Spośród nieco ponad 5 mln Liberyjczyków milion żyje w skrajnym ubóstwie, a 2,5 mln w ubóstwie absolutnym - powiedziała Georgia Wallen, reprezentująca w Monrowii Bank Światowy. Ubóstwo absolutne oznacza, że osoba ma na utrzymanie mniej niż równowartość jednego dolara dziennie.


Po dwóch dekadach względnego pokoju po dwóch wojnach domowych, które pochłonęły ponad 200 tys. ludzkich istnień, Liberia nie podniosła się ze skrajnej biedy. Widać ją nie tylko na obszarach wiejskich, ale też w stołecznej Monrowii, która według standardów Banku Światowego jest jednym z najmniej ubogich miejsc w kraju.
Georgia Wallen zaprezentowała raport Banku nie bez emocji. Jest Amerykanką o jamajskich korzeniach, która w czasie swojej kariery wielokrotnie miała do czynienia z biedą. W Monrowii jest dopiero od roku, mieszka w zwykłym bloku, przy którym w skleconej byle jak z blach, desek wyrzuconych przez ocean i starych opon samochodowych żyje z dwójką dzieci handlująca narkotykami dziewczyna. Kilkadziesiąt metrów dalej, wzdłuż plaży ciągną się przez wiele kilometrów przez skrajnie biednych ludzi slumsy. Z dwiema przerwami wyznaczonymi przez wojskowe koszary i pałac prezydencki
Biedę w Liberii również czuć, bo z braku publicznych, a tym bardziej prywatnych toalet ich funkcję pełni piaszczyste wybrzeże, wzdłuż którego ciągnie się Monrowia. Załatwianie potrzeb w miejscach publicznych stało się normą i nikogo nie wprawia w zakłopotanie. Ale przyczynia się do rozprzestrzeniania chorób.
Liberyjska bieda wiąże z brakiem dostępu do edukacji. Szacuje się, że 57 proc. dzieci w wieku od 6 do 14 lat nie chodzi do szkoły, a z chodzących i tak nie kończy jej 54 proc.
Dzieci zarówno te chodzące, jak i nie chodzące do szkoły są niedożywione. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) jedno na troje w wieku poniżej 5 lat doświadcza zahamowania wzrostu z powodu braku odpowiedniego odżywiania. Niedożywione dzieci są też narażone na śmierć z powodu wszechobecnej w Liberii malarii, biegunki i zapalenia płuc.
To jeden z niewielu krajów, w którym żebrzące na ulicach dzieci rzeczywiście zamiast o pieniądze proszą o coś do jedzenia.
Biedę w Liberii pogłębiły niszczycielskie skutki wirusa Ebola z 2014 roku i COVID-19, a dodatkowo kraj dotkliwie odczuwa efekty rosyjskiej inwazji na Ukrainę, która wywindowała tu ceny wszystkich towarów co najmniej do poziomu zachodniej Europy.
Pogłębia ją też bezrobocie, które według ONZ sięga wśród młodzieży 85 proc., a młodzież według spisu powszechnego z 2023 roku stanowi 79 procent populacji Liberii.
Za szczęśliwców w oczach bezrobotnych kolegów uchodzą kierowcy motorów i trzykołowych riksz, zwanych tu kekeh, pełniących w Liberii rolę taksówek i miejskich autobusów. Za dolara można przejechać z jednego krańca miasta na drugi. Kierowca zwykle spędza za kierownicą niemal bez odpoczynku 12 do 16 godzin dziennie, by po odliczeniu pieniędzy należnych właścicielowi pojazdu i opłaceniu się skorumpowanej policja zaoszczędzić dla siebie trzy dolary. Najlepiej na tym biznesie wychodzą Indie, które całkowicie zdominowały ten transportowy rynek, eksportując do Liberii i pojazdy, i tysiące części zamiennych.
Nie wszyscy w kraju zmagają się z biedą. Choć według Banku Światowego przeciętny Liberyjczyk żyje obecnie za zaledwie 570 dolarów rocznie, ich senatorowie i deputowani należą najlepiej opłacanych na świecie.
W ubiegłym roku lokalna gazeta „Front Page Africa” porównywała wysokie pensje liberyjskich parlamentarzystów, sięgające 15 tys. dolarów miesięcznie do zarobków w Polsce.
„W Polsce, europejskim kraju o średnich dochodach, parlamentarzyści zarabiają ok. 4000 dolarów miesięcznie, podczas gdy przeciętny polski obywatel żyje za 1500 dolarów miesięcznie. Wysocy rangą liberyjscy parlamentarzyści, tacy jak przewodniczący czy wiceprzewodniczący izby, zarabiają więcej niż ich odpowiednicy w Polsce, ale też w Stanach Zjednoczonych, największej gospodarce świata”, cytowała gazeta Nathaniela Barnesa, byłego prezesa liberyjskiego banku centralnego.
Z Monrowii Tadeusz Brzozowski