160 lat temu na Krymie starły się europejskie potęgi: zjednoczony Zachód upokorzył Rosję, która usiłowała podporządkować sobie upadające Imperium Osmańskie. Teraz Putin pewnie zaanektuje Krym bez walki, ale na połknięcie Ukrainy jest już za słaby.
Rosyjska inwazja na Krym miała miejsce niemal dokładnie w 160. rocznicę wypowiedzenia wojny Anglii i Francji, 21 lutego 1854 roku. Wojny, która przeszła do historii jako „wojna krymska”, ponieważ połączone siły angielsko-francuskie wylądowały na Krymie kontrolowanym przez Rosję od XVIII wieku. Przyczyną konfliktu było dążenie Rosji do podporządkowania sobie Imperium Osmańskiego, zwanego w XIX wieku „chorym człowiekiem Europy”. Niewydolne, skorumpowane i powoli rozkładające się imperium w pewnym stopniu przypominało współczesną Ukrainę – przeżartą korupcją, zacofany i uzależniony gospodarczo duży kraj we wschodniej Europie.
Historia się rymuje
W XIX wieku upadające Imperium Osmańskie było miejscem kolizji interesów największych ówczesnych mocarstw: Anglii, Francji, Rosji oraz Austro-Węgier. Każde mocarstwo chciało ugrać jak najwięcej dla siebie. To analogia do współczesnej sytuacji Ukrainy, która stała się przedmiotem gry pomiędzy Rosją a Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi.
Tylko preteksty niewiele się zmieniły. W XIX wieku Rosja powoływała się na potrzebę „opieki nad prawosławnymi mieszkańcami” Imperium Osmańskiego. Francuzi podnosili kwestię „obrony” wszystkich chrześcijan w jego granicach, a Brytyjczycy wówczas pretekstów nie potrzebowali, bo po prostu byli globalnym mocarstwem. Tak jak obecnie Stany Zjednoczone.
| »Putin uspokoił Zachód. Co powiedział prezydent Rosji? |
Teraz władze Federacji Rosyjskiej pospieszyły z „bratnią pomocą”, aby chronić swoich obywateli przed ukraińskimi „ekstremistami” i „faszystami”. W rosyjskiej propagandzie wykorzystywany jest także mit Sewastopola – „miasta-bohatera” Związku Radzieckiego, które w 1942 roku upadło po 8-miesięcznym oblężeniu przez Wehrmacht. Podczas wojny krymskiej wojska angielsko-francuskie zdobyły Sewastopol po 11-miesięcznej walce. Obecnie znajduje się tam baza rosyjskiej Floty Czarnomorskiej stanowiąca punkt wypadowy umundurowanych mężczyzn bez dystynkcji, którzy bez jednego wystrzału opanowali praktycznie cały Krym.
Wnioskowanie przez analogie
Klęska i upokorzenie Rosji podczas wojny krymskiej obnażyły wszystkie słabości wschodniego mocarstwa: zacofanie technologiczne, pół-niewolniczą strukturę społeczną, korupcję oraz nieudolność wojskowych. Po drugiej stronie wojna utwierdziła status Anglii jako „globalnego policjanta” i najpotężniejsze imperium świata.
Tyle że teraz nikt nie będzie umierał za Krym. Małe europejskie armie oraz starzejące się społeczeństwa są niezdolne do jakiejkolwiek akcji militarnej. Unijni politycy nie mieli odwagi, aby nałożyć sankcje na Janukowycza, a co dopiero przeciwstawić się Putinowi. To mogliby zrobić co najwyżej Amerykanie, gdyby mieli innego prezydenta. Barack Obama, który jak dziecko dał się ograć w sprawie Syrii i wykazał „elastyczność” w kwestii rozbrojenia nuklearnego, nie jest politykiem mogącym powstrzymać eks-kagiebistę Putina.
Ukraina sponsoruje korektę na GPWDlatego doszukiwanie się daleko idących analogii z wojną krymską jest nieco na wyrost. Rację miał Karol Marks, mówiąc, że „historia powtarza się: najpierw jako tragedia, drugi raz jako farsa”. Tragedią była słynna szarża lekkiej brygady, a farsą zapewne okażą się działania „europejskich przywódców” z amantem Hollandem na czele.
Bardziej adekwatne wydaje się porównanie do rosyjskiej inwazji na Gruzję w sierpniu 2008 roku. W efekcie tego konfliktu rosyjski niedźwiedź położył łapę na Południowej Osetii i znając jego naturę po dobroci już jej nie odda. Teraz wojska rosyjskie zajęły Krym i tylko ktoś bardzo naiwny mógłby oczekiwać, że się z niego wycofają bez walki. A że nikt ich atakować nie zamierza, to i półwysep zapewne pozostanie w rosyjskich rękach, być może z jakąś symboliczną obecnością Ukrainy.
Wydaje się jednak, że tak samo jak w 2008 roku Rosjanie nie byli w stanie zająć całej Gruzji, tak samo teraz nie są dość silni, aby podporządkować sobie rosyjskojęzyczne regiony wschodniej Ukrainy. Po pierwsze, dlatego że ukraińskim oligarchom nie spodobałaby się kuratela cara Putina. Po drugie, Zachód (czyli USA) w końcu otrząśnie się z szoku i dla zachowania twarzy postawi dyplomatyczną i ekonomiczną zaporę rosyjskim czołgom. I przede wszystkim po trzecie, Rosja jest zbyt słaba i zbyt uzależniona od zachodniego kapitału i technologii, aby ryzykować frontalne starcie z USA.
Krzysztof Kolany
Główny analityk Bankier.pl





















































