Kto pracuje na czarno lub kupuje towary lub usługi przy których pracowali ludzie zatrudnieni na czarno, ten świadomie obniża dochód państwa i śmiało można go nazwać nieeuropejskim bezideowcem. Okazuje się, że co dziesiąty Europejczyk w zeszłym roku w różnym stopniu miał styczność z szarą strefą, którą przeciętnie sfinansował kwotą 200 euro.
Z badania Eurobarometru wynika, że 11% Europejczyków przyznaje, że w ostatnim roku zakupiło towary lub usługi przy których pracowali ludzie zatrudnieni na czarno. 4% badanych przyznaje, że sami otrzymywali niezadeklarowane wynagrodzenie, a przeciętnie jedna na trzydzieści osób część wynagrodzenia otrzymuje pod stołem – z pominięciem składek, podatków i umów formalnych.
Wspaniałe pomysły László Andora
Innymi słowy, praca na czarno wciąż jest w Europie powszechna. Komisja Europejska wychodzi z założenia, że jest to niedopuszczalne i należy opracować specjalne mechanizmy, które będą zniechęcać do tego typu działalności lub zachęcać do zalegalizowania pracy. Stąd propozycja stworzenia specjalnej platformy, której celem byłoby zacieśnienie współpracy w tej kwestii wszystkich państw członkowskich.
![]() | » Podatki w Polsce: 11 razy gorzej niż w Niemczech |
- Praca nierejestrowana nie tylko naraża pracowników na niebezpieczne warunki pracy i niższe zarobki, ale także pozbawia rządy dochodów i podważa nasze systemy zabezpieczenia społecznego. Państwa członkowskie muszą podjąć odpowiednie działania, aby zniechęcać do podejmowania pracy na czarno lub zachęcić do podpisywania normalnych umów z osobami, które teraz pracują nielegalnie. Państwa członkowskie muszą też zacieśnić współpracę, aby wspólnie walczyć z tą plagą – skomentował komisarz UE ds. zatrudnienia, spraw społecznych i włączenia społecznego László Andor.
Ten sam polityk odpowiedzialny jest za program nakazujący państwom UE obowiązkowe zapewnienie absolwentom studiów i innych szkół pracy lub stażu do czterech miesięcy po zakończeniu nauki. Celem tego projektu jest zmniejszenie odsetka młodych bezrobotnych w UE, która w niektórych krajach dochodzi do 50%. Statystycznie jest to pożądane, ale w praktyce w ten sposób nie tworzy się realnych miejsc pracy tylko zwiększa transfery socjalne do tych sektorów gospodarczych, które mają problem z racjonalną alokacją zasobów. To implikuje konieczność utrzymywania kosztów pracy na tym samym lub nawet wyższym poziomie, a to one są głównym powodem wysokiego bezrobocia.
Nie ma zaskoczenia. Wybieramy pracę na czarno, bo jest tańsza
Niemniej z badania Eurobarometru wynika, że aż 60% respondentów jako powód zakupu towarów pochodzących z pracy na czarno podaje ich niższe ceny. Z kolei 50% twierdzi, że główną przyczyną podejmowania pracy na czarno były korzyści wyciągane przez obie strony takiego układu, a 21% wskazuje, że miałoby problemy z podjęciem legalnego zatrudnienia. Do tego aż 16% twierdzi, że podatki są po prostu za wysokie. Zatem w czym tkwi problem?
Pracownik zatrudniony na czarno jest tańszy. Nie wyklucza się przy tym faktu, że dla niego praca w tym systemie też może być korzystna. Jednak firma zatrudniająca osoby bez umowy stanowi konkurencję dla tych przedsiębiorstw, które z uwagi na koszty legalnego zatrudnienia nie mogą dorównać im ofertą cenową. Innymi słowy, tak naprawdę Komisja Europejska powinna wziąć się za walkę o obniżenie kosztów zatrudnienia, a nie marnować miliony euro na uszczelnianie systemu, którego nigdy nie uda się zabezpieczyć w 100%.
Ale nie da się tego zrobić, analizując najpopularniejsze sektory, towary i usługi, gdzie najczęściej zatrudnia się lub świadczy pracę na czarno. 29% z nich stanowią renowacje i remonty domów i mieszkań, naprawy samochodów stanowią 22%, sprzątanie domów i mieszkań – 15%. Działalność związana z produkcją żywności, która jest łatwa i tania w kontroli, to tylko 12%. O wiele prościej skontrolować fabrykę produktów spożywczych i lokale gastronomiczne, niż Kowalskiego, który zatrudni kolegę szwagra do wykafelkowania toalety lub wymiany klocków hamulcowych w garażu.
Tylko 200 euro rocznie na niezgłoszone towary i usługi
Komisja Europejska zwraca uwagę, że mediana środków, jakie Europejczycy wydają na niezgłoszone towary i usługi, to tylko 200 euro rocznie. Z kolei mediana rocznych dochodów wynikających z pracy na czarno to 300 euro. To wbrew pozorom bardzo mało – w zasadzie na granicy opłacalności. Trudno spodziewać się, by po wyciągnięciu tych ludzi z szarej strefy dalej w ogóle opłacało im się pracować. Prędzej zrezygnują z tego typu zatrudnienia i całkowicie przejdą na zasiłek, niż poszukają legalnej pracy.
Niestety, koszty zatrudnienia w UE wynoszą średnio 40% - jest to różnica pomiędzy tym, co pracownik otrzymuje na rękę a tą kwotą, którą musi zarezerwować dla niego pracodawca. Przykładowo pracownik zatrudniony na legalną umowę o pracę, opiewającą na kwotę minimalną, otrzymuje na rękę 1237 zł, ale pracodawcę kosztuje 2 tys. zł. Zapewne wysokim Komisarzom w UE wydaje się to zupełnie normalne i w porządku, ale przeciętny zjadacz chleba wolałby mieć 100 zł w portfelu więcej, niż otrzymywać w zamian przyrzeczenie, że politycy dobrze wydadzą te pieniądze m.in. na platformy do zacieśnienia współpracy z walką z nielegalnym zatrudnieniem. Wbrew pozorom, z filozoficznego punktu widzenia, wzrost zatrudnienia w administracji jest tak samo nielegalny, jak zlecanie remontu domu kolegom szwagra.
Łukasz PiechowiakGłówny ekonomista Bankier.pl
























































