Teoretycznie w tytule przelewu można wpisać wszystko. W praktyce jednak „żartobliwe” frazy mogą ściągnąć na nas uwagę banku czy nawet organów państwowych. Banki za pomocą specjalnych narzędzi wychwytują podejrzane wyrazy i w uzasadnionych przypadkach mogą prosić o wyjaśniania lub od razu przekazać sprawę dalej.


Bank realizując przelew, wymaga od klienta podania prawidłowego numeru rachunku. W tytule przelewu możemy wpisać dowolne rzeczy, choć czasami nie przechodzą niektóre znaki specjalne, np. *.<”. Jak się jednak okazuje, fantazja potrafi czasami ponieść klientów i wpisują wyrazy, które są na czarnej liście bankowców. Same banki nie chcą ujawniać dokładnie, o jakie słowa chodzi, ale nie trudno się domyślić, że wystarczy wpisać wyrazy mogące kojarzyć się z terroryzmem czy narkotykami, by zapaliła się „czerwona lampka”. Co się dzieje w takiej sytuacji? Bank może zablokować przelew, skontaktować się z klientem lub zgłosić sprawę odpowiednim organom.
Żartować można, ale rozsądnie
- Oczywiście żarty w tytułach przelewów nie są zabronione przez prawo, ale wyjaśnienie tematu – w uzasadnionym przypadku – może być pewną uciążliwością konsekwencją dla osoby, która dla żartu opisuje przelew w sposób niestosowny – mówi Bartosz Trzciński, rzecznik prasowy Banku Pocztowego.
Dodaje, że chodzi szczególnie o sytuacje, w których tytuł przelewu może sugerować jakieś działanie niezgodnego z prawem. - Bank ma obowiązek przekazywania właściwym organom informacji o powzięciu uzasadnionego podejrzenia, że określona transakcja lub określone wartości majątkowe mogą mieć związek np. z praniem pieniędzy lub finansowaniem terroryzmu. Nadawca przelewu musi się zatem liczyć z potencjalnymi konsekwencjami niestosownego tytułu przelewu. Oczywiście nie jest tak, że tytuł przelewu to jedyne kryterium uznania, że ten może dotyczyć kwestii zakazanych prawem, jednak ich tytuły mogą w pierwszej kolejności wzbudzić pewne podejrzenia – dodaje Trzciński.
Najlepiej pisać zgodnie z prawdą
Bankowcy zalecają, by tytuły przelewów odzwierciedlały ich faktyczny charakter. Jeśli rozliczamy się z przyjaciółmi za pizzę, warto wpisać po prostu „zrzutka na pizzę”, a nie np. „za bombowy wieczór”. - Klienci nie powinni podawać nieprawdziwych danych w szczegółach płatności. Jeśli zaś do takiej sytuacji dojdzie i wystąpią jakiekolwiek wątpliwości co do wysłanego „nietypowego” przelewu, bank może skontaktować z klientem w celu uzyskania dodatkowych wyjaśnień – mówi Paweł Jurek, rzecznik prasowy Banku Pekao.
Nie wynika to jedynie z „widzimisię” analityków bankowych. - Zgodnie z art. 33 ustawy z dnia 1 marca 2018 roku o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu bank ma obowiązek stosowania środków bezpieczeństwa finansowego wobec swoich klientów. Takie środki obejmują m.in. bieżące monitorowanie działań klienta, w tym analizę przeprowadzanych przez niego transakcji oraz badanie źródła pochodzenia środków, którymi dysponuje – wyjaśnia rzecznik Pekao.
Nie oznacza to jednak, że wszystkie tytuły przelewów muszą być śmiertelnie poważne. Do zrealizowania samej dyspozycji bank będzie wymagał jedynie prawidłowego numeru rachunku. - Bank realizując przelewy, dokładnie przestrzega wymogów prawa w tym zakresie. Stosuje się m.in. do zapisów ustawowych, według których - aby przelew mógł zostać zrealizowany - musi być podany prawidłowy identyfikator (numer rachunku), inne dane – w tym tytuł – nie są ściśle wymagane – tłumaczą służby prasowe PKO BP.
Bank może zablokować przelew
Co się dzieje w przypadku podejrzanego przelewu? Bank może go wstrzymać i skontaktować się z klientem w celu wyjaśnienia sprawy. Wówczas przelew trafi do odbiorcy z opóźnieniem. Może też od razu skierować sprawę do Generalnego Inspektora Informacji Finansowej, który działa na rzecz przeciwdziałaniu praniu pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu.
Warto wiedzieć, że systemy wychwytują podejrzane wyrazy w sposób zautomatyzowany. - Bank dysponuje narzędziami, które umożliwiają monitorowanie i weryfikację przelewów (w tym także ich tytułów) pod kątem ryzyk związanych z praniem pieniędzy, finansowaniem terroryzmu, naruszeniami sankcji międzynarodowych czy transakcjami oszukańczymi – mówi Maciej Kołodziej, Dyrektor Biura Monitoringu Transakcji i Sankcji w Banku BNP Paribas.
Bankowcy z oczywistych względów nie chcą podawać katalogu „słów zakazanych” lub podejrzanych. Radzą jednak, by wpisywać tam rzeczy zgodnie z prawdą. W innym wypadku możemy narazić się na przykre konsekwencje. Ewentualnie „pośmiać się” razem z analitykiem bankowym, który zapyta nas o żenujące szczegóły, np. podczas ubiegania się o kredyt mieszkaniowy.
























































