Podczas konferencji PB SPIN, kompozytor Jan A.P. Kaczmarek o przepisie na sukces powiedział: - W przypadku ludzi biznesu jest to elementem wpisany w rolę. Dla artystów jest to produkt uboczny tego co robimy. Jeżeli się czegoś chce, to lepiej jest mówić o tym w miarę głośno.


Podczas konferencji PB SPINW, kompozytor Jan A.P. Kaczmarek o przepisie na sukces powiedział - W przypadku ludzi biznesu jest to elementem wpisany w rolę. Dla artystów jest to produkt ubocznym tego co robimy. Jeżeli się czegoś chce, to lepiej jest mówić o tym w miarę głośno.
- Życie jest kompromisem, którego nauczyłem się po latach pracy w brutalnym miejscu jakim jest świat filmu, Hollywood. Tam, teoria wolnego artysty, który komponuje to, co dyktuje mu serce, zderzyła się ewidentną ramą, jaką jest film. Podstawowy sukces mojej pracy polega na tym, że ja nie zaspokajam mojego ego, ale spełniam oczekiwania innych. Moja radość musi brać się z tego, że film odnosi sukces, a dopiero później muszę się cieszyć z tego, że moja muzyka jest wybitna. Oczywiście najprzyjemniej jest wówczas, gdy to wszystko łączy się ze sobą.
Wspominał, że jego marzeniem było zostać dyplomatą.
- Wybrałem się na studia prawnicze. W czasach komunizmu dyplomata nie był postacią romantyczną, o której czytałem w książkach. Szybko popadłem w tarapaty, ale z tej porażki odniosłem sukces. Dzięki dwóm urlopom dziekańskim miałem czas pójść za moją pasją, za muzyką.
Jan A.P. Kaczmarek artystą został z przypadku.
- Znalazłem instrument, który okazał się wyjątkowy. Nazywa się Fidola Fischera. Gdy udało się mi wydobyć z niego kilka dźwięków, ogłosiłem się jedynym na świecie wirtuozem. Co było prawdą, no bo nikt na nim nie grał.
Podkreślał, że musimy być optymistami - Ja byłem optymistą skrajnym. Wydawało się mi, że jestem muzykiem. Myślałem, że to co robię ma wielką wagę. Szarpałem struny z taką siła, aż krew lała się z palców. Żyłem w przekonaniu, że jestem dobry w tym co robię.




























































