją rolą jest upominać się o te standardy, przypominać władzy o nich, podkreślać, że nie może dochodzić do sytuacji, w których człowiek zostaje pozbawiony swojej godności na terytorium naszego kraju" - podkreślił.
"Każdy ma tu swoje zadanie. Inna jest rola komentujących publicystów, inna tworzących ramy prawne polityków, a jeszcze inna – moja. Dzwonię różnymi dzwonkami na alarm, ale to, co z tym alarmem zrobimy jako państwo, nie zależy już ode mnie" - powiedział.(PAP)
mchom/ jpn/