REKLAMA
TYDZIEŃ Z KRYPTO

Jak zarobić tysiące na graniu w gry? Wywiad z założycielem portalu Ja, Rock!

2015-05-15 13:55
publikacja
2015-05-15 13:55

O zarabianiu na YouTube mówi się coraz częściej. Dzięki rosnącej popularności wideoblogerów, autorskie materiały potrafią dać zarobić nawet kilka tysięcy złotych miesięcznie. Dla niektórych staje się to podstawowym źródłem utrzymania – szczególnie dla tych, którzy pozwalają podglądać się w czasie, gdy grają w gry komputerowe.

Jak zarobić tysiące na graniu w gry? Wywiad z założycielem portalu Ja, Rock!
Jak zarobić tysiące na graniu w gry? Wywiad z założycielem portalu Ja, Rock!
fot. Remigiusz Maciaszek /

– Biznes pojawia się dopiero wtedy, kiedy robi się coś dobrze – mówi Remigiusz „Rock” Maciaszek – jeden z najpopularniejszych w sieci streamerów gier komputerowych i założyciel strony Ja, Rock, która zrzesza nagrywających o grach. W rozmowie z Bankier.pl opowiada, w jaki sposób pasję przekuł w biznes, który zapewnia atrakcyjne wynagrodzenie.

Serwis Ja, Rock! miał być blogiem, a stał się dochodowym biznesem zrzeszającym polskich streamerów
Serwis Ja, Rock! miał być blogiem, a stał się dochodowym biznesem zrzeszającym polskich streamerów (www.jarock.pl)

Mateusz Gawin, Bankier.pl: Kim jest streamer? Jak zdefiniowałbyś taki rodzaj aktywności w internecie?

Remigiusz „Rock” Maciaszek: To nie jest taka prosta sprawa, bo streamera definiuje kilka kwestii. Przede wszystkim jest to osoba, która prowadzi program na żywo. Bardzo często te współczesne programy na żywo są skupione wokół gier, ale tak naprawdę gra często staje się tłem dla streamera, dla tego, co może opowiedzieć i jak ją wzbogacić. Często jest też tak, że taka osoba prowadzi program, w którym nie ma gry – ona o grach rozmawia z widzami, którzy mają podobne zainteresowania i których ciekawią jej poglądy.

Streamer to taka jednoosobowa telewizja, którą ludzie chcą oglądać i która jest bardzo wiarygodna w odniesieniu do mediów, bo bardzo ciężko tu o jakąkolwiek manipulację. Jeżeli jest się w sieci przez osiem godzin dziennie na żywo, to nawet nie sposób brać się za jakieś oszustwa, bo prędzej czy później kłamstwo zostanie zdemaskowane. Dlatego jest to taki przyjazny kierunek w pokazywaniu gier.

MG: Jak to było z Tobą - dlaczego zająłeś się akurat relacjonowaniem gier?

RM: Historia jest dosyć prosta. Z rodzinnych powodów doszło do takiej sytuacji, że miałem trochę więcej czasu – urodził mi się syn – postanowiłem więc ten czas spędzić w domu. Jako że nie zajmowało mnie to całą dobę, postanowiłem też coś pisać do portali związanych z grami. Jak już zacząłem pisać, to naturalnym krokiem było zerkanie na YouTube’a i pomysł, że też mógłbym nagrywać o grach.

MG: Czy oprócz tego masz jeszcze czas na inną pracę?

RM: Nie, kiedy urodził się mój syn, na jakiś czas zamknąłem firmę, jako że byłem w takiej sytuacji, że mogłem sobie na to pozwolić. Cały swój czas postanowiłem poświęcić rodzinie i na YouTube'a, który wcześniej nie absorbował mnie aż tak bardzo. Odkąd zacząłem to robić, postanowiłem wolny czas poświęcać właśnie na nagrywanie – nie oznacza to jednak, że było to moje jedyne źródło przychodów, bo pisałem jeszcze w innych serwisach.

MG: YouTube okazał się jednak zbyt „ciasny” i założyłeś swój własny serwis ze społecznością streamerów.

RM: To jest tak, że kiedy ktoś zaczyna funkcjonować w internecie, musi poszukać takiej ścieżki, w której jest trochę niezależny od czynników zewnętrznych. I Twitch, i YouTube są portalami, które należą do innych ludzi i choć łatwo określić, jak funkcjonują, to trudniej jest przewidzieć, w którą stronę pójdą i czy to zawsze będą rozwiązania, które będą dla nas dobre. Zawsze trzeba poszukać albo stworzyć takie miejsce, w którym funkcjonuje się samodzielnie i samemu odpowiada się za to, jak będzie się to zmieniać. Stąd zrodził się pomysł, żeby stworzyć ten portal, który jednak pierwotnie miał być tylko blogiem.

Czytaj dalej: Ile można zarobić na streamowaniu? »

MG: I okazało się, że portal dla pasjonatów gier może być biznesem.

RM: W tym ujęciu wiele rzeczy zmieniało się z czasem. Starałem się nie robić z tego serwisu projektu biznesowego. Naturalną koleją rzeczy jednak nim się stał, natomiast zupełnie nie takie były moje intencje. Na początku wychodziłem z założenia, że jeśli będę go zakładał z myślą o biznesie, to on prędzej czy później padnie. Według mnie to musi być taki projekt, który przez jakiś czas będzie się opierał na moim finansowaniu i być może, kiedyś w przyszłości, to przyniesie jakiś dochód. Nie było to jednak konieczne, ponieważ funkcjonując na YouTube'ie i trochę na streamach byłem w stanie to bez problemu utrzymać. Udało mi się natomiast stworzyć tam bardzo fajną społeczność - nie tylko widzów, ale i twórców.

MG: Jaki jest przepis na serwis, który odniesie sukces?

RM: Kiedy pisałem jeszcze do serwisów zajmujących się tematyką gier, to miałem taką wizję, że najlepszy możliwy serwis z grami to taki, który zrzesza niezależnych twórców – takich, którzy pracują niezależnie, ale i również współpracują ze sobą. Takie miejsce, w którym każdy twórca ma swoje własne źródło dochodów, tzn. każdy streamer, który współpracuje ze mną, ma swój stream, swój własny kanał i te rzeczy przynoszą mu dochody. I teraz my wszyscy spotykamy się w jednym miejscu i publikujemy swoje rzeczy, dzięki czemu nasi widzowie i czytelnicy też mają możliwość spotkania się w jednym miejscu i interesują się nie tylko nami, ale także naszymi kolegami – taki węzeł, który miał spajać całą ideę. To bardzo dobrze zadziałało – myślę, że także dlatego, że od początku nie było w tym celu biznesowego, tylko współpraca i pomoc innym. Takie były założenia – niezależni twórcy, pracujący na swój własny rachunek, łączą siły, żeby stworzyć coś fajnego.

Remigiusz "Rock" Maciaszek
Remigiusz "Rock" Maciaszek (fot. Remigiusz Maciaszek / Facebook: Rock Alone)

MG: Mówisz, że dochody twórców są zupełnie niezależną kwestią i pracują na własny rachunek. Zarobki w tej branży pozwalają im skupić się tylko na tym?

RM: Warto najpierw powiedzieć, że w tej kwestii należy liczyć się ze sporym marginesem błędu. Na dochód streamera składa się kilka rzeczy – przede wszystkim reklamy. Działa to w ten sposób, że serwis streamerski posiada określoną pulę reklam – jeśli streamer nagrywa w momencie, kiedy serwis te reklamy emituje, dostaje za to jakąś część pieniędzy.

Do tego dochodzą jeszcze subskrypcje – to metoda płacenia streamerom przez widzów, dzięki której twórca dostaje określoną kwotę [na serwisie Twitch może być to ok. 5 dolarów – red.], którą dzieli się z serwisem.

Poza tym istnieją dotacje – tutaj bywa różnie, niektórzy streamerzy je zbierają, a inni nie. Tak w Polsce, jak i za granicą, zdarzają się z tego tytułu duże wpłaty, ale naturalnie są one w Polsce proporcjonalnie mniejsze. Zdarzają się, ale nie jest to reguła – raczej są to aż takie kwoty, żeby zwróciły uwagę społeczności. Nie wydaje mi się, żeby w Polsce były to niebotyczne sumy, u nas widowiskową wpłatą są już kwoty powyżej 500 zł. Są też sytuacje, kiedy do polskiego streamera trafia jakiś widz z zagranicy i wpłaci większe pieniądze. To jest jednak na tyle rzadkie, że nikt nie traktuje takich jednorazowych akcji w sposób dochodowy.

Łącznie, żeby nie pobłądzić, taki dobry streamer ze sporą bazą widzów może spokojnie zarobić 10 000 zł miesięcznie, streamując codziennie i traktując to jako swoją pracę. Oczywiście nie zawsze się to udaje, nie zawsze jest to takie proste, ale jest to kwota, którą w Polsce można realnie osiągnąć.

MG: Czyli to praca na pełny etat? Streamy potrafią trwać nawet 24 godziny.

RM: Myślę, że w ogromnej większości ograniczają się [streamerzy – red.] tylko do nagrywania. Wbrew pozorom jest to bardzo absorbująca praca.

Kiedy ktoś zaczyna, to najprawdopodobniej jest to jego dodatkowe źródło utrzymania – tak jest najczęściej. I czasami dzieje się tak, że ludzie rezygnują ze swojej pracy na rzecz streamowania, ale to już jest kwestia ich własnej analizy, co im się bardziej opłaca. Ja staram się trzymać z dala od tych spraw, a o przytoczonych wcześniej kwotach mówię z własnego doświadczenia, bo sam streamuję.

Myślę, że streamerzy zamykają się w przedziale 2000-10 000 zł. Przypuszczam, że są osoby zarabiające ponad to, jak i schodzący poniżej 2000 zł. To wszystko zależy od tego, od czego się zaczyna. Czasami zarabiając ok. 2000 zł bardziej opłaca się przejść w całości na taki sposób zarabiania i wyciągnąć więcej.

Czytaj dalej: Nagrywając filmy o grach, będzie można zarobić jeszcze więcej »

MG: Twórcy są samodzielni, a jak jest z serwisem? Na czym zarabia i czy w ogóle zarabia?

RM: Kolejne założeniem, jakie przyjęliśmy, tworząc Ja, Rock, było takie, że nie będzie żadnych reklam. Do dzisiaj nie ma tam praktycznie żadnych – tzn. żadnych reklam AdSense od Google ani innych zewnętrznych źródeł. Od czasu do czasu pozwalamy sobie jednak zamieścić banner, który jest albo reklamą (wtedy stanowi źródło dochodu), albo odsyła do aktualnego projektu realizowanego wspólnie przez twórców. Jednak pierwszym ruchem było podjęcie współpracy z serwisami streamerskimi. Rozmawialiśmy z kilkoma, ostatecznie zdecydowaliśmy się na współpracę z Hitboxem, ponieważ była najmniej inwazyjna – to działa na takiej zasadzie, że ludzie, których wspieramy, publikują materiały w serwisie i zwiększają też dochody samego Hitboxa, a część ich dochodów pobieramy też my – nie jesteśmy finansowani przez samych twórców, a serwis który bezpośrednio na nich zarabia.

Koszty utrzymania serwisu Ja, Rock to kilka tysięcy złotych miesięcznie – jak na razie te koszty nam się zwracają, a jeszcze jesteśmy w stanie trochę na tym zarobić. Zawsze też mamy możliwość sprzedawania dalej bannerów i reklam – jesteśmy więc niezależni i rentowni. Jak wspominałem, nie był to projekt biznesowy, ale dzięki niemu możemy organizować inne kampanie i wydarzenia, w których materiały firm trafiają na kanały twórców – kwestia finansowa jest więc gdzieś obok.

MG: Jest szansa na dodatkowe wpływy od samych dystrybutorów, chcących zareklamować swoje gry w niekonwencjonalny sposób?

RM: Jeśli chodzi o wpływy od dystrybutorów, to są minimalne, o ile nie żadne. Tak się składa, że akurat wydawcy gier i dystrybutorzy chyba dopiero poznają ten rynek i ludzie, którzy się tym zajmują, nie zwracają na streamerów uwagi. To trochę tak, że wydawcy nie wiedzą do końca, co się dzieje na ich własnym rynku. Czasami ktoś z nich się skontaktuje, ale nie za często.

MG: Wideoblogerów nagrywających o grach nietrudno znaleźć na YouTube'ie, a na Ja, Rocku  jest ich niewielu. Przeprowadzacie selekcje?

RM: Tak, to jest dość poważna selekcja. Próbowaliśmy różnych rozwiązań – konkursy, opinie innych czy przyglądaliśmy się sami. Doszliśmy do wniosku, że konkursy są w porządku, ale znacznie lepiej przebić się samemu. Konkursy mają też to do siebie, że jeśli nagrodzimy dwie osoby, reszta może się od nas odwrócić, bo każdy w swoim mniemaniu jest dobry. Wolimy wyszukiwać takich ludzi samodzielnie i ewentualnie korzystać z poleceń i opinii twórców, którzy są już zrzeszeni w ramach Ja, Rocka. Czasami też trafi się osoba niezwykle utalentowana i gdzieś się nie może pokazać – my wtedy takich ludzi wychwytujemy i zapraszamy do współpracy. Prześwietlamy też tych, którzy się sami do nas zgłaszają.

MG: Wysokie wymagania przyniosły efekty. Macie taką społeczność, że udało Wam się nawet stworzyć swój znak jakości. To z Waszej inicjatywy?

RM: Ktoś z dystrybutorów zgłosił się jako pierwszy. Staramy się to robić nieodpłatnie. Jeśli na jakimś produkcie pojawia się logo Ja, Rock, to znaczy, że ten produkt jest fajny i my go zaakceptowaliśmy. Wszystko to robimy w ramach działań, które podnoszą wartość samej marki i dzięki temu my możemy organizować kampanie, które są większe. Mamy większy zasięg i możemy też załatwić coś dla naszych autorów.

Jeden ze streamów Remigiusza "Rocka" Maciaszka

MG: Czyli perspektywy na wyższe zarobki też są coraz lepsze.

RM: To się cały czas rozwija, już sam fakt, że o tym rozmawiamy, jest tego dowodem. Ja obserwuję rynek cały czas, bo mam do tego dobre miejsce i widzę, że z roku na rok on rośnie. Jest coraz więcej widzów, coraz więcej streamerów. Wynika to też z coraz większego zainteresowania samymi grami. Z takich podstawowych typów rozrywki, powiedzmy film, muzyka i gry, to właśnie ten ostatni jest najdynamiczniejszy, jeśli chodzi o zainteresowanie, jak i też o zarabiane pieniądze.

Ciągle rozwija się także e-sport, też transmitowany za pomocą serwisów streamerskich. Tutaj ścieżka rozwoju jest bardzo rozległa i długa – także w Polsce.

MG: Rynek rośnie – jak to pociągnie Ja, Rocka?

RM: Na pewno będziemy się zmieniać, na pewno będziemy rozwijać, bo chcemy, żeby to było jak najbardziej wygodne i dla twórców i widza, ale nie chcemy podejmować jakichś drastycznych kroków. Jak już mówiłem, biznes jest najmniej istotną częścią teraz. Biznes pojawia się dopiero wtedy, kiedy robi się coś dobrze, więc najważniejsze, żeby się postarać o to, jak to wygląda. Wtedy pojawiają się nowe sposoby na to, żeby na tym zarobić. Przede wszystkim nie chcemy stracić niezależności, chcemy żeby to się rozwijało w oparciu o twórców, a nie o jakieś finansowe czynniki zewnętrzne. Na razie rozwój będzie opierał się na wygodzie, a nie prowadzeniu biznesu.

MG: Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Mateusz Gawin, Bankier.pl

Źródło:
Tematy
Wyjątkowa Wyprzedaż Forda. Hybrydowe SUVy już od 88 900 zł.
Wyjątkowa Wyprzedaż Forda. Hybrydowe SUVy już od 88 900 zł.

Komentarze (17)

dodaj komentarz
~drogan
(wiadomość usunięta przez moderatora)
~Audiopasja
To samo tyczy się mojego projektu. Niekomercyjny, zrzeszający pasjonatów dobrego brzmienia... Ach, marzenia...
~ekipaszoguna
ciekawe kiedy urzędy śrubowe się za nich wezmą.

poczytajcie o mafii youtubowej która założył wspomniany rock, polish adam, niejaki buraczek cebulaczek a celem jest zarabianie i ukrywanie dochodów z YouTube.

w/w mafię opisał na YouTube Sebastian Barycza.

hersztem mafii internetowej jest polish adam. sami zobaczcie na youtube
~harry
W związku ze wzrostem ceny franka, wiele osób zastanawia się nad tym czy przeczekać czy przewalutować kredyt. Też nad tym myślałem, póki nie przeczytałem tego artykułu: http://independenttrader.pl/315,kredyt_frankowy_-_splacac_czy_przewalutowywac.html
~Kazusu
"Tak się składa, że akurat wydawcy gier i dystrybutorzy chyba dopiero poznają ten rynek i ludzie, którzy się tym zajmują, nie zwracają na streamerów uwagi."

Śmieszny jest, darmowa reklama jak nic i myśli, że kiedykolwiek się tym zainteresują? Nikt nie będzie płacił za coś, co ma za darmo.
~Daniel
nie widzisz potencjału rynku bo nie grasz w gry
~masakrajakaś
To, że ktoś na tym zarabia, to rozumiem, ale tego, że ktoś płaci za oglądanie, jak ktoś inny gra w grę, to już jest kosmos. No ale skoro kiedyś w tv leciał program, gdzie całą noc pokazywali cudze wesela, to nic mnie już nie zdziwi.
~hmmmm
Oglądałeś kiedyś mecz piłkarski? Dlaczego oglądałeś jak inni ludzie grają?
~grt odpowiada ~hmmmm
ogladałęm bo ten mecz był za darmo///tak bym nie oglądał.
~Rafal
jako ze jestem w temacie odpowiedz jest zasadniczo prosta. jeśli chodzi o stream przynajmniej to całość opiera się na dobrowolnej wpłacie (niczym taca w kościele) lub subskrypcji. może są jakieś wyjątki o których nie wiem natomiast każdy streamer paradoksalnie nie myśli na początku o zarobku tylko o zwyczajnej zabawie. Pozdrawiam Rafał

Powiązane: Praca, płaca i kariera

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki