To, jak rozstrzygną się wybory prezydenckie w USA, będzie miało swój wpływ na rynki finansowe na całym świecie. O to, co się może wydarzyć w przypadku wygranej Donalda Trumpa lub Kamali Harris, pytamy analityków i ekspertów. Dla czytelników mamy więc prognozy tego, czego się spodziewać tuż po wyborach i odpowiedzi: czy możliwa jest realizacja zysków po „Trump trade” i czemu Kamala Harris byłaby lepsza dla rynków w Europie, w tym w Polsce.


Temat wyborów w USA i tego kto zostanie gospodarzem Białego Domu, ma nie tylko znaczenie dla wewnętrznych spraw Stanów Zjednoczonych i geopolitycznych szachów, ale także nie mniej ważne jest dla rynków finansowych, które pod określone scenariusze przesuwają kapitał w stronę m.in. dolara i złota. Co oznacza powrót do władzy republikańskiego kandydata Donalda Trumpa czy historyczne zwycięstwo pierwszej kobiety Kamali Harris z obozu Demokratów pytamy rynkowych ekspertów?
W największym stopniu interesuje nas to, co może przynieść następny dzień po wyborach i jak zachowają się rynki finansowe, kiedy pierwsze sondaże będą wskazywały nowego prezydenta USA. Wygląda na to, że bez względu kto będzie ogłaszał zwycięstwo nad ranem 6 listopada, czeka nas realizacja zysków ze strategii Trump trade na rynkach finansowych, jak uważa Sobiesław Kozłowski, dyrektor analiz i doradztwa w Noble Securities.
Realizacja zysków i zamykanie Trump trade
Od pewnego czasu jest rozgrywana wygrana Donalda Trumpa tzw. Trump trade, co oznacza m.in. umocnienie dolara i wzrost rentowności amerykańskich obligacji. W polskim wymiarze Trump trade przekłada się na wyraźnie osłabienie złotego oraz słabość MSCI Poland. W krótkim terminie wygrana Trumpa może zachęcić do realizacji zysków z tej strategii, natomiast wygrana Kamali Harris może zachęcać do dynamicznego zamykania Trump trade.
Trzy podstawowe, a nie dwa rozwiązania wycenia Piotr Kuczyński z DI Xelion, który także wspomina o wielu innych rozstrzygnięciach i różnych odcieniach szarości. „Pierwsze i najbardziej oczywiste to wygrana Donalda Trumpa, drugie to nieoczekiwana wygrana Kamali Harris, a trzecie to mikroskopijna przewaga jednego z kandydatów” – komentuje dla Bankier.pl Kuczyński.
Przypomnijmy przy okazji szarości, o której wspomniał Kuczyński, że poza wyborem prezydenta Amerykanie 5 listopada wybiorą cały skład Izby Reprezentantów składającej się z 435 deputowanych i jedną trzecią składu Senatu składającego się ze 100 senatorów. Obecnie w Senacie Demokraci mają 51 senatorów, ale faworytami do przejęcia kontroli są Republikanie.
Jeśli Partia Republikańska utrzyma kontrolę nad Izbą Reprezentantów i zdobędzie większość w Senacie, oznacza to możliwość formalnego kwestionowania ewentualnego zwycięstwa Kamali Harris, a wtedy wyboru prezydenta dokonałaby Izba Reprezentantów. W dodatku rozstrzyganie ewentualnych sporów sądowych trafi do decyzji Sądu Najwyższego, którego skład zdominowany jest przez konserwatywnych nominatów Partii Republikańskiej.
Politycy nie robią tego, co zapowiadają w kampanii
Najbardziej oczywista jest reakcja rynków po tym ostatnim rozstrzygnięciu (mikroskopijna przewaga jednego z kandydatów, przyp. red.). Inwestorzy nie lubią niepewności i nie bez powodu obowiązuje powiedzenie „when in doubt, sell out”. W takim właśnie przypadku bałagan, który będzie miał miejsce po wyborach, doprowadzi do niepewności skutkującej spadkami wielu aktywów. Kierunek wyprzedaży będzie zależał od tego, który w danym momencie, danego dnia będzie zdobywał sądową przewagę.
Mniej pewne jest reakcja rynków, jeśli w sposób oczywisty wygra Donald Trump. Przed wyborami inwestorzy uprawiali coś, co Amerykanie określali mianem „Trump trade”. Jak inaczej można wytłumaczyć jednoczesne umacniania dolara, wzrost rentowności obligacji, rosnące indeksy giełdowe i drożejące złoto oraz bitcoin? Nie da się tego wytłumaczyć inaczej jak tylko dyskontowaniem wygranej Donalda Trumpa, bo przecież normalna korelacja między tymi aktywami jest zupełnie inna.
Wydawałoby się więc, że skoro Wall Street preferuje wygraną Donalda Trumpa, to po oczekiwanym jego sukcesie opisywane wyżej trendy się nasilą. Otóż wcale nie musi tak być. Według mnie cena złota i rentowności obligacji rosły zdecydowanie zbyt szybko. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby po pierwszym ruchu w kierunku przedwyborczego trendu pojawiła się realizacja zysków. Po niej (kilka dni lub tygodni) czekalibyśmy na decyzje prezydenta, a one miałyby miejsce dopiero w styczniu, czyli po zaprzysiężeniu.
Jestem bardzo ostrożny w prognozowaniu kierunku cen, bo przecież wszyscy wiemy, że politycy, a szczególnie Donald Trump, nie robią po wyborach tego, co zapowiadali. Wypada więc powiedzieć, że jeśli Trump dotrzyma obietnic, to będzie pomagało dolarowi, szkodziło rynkom rozwijającym się, szkodziło obligacjom skarbowym w USA i stawiało duży znak zapytania nad zachowaniem Fed, bo przecież obietnice Trumpa z pewnością znacznie zwiększyłyby inflację.
Nieoczekiwana, chociaż w Europie pożądana, wygrana Kamali Harris z pewnością doprowadziłaby do spadków ceny złota, osłabienia dolara, spadku rentowności obligacji i najpewniej spadku indeksów giełdowych. To jednak byłby tylko pierwszy odruch – taki, jak to określają Amerykanie „knee jerk”. Potem wszystko zależałoby od reakcji zwolenników Donalda Trumpa. Nie spodziewam się, żeby poddali się bez walki i dobrze by było, żeby to była walka tylko w sądach… Jeśli sytuacja się uspokoi, to prezydentura Harris pomogłaby w dłuższym okresie sprzyjać rynkowi akcji i obligacji oraz walutom krajów rozwijających się (np. złotemu).
Z kolei o roli Fedu w całej układance przypomina Zbigniew Obara z zespołu analiz i doradztwa BM Alior Banku. Wszak dwa dni po wyborach, 7 listopada, mamy decyzję Rezerwy Federalnej w sprawie amerykańskich stóp procentowych. „Amerykańskie wybory prezydenckie tradycyjnie elektryzują środowisko inwestorów, z racji zdecydowanie dominującej pozycji Stanów Zjednoczonych w światowym systemie monetarnym, a także, choć w coraz mniejszym stopniu – światowym systemie gospodarczym” – komentuje dla Bankier.pl Obara i dodaje, że punktem odniesienia dla jego zespołu jest polityka gospodarcza nowej administracji oraz polityka monetarna Fedu.
Wysokie ryzyko korekty w USA
Bez względu na to, jaka będzie nowa administracja USA, będzie ona musiała się zmierzyć z nabrzmiewającym problemem wysokiego deficytu budżetowego. Niewykluczone są więc próby cięć wydatków rządowych, które przynajmniej przejściowo będą prowadzić do spadku dynamiki gospodarczej. Jednocześnie zapowiadane przez D. Trumpa inicjatywy prowzrostowe, obejmujące m.in. deregulację – nawet jeśli uda się je wprowadzić – będą miały wpływ odłożony w czasie. Do tego dochodzą geopolityczne niewiadome związane, chociażby ze stosunkiem nowej administracji do aktualnych władz w Pekinie i Moskwie, których implikacji obecnie na globalny rynek finansowy nie sposób przewidzieć. Należy również uwzględnić wysoką temperaturę wewnętrznego sporu politycznego w USA, potencjalnie utrudniającego przebieg początku nowej prezydentury.
Biorąc pod uwagę wyśrubowane kursy akcji amerykańskich spółek, zwłaszcza w szeroko rozumianym sektorze IT, w tym producentów półprzewodników, ryzyko 10 - 15-proc. korekty na giełdzie w USA, bez względu na to kto wygra w wyborach amerykańskich, oceniamy wysoko. Jednocześnie głównym beneficjentem przepływu kapitału powinien być segment średnio- i długoterminowych obligacji skarbowych amerykańskich oraz skorelowanych z nimi obligacji korporacyjnych emitentów o wysokim ratingu inwestycyjnym.
Dużo trudniejsze do przewidzenia pozostają ruchy walutowe. Siła dolara amerykańskiego ewidentnie koreluje w ostatnim czasie z rentownościami obligacji amerykańskich, więc ich ewentualny spadek powinien intuicyjnie sprzyjać osłabieniu USD. Ale jest tutaj pewne „ale”. Potencjalny wzrost protekcjonizmu gospodarczego USA może utrudnić dostęp do dolara z tytułu wymiany handlowej, przy jednocześnie stałym zapotrzebowaniu na tenże do obsługi długu międzynarodowego denominowanego przeważnie w tej walucie.
(...)
Pod znakiem zapytania pozostają także główne aktualnie filary perspektyw wzrostu globalnej gospodarki, takie jak sztuczna inteligencja czy dekarbonizacja. Spektrum beneficjentów nakładów inwestycyjnych w obszarze generatywnej sztucznej inteligencji zawęża się, a pomiędzy kapitalizacją niekwestionowanego lidera produkcji półprzewodników na jej potrzeby – spółką Nvidia a pozostałymi graczami w tym sektorze powstała przepaść. Jeśli zaś chodzi o dekarbonizację, to jej założenia nie wytrzymują w wielu przypadkach starcia z preferencjami konsumentów, co widzimy, chociażby po spadku rejestracji nowych samochodów elektrycznych w Europie w tym roku.
Zahamowanie nakładów inwestycyjnych w obu tych obszarach może mieć przełożenie na pogorszenie sentymentu globalnych inwestorów portfelowych i również być katalizatorem średnioterminowej korekty na globalnym rynku akcji. Remedium na wymienione powyżej ryzyka w średnim terminie to według nas obligacje skarbowe, w tym także polskie.
To, co jeszcze z pewnością przewija się w rynkowych analizach, to polityka podatkowa obozu Trumpa i Harris. Trump planuje wprowadzeni ulg podatkowych i wyższych ceł, co mogłoby być korzystnie na rynku wewnętrznym, ale negatywnie na rynkach zagranicznych. Z kolei Harris prawdopodobnie utrzymałaby status quo, co zmniejszałoby ryzyko dla amerykańskich firm działających międzynarodowo. Szerzej o podatkowym aspekcie mówi Michał Krajczewski, kierownik zespołu doradztwa inwestycyjnego w BM BNP Paribas, który przygotował także rozpiskę jak wyniki wyborów mogą wpływać na różne klasy aktywów.
Obawy o wzrost zadłużenia USA
Obecnie widzimy, że rynki finansowe w coraz większym stopniu dyskontują rosnące prawdopodobieństwo wygrania Donalda Trumpa w wyścigu prezydenckim i Republikanów w Kongresie. Jego plany obniżenia stopy podatkowej i działania deregulacyjne wspierają amerykański rynek akcji, szczególnie pozytywnie mogą być odebrane przez mniejsze spółki lub branże cykliczne.
Z drugiej strony bardziej nieprzewidywalna polityka zagraniczna i chęć nakładania taryf oznaczają, że w przypadku jego wygranej gorzej mogą zachowywać się rynki akcji poza USA. Trump postrzegany jest także jako zwolennik kryptowalut, co w ostatnim czasie wspierało m.in. notowania Bitcoina, który powrócił w pobliże swoich historycznych szczytów. Z odwrotną reakcją możemy mieć do czynienia w scenariuszu „pełnej” wygranej Demokratów. Plany podwyżki podatków mogą spowodować korektę na S&P500, natomiast kontynuacja stabilnej polityki zagranicznej może przełożyć się na relatywnie lepsze zachowanie indeksów zagranicznych.
Jedna i druga strona sporu politycznego preferuje zwiększanie wydatków fiskalnych, także całkowita wygrana którejkolwiek z partii przełoży się na obawy rynku o wzrost zadłużenia, czyli na wyższe rentowności obligacji skarbowych. W przypadku Demokratów oznaczać to będzie osłabienie amerykańskiego dolara. Wprawdzie Trump też o tym mówi, jednak jego plany odnośnie wdrażania taryf, przynajmniej początkowo, mogą oznaczać umocnienie amerykańskiej waluty.


Rozwijając temat protekcjonistycznej polityki USA, przypomnijmy, że Trump zapowiedział nałożenie 60% ceł na wszystkie towary importowane z Chin, podczas gdy Demokraci, których reprezentuje Harris w tym roku podnieśli cła na chińskie pojazdy elektryczne o 100%, co przeforsowała administracja prezydent Bidena. Na wojnę handlową z Chinami w odniesieniu do polityki Fedu zwraca uwagę Marek Straszak, zarządzający w Quercus TFI i ekspert rynku amerykańskiego.
Trump to większa nieprzewidywalność
Zapowiadane przez D. Trumpa cła będą prowadzić do wojny handlowej przede wszystkim z Chinami. Oczekuje się, że będzie to miało wpływ na globalną inflację, która powinna spowolnić proces luzowania monetarnego i związanymi z tym obniżkami stóp procentowych. To w połączeniu z większym luzowaniem fiskalnym (m.in. poprzez obniżki podatków) zapowiadanym przez administrację Trumpa będzie prowadziło do wzrostu rentowności amerykańskich obligacji skarbowych, co z dużym prawdopodobieństwem odbije się również na notowaniach obligacji w innych krajach.
Ponieważ dla inwestorów Trump to większa nieprzewidywalność, starają się oni przesuwać kapitał do bezpiecznych przystani, m.in. dlatego dynamicznie rośną metale szlachetne oraz amerykański dolar. Z kolei analiza kursu Bitcoina pokazuje, że w okresie około 1 roku po 3 ostatnich wyborach notował on dynamiczne wzrostu niezależnie od tego, kto takie wybory wygrał. Największa niewiadoma dotyczy rynków akcyjnych, gdyż tutaj wpływ wyborów może być uzależniony od lokalizacji geograficznej. Wygrana Trumpa powinna przynieść optymizm na lokalnym rynku akcyjnym w USA, ponieważ jest on uważany za prorynkowego kandydata, a z drugiej strony K. Harris zapowiedziała wzrost podatków dochodowych od korporacji w przypadku jej wygranej.
Zwycięstwo kandydata republikanów to raczej zły prognostyk dla inwestorów w Europie, a zwłaszcza tych lokujących kapitał w regionie CEE. Jedną z głównych ofiar wojny handlowej mogą okazać się kraje Zachodniej Europy. Natomiast zapowiedzi szybkiego zakończenia konfliktu na Ukrainie przez Donalda Trumpa rodzi obawy o to, że taki traktat pokojowy mógłby być niekorzystny dla Ukrainy i zachęciłby Rosję do wysuwania kolejnych roszczeń terytorialnych do krajów w Europie Środkowej.
Jak widać wybory prezydenckie w USA stanowią ogromny czynnik niepewności dla rynków finansowych i gospodarki. W przypadku wygranej Trumpa oczekuje się: wzrostu protekcjonizmu i wyższych ceł, szczególnie na produkty z Chin i UE, co może wpłynąć negatywnie na eksport do USA. Dochodzi umocnienie dolara, co może negatywnie odbić się na walutach rynków wschodzących, w tym polskiego złotego. Kontynuacji deregulacji i obniżek podatków sprzyjałoby krajowemu biznesowi, ale mogłoby zwiększyć inflację.
Z kolei wygrana Harris jest postrzegana jako kontynuacja obecnej polityki, co oznaczałoby niższe ryzyko inflacyjne, mniejszy nacisk na cła i stabilniejszy kurs dolara. Dla rynków surowcowych, takich jak złoto, obecna sytuacja polityczna i działania banków centralnych sprzyjają dalszym wzrostom, choć krótkoterminowo po wyborach może dojść do korekty cen. Wszak pod zwycięstwo Trumpa rynki pozycjonują się od dłuższego czasu, a zatem niewykluczona jest realizacja zysków wypracowanych w tym czasie.
„W dłuższym terminie kluczowy dla zachowania głównych klas aktywów (akcje, obligacje, surowce) będzie poziom globalnej inflacji. Ta w większości krajów wysoko rozwiniętych istotnie w ostatnim czasie spadła. W strefie euro – nawet poniżej 2 proc. (cel inflacyjny Europejskiego Banku Centralnego) uznawanych za optymalne z punktu widzenia długookresowego realnego wzrostu gospodarczego. Jednak korzystne efekty bazowe w postaci spadku cen surowców energetycznych (ropy, gazu i węgla) powoli zanikają i jeśli inflacja miałaby zacząć ponownie odbijać, oczekiwane ścieżki spadku stóp głównych banków centralnych, w tym Fed, mogą powędrować z powrotem w górę, ze szkodą dla wycen przede wszystkim akcji i obligacji korporacyjnych słabszych emitentów” – podsumowuje Zbigniew Obara z BM Aliora.


Jak rynek akcji w USA zachowywał się historycznie w perspektywie 12 miesięcy po wyborach? Stopa zwrotu S&P500 w tym horyzoncie liczona od miesiąca, w którym przeprowadzono wybory dla 10 ostanich wygranych (od wyborów z listopada 1960 r.) najlepsza była po zwycięstwie Demokraty Johna F. Kennedy'ego (28,4 proc.), ale zaraz za nim był wygrany kandydat Republikanów George Bush (senior), kiedy SPX zyskał 26,4 proc. Bardziej współcześni wygrani też mają się czym pochwalić, bo po wygranej Joe Bidena amerykańskie blue chipy przez 12 miesiecy zyskały 26,1 proc., po wygranej Baracka Obamy 22,2 proc., a gdy wygrał Donald Trump w 2016 r., S&500 zyskał przez kolejne 12 miesięcy 20,4 proc. Dłuższy horyzont - 24, 36 i 48 miesięcy od wyborów - jest już kolejno najlepszy dla Obamy (31,7 proc.), Trumpa (42,8 proc.) i Clintona (75,5 proc.).