
Z przysłów niewiele wynika, bywa, że z naszych doświadczeń również, czego dowodem dzieje ludzkości. Ludzie popełniali i będą popełniać błędy. Z niewielkimi zastrzeżeniami i na szczęście historia nie zawsze lubi się powtarzać, acz pozytywne trendy w rozwoju ludzkości wedle najnowszych publikacji historyków, polityków i ekonomistów nie napawają optymizmem.
Nie sposób jest oprzeć się wrażeniu, że stoimy przed wielkimi, historycznymi wyzwaniami, z wojnami światowymi włącznie. Wszystkiemu winien wielki kapitał, który nieliczni już posiadają w nadmiarze, ale i ten pożądany, pchający ludzi do wszelkich działań, czasami irracjonalnych, a ponieważ liczy się kasa tu i teraz, toteż koło fortuny raz jeszcze zostało wprawione w ruch.
Tym razem z miernym skutkiem dla takich, co ich nie sieją, nie orzą, inwestorów wszelkiej maści oczekujących ponadprzeciętnych zwrotów z zainwestowanych środków. Jest popyt, trzeba nań właściwie zareagować. Wyzwaniom postanowili sprostać prezesi, dyrektorzy i menedżerowie wszelkiego autoramentu, co zwąchali krew i ofiarę, którzy poszli za ciosem, nie licząc się z konsekwencjami swoich poczynań. Gigantyczne fortuny zbudowane w krótkim czasie, gigantyczne upadki i rozczarowania – piramida Madoffa, upadłości międzynarodowych banków z najwyższymi lokatami agencji ratingowych, też o gigantycznym do niedawna znaczeniu, upadłości krajów – patrz: Islandia, potężne problemy gospodarek uznawanych do niedawna za przodujące (casus Irlandii), największy w historii ludzkości kryzys finansowy, którego skutki tak naprawdę dopiero przed nami.
Niejaki Bernard Madoff(na zdj.), osoba niezwykle szacowna w biznesie finansowym, koń pociągowy, okręt flagowy światowego biznesu, odpowiednik marek modowych typu Yves Saint Laurent czy Christian Dior, za którymi ludzie w branży idą jak w dym, cokolwiek wymyślą, zaprorokują – naciął zdawałoby się poważnych ludzi i instytucje na całym świecie na kant wart ponad 50 miliardów dolarów! Ot, ile znaczą referencje w branży finansowej. Dołożył się dzięki temu do światowego kryzysu finansowego, którego rozmiarów tak naprawdę jeszcze nie znamy, ale którego skutki rozlewają się w wielkiej skali, dotykając również Polskę, dzięki czemu opozycja ma okazję poujadać, okazując troskę o kraj i obywatela porzuconego przez rząd cudów, przygotowując się do przejęcia rządów na fali światowego nieszczęścia, przypisując kryzys aktualnie sprawującym władzę.
Wracając do Madoffa – był przewodniczącym rady nadzorczej giełdy NASDAQ, prezesem spółki Bernard Madoff Investments Securities LLC. Już sama funkcja budziła respekt. Ktoś taki przecież nie mógł się mylić. Rekomendacje od takiego gościa nie mogły budzić wątpliwości, były jak samospełniająca się przepowiednia. Rekomendacje kupuj oznaczały kupuj, bez wątpliwości.
Jak w przypadku innej osobistości, czyli byłego szefa FED Allana Greenspana. Ten też się nie mylił, do czasu, gdy słuszność jego analiz, sądów, kierunków rozwoju gospodarek, finansów legły w gruzach. W obliczu skutków światowego kryzysu przyznał się do błędów. Szacowny pan Madoff, który w rzeczy samej okazał się zwykłym naciągaczem, przestępcą finansowym, urzędującym w najwyższej klasy biurowcu w centrum Manhattanu, walnął w rogi ludzi na 50 miliardów dolców z powodu zaufania, jakim go obdarzono, z powodu kontaktów, o których było powszechnie wiadomo, że nominują, z powodu wysokiej funkcji, którą los na niego zesłał albo którą inni nań zesłali, ona zaś pełnił rolę słupa, firmującego działalność z góry obliczoną na wielki przekręt. Facet spełniający wszystkie kryteria biznesowych podręczników doradzających, jak być liderem, jak zbudować finansowe imperium z niczego, jak wzbudzić zaufanie i je wykorzystać dla własnych celów, jak wyglądać, co, jak i kiedy mówić, jak się ubierać, by nie wzbudzać wątpliwości, że jest się człowiekiem sukcesu. Sukcesu przez duże „s”.
Z różnych źródeł można dowiedzieć się o tym, jak wielkie imperium stworzył Bernard Madoff. Był wielkim, małym człowiekiem, bez wątpienia wspieranym przez grupę osób kryjących jego fundusz hedgingowy, bez których działanie na tak wielką skalę nie miałoby szans na powodzenie. Mimo wielu enuncjacji prasowych podających w wątpliwość przestrzeganie przez jego korporację reguł obowiązujących na rynku finansowym, przez długie lata przestępczej działalności nie spadła mu korona z głowy. Pierwsze informacje w poważnej prasie amerykańskiej pojawiły się już w 2001 roku. Potrzeba było upływu siedmiu lat, by hochsztapler został aresztowany. Podobno nie wymyślił niczego nowego, wykorzystał zwykłą chciwość ludzką, przemożne dążenie do wielkich zysków za wszelką cenę.
Działał wedle zasad klasycznej piramidy, do której wszyscy się dokładają, ale tylko niektórzy wyciągają zyski. Ci, którzy zyskują, zyskują często ze 100-procentowym albo większym przebiciem. Ponieważ wszyscy chcą mieć przynajmniej tyle samo, przykład czerpiących korzyści działa na pozostałych. Jednak muszą poczekać na swoje 5 minut i znaleźć kolejnych żądnych zysków, którzy dorzucą należną działkę do biznesu. I tak oto kolejni biznesmeni dorzucają swoje grosze do piramidy, a interes się kręci, nabiera rozmachu. Gdy po wielu latach tracą dorobek życia, nie wierzą. Przecież wprowadzający do biznesu potwierdzali „niezwykłą korzystność”, gdy było trzeba nawet wyciągami bankowymi, inwestycjami ze środków w ten sposób uzyskanych, stanem posiadania, który trudno jest kwestionować. Przykład jednych działa na pozostałych, jeszcze nieobecnych w piramidzie.
Gdy do tego dołoży się jeszcze tzw. kreatywną księgowość, fikcyjne konta, fałszywe informacje dla inwestorów, iż ich zyski z piramidy są już zainwestowane w inne instrumenty rynku finansowego, uzyskujemy cały obraz sytuacji. Pół biedy, gdy łosiów chętnych do inwestowania, a i gotowych odwlec w czasie zyski, jest nadal wielu, gorzej, gdy wszyscy albo przynajmniej zdecydowana większość inwestorów zechce już skorzystać z zysków. Wówczas okazuje się, że cały ten biznes jest tylko wirtualny.
Madoff przyznał się współpracownikom przed aresztowaniem, że działalność jego spółki była piramidą, bluffem, poczynaniem obliczonym na wielki przekręt. Posłał na zieloną trawkę wiele korporacji (banki: Nomura, Santander, BNP Paribas, fundacja reżysera Stevena Spielberga) oraz osoby wpływowe i znane na całym świecie. Pogrążył w niebycie ich wielomilionowe aktywa. Niektórzy nie pogodzili się z gigantycznymi stratami i popełnili samobójstwo. Czy zyskał fortunę topiąc innych? Pewnie tak, ale ten wątek pozostanie jego słodką tajemnicą, wszak nie wszystko udaje się w takich sprawach wyjaśnić do końca. Działał w zamiarze zbudowania własnego imperium, grzebiąc po drodze takich, co ich nie sieją, nie orzą. Krąży, krąży złoty pieniądz, ludzi gubiąc, ludzi mieniąc, złoto – błoto, chciwe ręce, więcej, więcej, więcej, więcej…
Czy innym przesłaniem kierowali się szefowie banków, instytucji finansowych w Stanach Zjednoczonych, którzy swoimi nieodpowiedzialnymi działaniami doprowadzili świat na krawędź finansowej przepaści? Nie, tylko wykorzystywali inne mechanizmy, stworzone przez korporacje. Ale przecież nie tylko szefowie. Wszyscy, którzy uczestniczyli w tym procederze, mieli pełną świadomość, że grają znaczonymi kartami wyłącznie o własne pieniądze, każdy o takie, jakie przysługiwały mu z racji zajmowanej funkcji, stanowiska. Przecież, zgodnie ze sportowym powiedzeniem, niewykorzystane okazje się mszczą, więc każda okazja jest dobra do zarobienia.
To był sprawnie działający system, w którym jego uczestnicy, tak kredytobiorcy niemający zdolności kredytowych, z góry skazani na niepowodzenie, jak i osoby pracujące na jego rzecz, mali, średni i duzi, mieli swój biznes w tym, by interes się kręcił, bez względu na zagrożenia, które były widoczne gołym okiem. Rozdawali pieniądze nie licząc się z przyszłymi stratami instytucji finansowych, liczyli tu i teraz swoje dochody z transakcji z góry skazanych na niepowodzenie, mając w tylnym poważaniu coś, co nazywane bywa etyką. Dziś wielu z nich, będąc podobno menedżerami wysokiej klasy, przemierza centra wielkich miast z wywieszką: poszukuję pracy. Wielu załamało się, nieliczni opublikowali w mediach oświadczenia na temat mechanizmów obowiązujących w wielkich korporacjach finansowych, często wprowadzających szarego człowieka w zdumienie. No cóż, biznes to biznes, a głupich nie sieją, nie orzą. Media publikują kolejne sensacje, a świat wkracza w otchłań kryzysu.
Przed kilkoma dniami media opublikowały rewelacje o kolejnym Madoffie, 76-letnim Arthurze Nadel, zarządzającym (a jakże) kilkoma funduszami hedgingowymi, który jest podejrzewany o defraudację około 300 milionów dolarów. Sprytny, wiekowy mężczyzna postanowił wcześniej poinformować świat, iż postanowił ze sobą skończyć (trudny biznes, przykre doświadczenia, brzemię, którego nie może unieść, i inne takie dyrdymały). Samobójstwa jednak nie popełnił (wielki biznes nie wymaga honoru) i został odnaleziony przez policję niedaleko swego miejsca zamieszkania. Zniknął w dniu, w którym miał wypłacić inwestorom kwotę około 50 milionów dolarów, a której nijak nie mógł znaleźć.
Adwokat biznesmena miał stwierdzić, iż potrzebował on czasu na refleksję, odrobinę samotności. Zapewne teraz będzie mieć dużo czasu na rozważania, acz nie można być tego całkowicie pewnym. W końcu nie po to przyprawił innym rogi, żeby teraz dokończyć swoich dni w jakimś więzieniu. W skomplikowanym świecie finansów każdemu zdarzają się niewłaściwe decyzje, trudno jest przewidzieć ostateczny wynik inwestowania. Chciał dobrze, ale nie wyszło. W kolejce do wymiaru sprawiedliwości czekają również inni zarządzający piramidami finansowymi. Ich przekręty są oceniane na kilkadziesiąt do kilkuset milionów dolarów. W kilku przypadkach wyszło na jaw, że działali z pełną świadomością, przewidując skutki działań albo – jak kto woli – inwestowania. Niektórzy upoważniali członków rodziny do korzystania w pełni z dostępnych środków klientów, inni z rozbrajającą szczerością przyznawali przed organami wymiaru sprawiedliwości, że zarówno oni, jak i ich rodziny, a tym bardziej firmy, którymi zarządzali, nie posiadają żadnych środków finansowych.
Ujawnianie finansowych przekrętów w Stanach Zjednoczonych i ich negatywnych skutków w skali światowej zapewne potrwa długo. Długo też wszyscy będziemy lizać rany, choć nie dane nam korzystać z owoców przedsięwzięć pomysłowych przedsiębiorców. Senat USA bada skalę zjawiska, docieka przyczyn, pracuje nad rozwiązaniami chroniącymi interesy konsumentów. Trzeba mu życzyć powodzenia, acz trudno jest oprzeć się wrażeniu, że biznes funkcjonował sprawnie przez lata przy cichym poparciu tych, którzy dziś są rozpoznani. Kiedy w końcu sprawy przyschną, życie wróci w stare koleiny. W świecie finansów zaświecą nowe gwiazdy, które pociągną za sobą kolejne rzesze napalonych na kasę inwestorów, a świat odkryje nowe piramidy. Po raz kolejny zapłacą ci, których nie sieją, nie orzą…
Sławomir Dąblewski