Czechy stały się kolejnym krajem Europy Środkowej, który zaraportował spadek inflacji CPI do jednocyfrowego poziomu. Polska dołączy do tego grona zapewne w sierpniu lub we wrześniu. Nie zmienia to faktu, że roczne tempo wzrostu cen pozostaje bardzo wysokie.


W czerwcu inflacja w Czechach obniżyła się do 9,7 proc. wobec 11,1,0 proc. w maju oraz 12,7 proc. w kwietniu - podał czeski urząd statystyczny. Był to najwolniejszy roczny wzrost cen dóbr konsumpcyjnych od grudnia 2021 r. Wynik był zasadniczo zbieżny z oczekiwaniami ekonomistów. Rynkowy konsensus zakładał spadek inflacji do 9,8 proc. w skali roku.


Nieco niższy od prognoz okazał się także wzrost cen w skali miesięcznej. Względem maja czeski CPI podniósł się o 0,3 proc. po wzroście także o 0,3 proc. w maju. Utrzymanie miesięcznych przyrostów CPI na poziomie z ostatnich dwóch miesięcy oznaczałoby, że za rok inflacja CPI wyniosłaby blisko 3,7 proc. rdr.
Czescy statystycy odnotowali, że w czerwcu kilka ważnych dóbr konsumpcyjnych było wyraźnie droższych niż w maju. Ceny wakacyjnych wycieczek poszły w górę aż o 8,7% mdm. Wino podrożało o 2,6% mdm, a piwo o 1,5% mdm. Ceny w restauracjach tylko przez poprzedni miesiąc podniosły się o 2,2%, a w hotelach o 0,6%. O pół punkta procentowego wyższe niż w maju były także taryfy za energię elektryczną. Potaniały za to meble i sprzęt agd, a ceny żywności pozostały bez zmian, przy czym ceny warzy spadły aż o 5,1% mdm, korygując wcześniejsze silne wzrosty.
Nadal jednak wielu kategorii dóbr konsumpcyjnych jest znacznie droższych niż rok temu. Czesi płacą za wodę o 16,3% więcej niż przed rokiem, odbiór ścieków podrożał o 26,9%, energia elektryczna o 24,6%, a ogrzewanie i ciepła woda aż o 40,7%. W dwucyfrowym tempie wzrosły ceny wielu artykułów spożywczych na czele z cukrem, który był o 50,3% droższy niż w czerwcu 2022 roku. Z punktu widzenia polskiego turysty we znaki daje się wzrost cen w restauracjach (o 13,8%) oraz w hotelach (o 13,5%). Za to ceny paliw były o 25% niższe niż przed rokiem.
Czy 10% ma znaczenie? Czyli o inflacyjnej propagandzie słów kilka
W polityczno-ekonomicznym światku od kilku miesięcy toczy się dyskusja na temat tego, kiedy inflacja CPI w Polsce spadnie poniżej 10%. Sądzę, że ta debata jest nie tylko bezcelowa, ale wręcz przede wszystkim szkodliwa dla życia gospodarczego kraju - pisze Krzysztof Kolany, główny ekonomista Bankier.pl.
Europa Środkowa poniżej 10%
Podobnie jak mieszkańcy innych zakątków Europy Czesi mają szczyt inflacji (przynajmniej w tej fazie cyklu) już za sobą. We wszystkich krajach naszego regionu inflacja zaczęła opadać i w kolejnych państwach znalazła się poniżej 10%. W czerwcu jednocyfrową inflację HICP zaraportowali też Estończycy, Łotysze oraz Litwini. Miesiąc wcześniej poniżej 10% zeszli Rumuni, a dwa miesiące temu Chorwaci i Słoweńcy.
Z horrendalnie wysoką inflacją wciąż borykają się Węgrzy, gdzie w czerwcu utrzymała się ona powyżej 20%. Według prognoz ekonomistów polska inflacja CPI znajdzie się poniżej 10% w sierpniu lub we wrześniu. W czerwcu wyniosła 11,5%.
To wszystko nie zmienia faktu, że 10-procentowa inflacja wciąż jest dewastująca dla portfeli konsumentów i oszczędzających. Są to wartości kilkukrotnie przewyższające cele banków centralnych, które zwykle chciałby utrzymywać średnioterminowe tempo spadku wartości pieniądza na poziomie ok. 2-3% rocznie. Zatem zejście do poziomów jednocyfrowych może mieć znaczenie propagandowo-psychologiczne, ale w niczym nie zmienia istoty rzeczy. A ten jest taki, że przez poprzednie kilkanaście miesięcy waluty krajów naszego regionu realne straciły ponad 20% swej siły nabywczej.