REKLAMA
TYLKO U NAS

Ludzie z miedzi: Od skarbnika gminy do prezesa KGHM

2006-05-10 06:51
publikacja
2006-05-10 06:51

Krzysztof Skóra. Były skarbnik gminy Ruja, dzięki politycznemu wsparciu ze strony kadrowca PiS, prowadzi dziś spółkę, której przychody przekraczają 8 mld zł rocznie. Chce się sprawdzić w biznesie?

Nie po to Polska Miedź, jak też pozostali polscy akcjonariusze inwestowali w Polkomtel, żeby nie zrealizować transakcji – stwierdził niedawno nowy prezes KGHM Krzysztof Skóra.

Jakiej transakcji? KGHM posiada 19,61 proc. akcji Polkomtela – spółki będącej operatorem telefonii komórkowej Plus GSM i już wkrótce dokupi więcej, ponieważ inny akcjonariusz – duński TDC chce sprzedać swoje udziały za 900 mln euro. Na KGHM naciskało w tej sprawie Ministerstwo Skarbu, a Skóra nie zamierzał się tym naciskom przeciwstawiać. Jego kariera zależy wyłącznie od polityków, którzy obecnie sprawują władzę.

Pełni obowiązki prezesa już od początku stycznia, ale formalnie został zatwierdzony na swym stanowisku przez radę nadzorczą 24 lutego. Skóra jest piątym prezesem kombinatu miedziowego od 2000 roku. Jego poprzednicy cieszyli się swą funkcją po – średnio – nieco ponad 12 miesięcy. Do zarządu wszedł także Maksymilian Bylicki, współpracownik Lecha Kaczyńskiego, gdy ten był prezydentem Warszawy. Pozostali wiceprezesi – Mirosław Biliński, Marek Fusiński, Ireneusz Reszczyński i Wiktor Błądek – to ludzie związani z Polską Miedzią. Pierwsi trzej zasiadali w zarządzie za prezesury Mariana Krzemińskiego. Swój awans Skóra zawdzięcza polityce. W wyborach do Sejmu na jesieni 2005 r. startował z listy PiS w Legnicy i z wynikiem 881 głosów zajął jedno z ostatnich miejsc na swej liście. Opowiedziało się za nim... 0,3 proc. głosujących. Ale liderzy jego ugrupowania przekuli klęskę Skóry w sukces. Numerem 1 listy PiS w Legnicy był bowiem Adam Lipiński, od lat zaufany człowiek braci Kaczyńskich, pełniący w swej partii nieoficjalną funkcję głównego kadrowego. Lipiński nie zgodził się, by prezesem KGHM został Jacek Krawiec, były prezes Impexmetalu i Elektrimu, popierany przez Kazimierza Marcinkiewicza, lecz który nie ma bliskich kontaktów z prawicowymi politykami. Skóra, który wydawał się kandydatem tymczasowym, został ostatecznie zatwierdzony i zapewne utrzyma się na fotelu prezesa aż do kolejnego przesilenia rządowego, czyli do czasu, gdy osłabnie pozycja jego patrona. Awans Skóry jest oszałamiający. Gdy zajmował stanowisko skarbnika gminy Ruja, uzyskał w 2004 r. dochody nieco ponad 47 tys. złotych. Dorabiał w radach nadzorczych i jako księgowy. Teraz jego miesięczne wynagrodzenie będzie wyższe niż poprzednie roczne. Według nieoficjalnych informacji, prezes KGHM zarabia bowiem mniej więcej 600 tys. zł rocznie.

Choć Skarb Państwa posiada jedynie 44,28 proc. jej akcji, KGHM Polska Miedź jest jedną z najbardziej upolitycznionych spółek giełdowych. Została częściowo sprywatyzowana w lipcu 1997 roku. Inwestorzy drobni i portfelowi kupili 36 proc. akcji, 15 proc. przypadło pracownikom, którzy na ogół je sprzedali. W 2000 r. Skarb Państwa dokapitalizował Bank PKO BP, dając mu m.in. 10,5 mln akcji KGHM (ponad 5 proc. wszystkich walorów). W ten sposób formalnie udział SP spadł poniżej 50 proc. (zarząd KGHM nie podlega więc pod rygory ustawy kominowej), lecz poza ministrem skarbu, pakietem większym niż 5 proc. dysponuje dziś jedynie Deutsche Bank Trust Company Americas, depozytariusz GDR-ów. Istnieje kilka przyczyn, dla których politycy szczególnie interesują się KGHM. To jeden z największych pracodawców na Dolnym Śląsku, w dodatku świetnie płacący i dający milionowe zlecenia firmom zewnętrznym. Kto kontroluje ten kombinat, rządzi kilkoma powiatami, a może nawet całym województwem. Jest więc o co zabiegać.

Poza tym – wyjątkowo silną pozycję w spółce mają związki zawodowe. Jest ich kilkanaście, ale tak naprawdę liczą się dwa: Związek Zawodowy Pracowników Przemysłu Miedziowego, z posłem SLD Ryszardem Zbrzyznym na czele, oraz Solidarność, od lat w Lubinie kierowana przez Józefa Czyczerskiego. Gdy rada nadzorcza KGHM jest mianowana przez ministra prawicowego, uaktywnia się związek Zbrzyznego, a gdy w Polsce i w spółce rządzi SLD, w spór zbiorowy wchodzi Solidarność. Oba związki ze sobą walczą i konkurują, ale solidarnie wywierają nacisk na kolejne zarządy, które zmuszone są podnosić wynagrodzenia. W 2005 r. kilkakrotnie wchodziły w spór zbiorowy (lub tym groziły).

Ostatni taki spór, rozpoczęty w grudniu 2005 r., zakończył się 8 lutego. Zainicjował go związek Zbrzyznego, a przyłączyła się Solidarność. Związkowcy uzyskali 7-proc. podwyżkę płac zasadniczych (domagali się 10-proc.), przeprowadzenie indywidualnych przeszeregowań 25 proc. załogi, obietnicę zwiększenia zatrudnienia w sferze produkcyjnej i dodatkowy odpis na Zakładowy Fundusz Świadczeń Socjalnych z zysku za 2005 r. w wysokości 100 mln złotych.

W 2005 r. przeciętna płaca w spółce wynosiła 6,3 tys. zł miesięcznie. To najwięcej w Polsce, chociaż górnicy z Lubina podkreślają, że spory wpływ na statystykę mają bardzo wysokie zarobki kadry dyrektorskiej i zarządu. W listopadzie związkowcy, grożąc strajkiem, wywalczyli dodatkową „nagrodę” dla każdego – w wysokości średniej pensji. To kolejna premia – w sumie w KGHM pracownicy mają rocznie... 15,5 pensji. Przedstawiciele związkowców są zaś członkami rady nadzorczej (Józef Czyczerski jest sekretarzem rady), a nawet wchodzą do zarządu.

Na przykład wiceprezes Wiktor Błądek. Obecnie jest jedynym przedstawicielem dawnych władz, który zachował swe stanowisko. Upomniał się o niego związek Zbrzyznego i postawił na swoim. Błądek jest od lat ważną postacią w KGHM. Prezesi się zmieniają, wraz z politycznymi cyklami, a on trwa. Był sztygarem, nadsztygarem, kierownikiem robót górniczych, głównym inżynierem, pierwszym zastępcą dyrektora ZG Rudna, potem dyrektorem tej kopalni, przez krótki czas nawet prezesem zarządu. W maju 2005 r. został wybrany przez załogę na członka zarządu. Jest jednym z zasłużonych „racjonalizatorów”, którzy za swe „wynalazki” pobierali z kasy spółki ogromne sumy. Kilka lat temu wytoczył swej firmie sprawę sądową, żądając indeksacji dochodów z „wynalazku”. I jeszcze jedna informacja: NIK przeprowadził w drugim półroczu 1998 r. i w pierwszym kwartale 1999 r. kontrolę efektywności wdrażania projektów racjonalizatorskich w wybranych podmiotach gospodarczych, w tym w ZG Rudna. Kontrolerzy NIK nie dotarli do dokumentów świadczących o tym, że osoby, którym przyznano nagrody, wykonały jakiekolwiek prace. Przykład Wiktora Błądka jest dla KGHM charakterystyczny. Ludzie, którzy wyrośli w kombinacie miedziowym, tu zrobili swą karierę, mają rodziny, znajomych – stanowią wpływowe lobby powiązane z politykami, lecz mające własną siłę. Potrafią dbać o swoje dobro i o interesy pracowników. Nie myślą o KGHM jako o korporacji, która ma właścicieli, pragnących wyciągnąć z niej jak największy zysk. KGHM – to oni, „ludzie z miedzi”. Zablokują każdą zmianę, jeżeli będzie kolidowała z ich interesami, są popularni wśród załogi, każdy prezes musi się z nimi liczyć. Na początku lat 90. Krzysztof Sędzikowski – ówczesny prezes KGHM – chciał przenieść siedzibę spółki do Warszawy, by uniezależnić się od tych nacisków. Pracownicy zażądali jego zwolnienia i dopięli swego.

KGHM musi powoli uciekać od miedzi. Pokłady wcześniej czy później się wyczerpią. Na razie produkcja podstawowego wyrobu rośnie i jest większa niż w czasach PRL, ale za jakieś 20 lat dalsza eksploatacja złóż wymagać będzie kosztownych inwestycji.

W ostatnich latach każdy prezes zarządu, nawet najsłabszy, starał się inwestować poza core business – w telekomunikację, ubezpieczenia, bank – żeby uniezależnić zyski od kapryśnej koniunktury na rynku miedziowym. Nie wszystkie inwestycje były udane. Jednak przy tym wszystkim KGHM jeszcze bardzo długo od miedzi nie odejdzie. To ona bowiem generuje największe przychody, koszty i zyski (a czasem także straty).

Początek roku był dla KGHM pechowy. Wprawdzie w styczniu kurs akcji spółki zdrożał prawie o 30 proc., ale 31 stycznia zaczęła się paniczna przecena i kurs spadł o 12 procent. Przyczyną był komunikat zarządu spółki, zawierający niepokojące prognozy zysków i kosztów. Według zarządu, zysk netto wyniesie w tym roku 1,839 mld zł, zamiast spodziewanego przez analityków 2,8 – 3 mld złotych.

Światowe ceny miedzi są, obok kursu złotego wobec dolara, najważniejszym parametrem determinującym zyski KGHM. W ostatnich dziesięciu latach spółka dwukrotnie – w roku 1999 i 2001 – notowała stratę, gdy giełdowe ceny wytwarzanego przez nią kruszcu spadały poniżej kosztów produkcji. Skoro zarząd firmy nie może kontrolować cen zbytu, musi sprawdzać koszty i starać się je obniżać nawet wówczas, gdy kurs miedzi na giełdach idzie w górę, a przedsiębiorstwo może się pochwalić bieżącymi zyskami.

W 2001 r., kiedy KGHM zanotował potężną stratę, jego zarząd zapowiedział podjęcie restrukturyzacji, która miała doprowadzić do obniżenia kosztów produkcji poniżej 1,4 tys. dol. za tonę miedzi. Niestety, nic z tych zapowiedzi nie wyszło. Przeciwnie – koszty wytwarzania dramatycznie wzrosły, a sytuację ratowała jedynie dobra koniunktura na światowych rynkach. Według informacji podanych przez kombinat pod koniec stycznia, w 2006 r. całkowity jednostkowy koszt produkcji miedzi elektrolitycznej wzrośnie z 7700 zł do 8910 zł za tonę, czyli do 2800 – 2900 dolarów. To alarmująco dużo.

Na początku marca 2006 r. miedź elektrolityczna w Londynie kosztowała ponad 4750 dolarów. Jest więc jeszcze spory margines, pozwalający KGHM na osiągnięcie zysku, niezależnie od jakości zarządzania i od sukcesów prezesa Skóry w kierowaniu kombinatem. Ale jeśli minie dobra koniunktura, pojawią się straty i spółka znajdzie się w trudnej sytuacji. Kosztów ściąć na razie nie potrafi, a tymczasem średnia cena miedzi w ostatnich dziesięciu latach wynosiła 2040 dol., a więc znacznie poniżej obecnego kosztu produkcji w KGHM Polska Miedź.

Restrukturyzacja, która miałaby podnieść efektywność i doprowadzić do obniżenia kosztów jednostkowych, nie odbywa się, ponieważ przeszkadza w tym upolitycznienie KGHM i nacisk związków zawodowych. Wysokie zyski są dla nich zawsze powodem, by żądać wzrostu płac. Udział kosztów pracy w kosztach ogółem nieustannie w kombinacie rośnie i wynosi już około 33 procent. Zapewne w 2006 r., na skutek nacisków politycznych, przekroczy 35 procent. Koszty pracy są w tej firmie sztywne. Gdy przyjdzie gorsza koniunktura na miedź, nie można ich będzie zredukować, gdyż każda pogłoska o zwolnieniach grupowych jest dla związkowców z Lubina powodem do strajku. A to oznacza, że KGHM – wielka giełdowa spółka, generująca teraz ogromne zyski, a przy tym największy europejski producent miedzi – może stanąć w obliczu bankructwa. Na krótką metę jej płynność można oczywiście poprawić, wstrzymując inwestycje w nowe pokłady, ale na dłuższą – bez niezbędnych wydatków załamie się jej podstawowa działalność. Jak sobie z tym poradzi kolejny zarząd dobrany z partyjnego klucza?

Witold Gadomski

Źródło:
Tematy
Załóż konto osobiste w apce Moje ING i zgarnij do 600 zł w promocjach od ING
Załóż konto osobiste w apce Moje ING i zgarnij do 600 zł w promocjach od ING

Komentarze (0)

dodaj komentarz

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki