Gwałtowny spadek cen ropy naftowej na globalnych rynkach ciągnie w dół notowania rosyjskiej ropy Ural. Wywołuje to coraz większe obawy w Moskwie o tegoroczny budżet państwa, silnie uzależniony od dochodów z eksportu surowca.


Cena rosyjskiej ropy Ural gwałtownie spadła na początku kwietniu wraz z cenami innych gatunków surowca na światowych rynkach. Co prawda w środę na giełdach surowcowych ceny chwilowo odbiły, ale był to raczej rajd ulgi, bo w czwartek kursy znów notują spadki. Baryłka ropy WTI jest notowana w okolicy 60 dolarów, ropa Brent kosztuje w okolicy 63 dolarów.
Ceny ropy zaczęły mocno spadać, kiedy prezydent USA Donald Trump ogłosił wprowadzenie ceł na produkty ze 185 państw. W dodatku osiem krajów OPEC+ zgodziło się przyspieszyć wzrost produkcji w maju o 411 tys. baryłek dziennie zamiast planowanych 135 tys. baryłek. Ponadto Saudi Aramco obniżyło cenę ropy na maj dla klientów z Azji do najniższego poziomu od kilku miesięcy, podał Reuters.
Chociaż Trump cła zawiesił, to nie zrobił tego wobec Chin, które są największym importerem ropy na świecie. Poza tym obawy o globalną gospodarkę i popyt na ropę nie ustały, bo dodatkowe cła tylko odwleczono o 3 miesiące, utrzymując podstawową stawkę 10 proc.


Jeśli chodzi o aktualne ceny ropy Ural, sprawa jest nieco bardziej skomplikowana przez sankcje i brak notowania na głównych giełdach surowcowych. Kursy w dużej mierze są ustalane na rynku pozagiełdowym. Według ostatnich danych cena referencyjna rosyjskiej ropy wynosiła około 50 dolarów za baryłkę, co oznaczało spadek o ok. 15 proc. w stosunku do marca i najniższy poziom od 2023 roku. Dla porównania, jeszcze 1 kwietnia ceny w bałtyckich portach wynosiły 62 - 63 dolary za baryłkę. To i tak znacznie poniżej poziomu 70 dolarów przyjętego przy planowaniu budżetu Rosji na 2025 rok.
„Bardzo uważnie monitorujemy sytuację, aby zminimalizować skutki burzy gospodarczej” – powiedział agencji Interfax rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Wojny handlowe „zwykle prowadzą do spadku globalnego handlu i możliwego popytu na nasze zasoby energetyczne” – powiedziała szefowa Banku Centralnego Rosji Elvira Nabiullina, dodając, że „zawsze przygotowują się na takie ryzyko”.
Ministerstwo Finansów, według doniesień dziennika „The Moscow Times”, poinformowało, że w porównaniu z marcem 2024 r. dochody podatkowe Rosji były niższe o około 230 mld rubli (2,7 mld dolarów). Wpływy z tytułu handlu z ropą naftową i gazem, spadły w marcu o 17 proc. rdr, przez silniejszego rubla i spadki cen obserwowane jeszcze przed załamaniem z początku kwietnia.
Agencja Reutersa zauważa, że spadek dochodów z ropy naftowej i gazu następuje w czasie trudnych negocjacji między Rosją a Stanami Zjednoczonymi w sprawie zawieszenia broni na Ukrainie. W 2024 r. odnotowano wzrost nakładów związanych z obsługą wojny, co jednak wymusiło na Kremlu redukcję pozostałych wydatków, w tym na politykę społeczną czy wsparcie finansowe regionów, zauważa Ośrodek Studiów Wschodnich w ekonomicznej ocenie Rosji za 2024 r.
„W 2024 r. łączne wydatki budżetowe Rosji zwiększyły się o ponad 24 proc. rdr. Największą pozycją były środki przeznaczone na „obronę narodową” – po raz pierwszy oficjalnie przewyższyły one nakłady na politykę społeczną. Finansowanie wojny pochłonęło co najmniej 35 proc. budżetu” – czytamy w opracowaniu OSW.
Wydatki wyjątkowo dynamicznie rosły w ostatnich miesiącach, co jak ocenia OSW wynikało z tego, że Kreml chciał przekonać Zachód, zwłaszcza nowego prezydenta USA o „swoich możliwościach kontynuowania wojny i o nieskuteczności sankcji”. Oznaczało to jednak dwukrotny wzrost deficytu (w stosunku do ustawy budżetowej) – do ok. 35 mld dolarów. Jego finansowanie pochodziło z emitowanych obligacji oraz rezerw z Narodowego Funduszu Dobrobytu.
Jak przekazał agencji AFP ekonomista Jewgienij Kogan, na dzień 1 marca funduszu miał wartość około 138 mld dol., z czego około 39 mld dol. stanowiły płynne aktywa, które można łatwo sprzedać, aby pozyskać gotówkę. To wciąż bardzo duża poduszka płynnościowa, która jednak może szybko topnieć wraz z coraz mniejszymi wpływami z tytułu handlu ropą.
Z kolei Ukraina z zadowoleniem przyjęła informacje o spadających cenach ropy, licząc na osłabienie rosyjskiego budżetu wojennego. „Im niższe będą ceny ropy, tym mniej pieniędzy Rosjanie będą mieli na finansowanie swojej wojny” – napisał na platformie X Andrij Jermak, szef sztabu prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego.
Profesor ekonomii Igor Lipstis w komentarzu dla "The Moscow Times" stwierdza, że zasoby finansowe rosyjskiego państwa zaczynają się wyczerpywać. Przypomniał on w swoim felietonie, że w praktyce ponad 60 proc. wszystkich dochodów budżetowych i około 67 proc. PKB Rosji pochodzi z przemysłu naftowego oraz gazowego.
"Przy tak niskich cenach ropy naftowej – poniżej 60 dolarów za baryłkę w sytuacji, gdy budżet państwa opiera się na około 70 dol. – nie tylko mamy do czynienia ze spadkiem dochodów podatkowych, ale oznacza to, że sektor ropy naftowej i gazu zszedł ze ścieżki generowania zysków i zaczął generować straty – co może nawet zakończyć się wycofaniem z eksploatacji. To byłby początek katastrofy" - powiedział.
Choć rosyjskie władze zapewniają o monitorowaniu sytuacji i gotowości na różne scenariusze, gwałtowny spadek cen ropy naftowej niewątpliwie stawia pod znakiem zapytania stabilność budżetu i nadwyręża możliwości finansowania dalszej agresji na Ukrainę. Profesor Lipstis w swoim długim wywodzie o rosyjskiej gospodarce pisze, że przedstawia ona sytuację z jednej z bajek. „Jeśli pójdziesz w prawo, zginiesz; jeśli pójdziesz w lewo, nie będziesz żył; a jeśli pójdziesz prosto, stracisz głowę” - opisuje. "Problemy są tak splątane, że nieważne jak je rozwiązujesz, stają się jeszcze bardziej związane. (...) Można to tylko pociąć, jak w ZSRR - dodał.