Rosyjska aneksja Krymu zdominowała media, ale na rynkach finansowych także działo się dużo i szybko. Na tyle dużo i na tyle szybko, że część inwestorów mogła nabrać wątpliwości co do trwałości hossy na warszawskim parkiecie.
Nieczęsto się zdarza, abyśmy, śledząc bieżące wydarzenia, odnosili wrażenie, że jesteśmy świadkami historycznych zdarzeń. A tak właśnie było w marcu 2014 roku, gdy rosyjscy przebierańcy udający "siły samoobrony Krymu" oderwali półwysep od Ukrainy i przyłączyli go do Rosji. Agresywna polityka Władimira Putina zmroziła stosunki pomiędzy Moskwą a Zachodem oraz przywołała demony przeszłości w wielu krajach Europy Środkowej.
Świat finansów w cieniu konfliktu
Wielka geopolityka i dywagacje na temat szans polskiej armii w starciu z wojskami rosyjskimi zdominowały media, pozostawiając w cieniu świat finansów, który na swój sposób reagował na doniesienia z Ukrainy. Najbardziej widoczna była paniczna wyprzedaż rosyjskich aktywów: RTS ograniczył marcowe straty do 3,2% po tym, jak na pierwszej sesji miesiąca zanurkował o 12%. Ofiarą polityki Putina padł też rubel: od początku roku dolar podrożał o 7%, w marcu osiągając rekordowo wysoką cenę 36,72 rubli. Szacuje się, że od początku stycznia zagraniczni inwestorzy wycofali z Rosji ok. 50 mld dolarów.
Putin przygniótł GPW
Krymska awantura Putina negatywnie odbiła się też na GPW, co nie powinno dziwić z uwagi na znaczenie eksportu do Rosji dla polskiej gospodarki (ok. 2% PKB). WIG stracił w marcu 2,7% po tym, jak w lutym zyskał 5,9%. WIG20 oddał 2,2%, mWIG40 2,7%, ale sWIG80 poszedł w dół aż o 5,5%, w połowie miesiąca osiągając najniższą wartość od września. To właśnie giełdowe "maluchy" dały najwięcej powodów do niepokoju. Tym bardziej, że w obecnym, końcowym etapie hossy, to przecież najmniejsze spółki powinny dostarczać największych zysków.
Od początku grudnia WIG znajduje się w lokalnym trendzie spadkowym i mimo trwającego od połowy marca odbicia sytuacja na wykresie zrobiła się nieciekawa. Jest jeszcze za wcześnie, aby ogłaszać koniec hossy, ale ta zimowa korekta wydaje się nieco zbyt długa i nużąca. Giełdowa dekoniunktura przełożyła się na pogorszenie nastrojów inwestorów indywidualnych. W najnowszej sondzie SII odsetek pesymistów sięgnął 36,6% i był niemal dwukrotnie wyższy niż jeszcze miesiąc wcześniej. Frakcja "byków" stopniała do 41,5% wobec niemal 60% pod koniec lutego i 64,8% pod koniec listopada. Tak gwałtowne pogorszenie sentymentu może być traktowane jako przejaw zdrowego sceptycyzmu i redukcję nadmiernie rozbuchanych oczekiwań wśród inwestorów.
Na Zachodzie bez zmian
Tymczasem na Zachodzie nikt się specjalnie nie przejął krymską awanturą Kremla. Pomimo słabych danych z gospodarki Stanów Zjednoczonych indeks S&P500 zyskał w marcu 0,5% i odnotował piąty z rzędu kwartał na plusie. Zysk w skali miesiąca rzutem na taśmę wypracował Dow Jones (rosnąc na ostatniej sesji marca o 0,83%), zaś Nasdaq stracił w marcu 2,5%. W pobliżu styczniowych maksimów utrzymały się główne indeksy europejskie: niemiecki DAX obniżył się o 1,4%, a francuski CAC40 tylko o 0,4%.
»W co inwestować w kwietniu 2014 roku? |
Winą za serię rozczarowań makroekonomicznych z USA jak zwykle obarczono "ciężką zimę", choć ekonomiści powinni byli przecież uwzględnić okresowo i lokalnie niesprzyjającą aurę przy sporządzaniu prognoz. Słabsze dane nie powstrzymały Rezerwy Federalnej przed kolejną redukcją programu QE3, w ramach którego Fed płaci nowo powstałymi pieniędzmi za skupowane z rynku obligacje skarbowe i hipoteczne. W marcu QE został zredukowany o 10 mld dolarów miesięcznie, do 55 mld USD na miesiąc.
Czarne chmury nad Azją
Za to czarne chmury zbierają się nad Azją, która przez ostatnie lata napędzała globalny wzrost gospodarczy. W Chinach dostrzegalne są objawy nadchodzącego załamania kredytowego skutkującego falą bankructw przedsiębiorstw. Nieprzypadkowo indeks Shanghai Composite notowany jest blisko wieloletniego minimum z czerwca 2013 roku, a bessa na chińskim rynku akcji trwa już prawie pięć lat.
Kiepsko prezentuje się też gospodarka Japonii, gdzie Nikkei225 stracił od początku roku 9,2%. Wszystko wskazuje na to, że "abenomika" poniesie spektakularną klęskę - polityka drukowania pieniądza jak na razie przyniosła tylko wzrost cen energii, gigantyczną dziurę w bilansie handlowym i spadek realnych dochodów Japończyków, co przełożyło się na niższe wydatki konsumpcyjne. Tych ostatnich nie pobudziła nawet perspektywa drakońskiej podwyżki VAT-u, którego główna stawka wzrośnie z 5% do 8% (czyli o 60%!). Podwyżka podatków najprawdopodobniej wpędzi w recesję gospodarkę Japonii, choć rząd i bankowi ekonomiści liczą, że spadek PKB odnotowany zostanie tylko w drugim kwartale.
Krzysztof Kolany
Główny analityk Bankier.pl