Wtorek przyniósł drastyczne osłabienie złotego względem euro. Na rynku spekuluje się, że mamy do czynienia z drugą bezpośrednią interwencją walutową Narodowego Banku Polskiego.


[Aktualizacja 17:19] Po spokojnym poranku i wciąż optymistycznych nastrojach na rynkach finansowych nic nie zapowiadało tak gwałtownego osłabienia polskiej waluty. Jednakże od 10:30 kurs euro zaczął ostro iść w górę, rosnąc z ok. 4,48 zł do 4,5511 zł tuż po 13:00.
Następnie notowania euro obniżyły się do 4,5351 zł. Później pojawiła się kolejna fala wzrostów i do 16:00 kurs EUR/PLN podniósł się do przeszło 4,55 zł, co łącznie oznacza podwyżkę o blisko 7 groszy. W momencie zakończenia sesji na warszawskiej giełdzie za 1 euro płacono 4,54 zł.


Uczestnicy rynku spekulują, że możemy mieć do czynienia z drugą w tym miesiącu interwencją walutową Narodowego Banku Polskiego. Celem NBP może być osłabienie złotego na koniec roku. Tak, aby dla celów księgowych „podpompować” wartość rezerw walutowych, co pozwoliłoby uzyskać wyższy „papierowy zysk”, a więc też w konsekwencji wyższą przyszłoroczną wypłatę do budżetu państwa. Ustawowo 95% zysku NBP trafia do budżetu państwa.
- Na poziomie blisko 4,50/EUR złoty jest zbyt tani. Z pomocą NBP został sztucznie wyniesiony na wyższe poziomy i spodziewam się, że nawet przy sprzyjających nastrojach rynkowych pozostanie na nich do końca roku. Jeśli wierzyć spekulacjom, interwencja walutowa NBP miała podbić wartość rezerw walutowych banku na koniec roku. Z tego względu przed 1 stycznia inwestorzy niechętnie będą kupować złotego, gdyż będą obawiać się kolejnej interwencji – tak jeszcze dziś rano mówił Konrad Białas, ekonomista DM TMS Brokers cytowany przez PAP.
Byłaby to zatem druga w ciągu ostatnich dwóch tygodni bezpośrednia interwencja walutowa NBP. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy polski bank centralny sprzedawał złotego 18 grudnia, aby obniżyć wartość złotego względem euro. Tamtego dnia kurs euro najpierw wzrósł z 4,43 zł do przeszło 4,51 zł, by następnie obniżyć się do 4,47 zł. Niemniej jednak po tamtej interwencji NBP kurs euro pozostał powyżej 4,47 zł.
Choć działania Narodowego Banku Polskiego nie zostały oficjalnie potwierdzone, to pozytywnie wypowiadali się o niej dwaj członkowie Rady Polityki Pieniężnej. Jerzy Żyżyński uznał, że „widocznie konieczne jest wsparcie polityki rządu”. Z kolei słynący z ultra-gołębiego nastawienia do polityki pieniężnej Eryk Łon wprost potwierdził, że interwencja walutowa miała miejsce i że jej celem miało być „wsparcie rentowności eksportu”.
Osłabienie krajowej waluty (czyli wzrost kursu euro czy dolara) sprzyja eksporterom, którzy (ceteris paribus) notują wówczas większe zyski wyrażone w polskim złotym. Równocześnie słabszy złoty przyczynia się do wzrostu cen nie tylko dób importowanych (np. ropy naftowej czy gazu), ale też wywołuje presję na wzrost cen towarów mogących być przedmiotem eksportu, co jest czynnikiem proinflacyjnym. Oznacza to, że polityka osłabiania krajowej waluty podnosi koszty życia i obniża siłę nabywczą konsumentów. Zasadniczo jest to więc transfer dochodu od gospodarstw domowych do właścicieli przedsiębiorstw eksportujących towary za granicę.
KK