REKLAMA

Gdy przychodzi czas na pierwszą pracę

Barbara Sielicka2010-02-26 06:00
publikacja
2010-02-26 06:00

Pierwsza praca to dla jednych konieczność, dla innych zaś metoda walki z wolnym czasem. Jednak jej przebieg dla wszystkich jest zazwyczaj taki sam: pracujemy w miejscu, któremu daleko do szczytu naszych marzeń, za mało atrakcyjną płacę, często bez legalnej umowy; jest ona krótkotrwała, a relacje z pierwszym szefem nie należą do najmilszych wspomnień. Taki chrzest bojowy przechodzi niemal każdy z nas.

”Złapanie Pana Boga za nogi” w przypadku pierwszej pracy nie jest łatwe. Często pracodawcy wymagają kilkuletniego doświadczenia od osób, będących jeszcze na studiach. To jeden z powodów, dla których młodzi ludzie szukają zatrudnienia w takich miejscach, jak place budowy, sklepy, restauracje, plantacje owoców itp. Otrzymywana pensja wystarcza tylko na minimalne potrzeby. Daje jednak poczucie niezależności i wolności. O tym, że nie taki diabeł straszny, jak go malują, i że warto podjąć pracę, opowiadają pracownicy jednego z wrocławskich biur.

Kinga:
Swoją pierwszą pracę rozpoczęłam po pierwszym roku studiów. Razem z kuzynką postanowiłyśmy zatrudnić się jako kelnerki w jednej z nadmorskich miejscowości. Typowa wakacyjna praca połączona z niezapomnianą przygodą. Miała ona trwać dwa miesiące. Zanim jeszcze wyjechałyśmy, przed oczami miałyśmy wizję wysokich napiwków i bajecznych wieczornych szaleństw w nadmorskich klubach.

Spotkało nas jednak brutalne zderzenie z rzeczywistością. Przede wszystkim przekonałyśmy się, jak długa może trwać podróż pociągiem z Wrocławia nad morze. Pół dnia i całą noc spędziliśmy w pociągu... ale najważniejsze, że dojechałyśmy. O godz. 6 rano ze stacji odebrał nas przyszły pracodawca. Po nieprzespanej nocy od razu musiałyśmy ruszyć do pracy. Jako kelnerki zarabiałyśmy 6 zł/godz. Praca nie była lekka. W sezonie letnim nadmorskie restauracje były zawsze pełne klientów. Jednak nie to było naszym największym zmartwieniem.

Obiecanym domkiem campingowym okazała się stara szopa, w której dziury w dachu załatane były plakatami. Za łóżka służyły materace ułożone na skrzynkach po owocach, brakowało podłogi, natomiast szafą był sklepowy stojak na chipsy. Jako prysznic służyć miał nam gumowy wąż z zimną wodą i stara, metalowa miska umieszczona w restauracji, przy toaletach. Oczywiście mogłyśmy się tam „myć” tylko do czasu, zanim właściciele nie zamkną restauracji, czyli de facto w obecności klientów. Popracowałyśmy tam dwa dni, aby odrobić pieniądze wydane na bilety, i wróciłyśmy do domu z niezłym bagażem doświadczeń.

Justyna:

Zaczęłam pracować już w wieku 13 lat. Pochodzę z małego miasta, gdzie rynek pracy nie jest zbytnio rozbudowany. Dla młodej osoby, która chce uzbierać trochę pieniędzy w okresie wakacyjnym, są tylko dwie drogi - albo zatrudni się w sklepie, albo jako kelnerka w restauracji czy kawiarni. Ja wybrałam tę drugą opcję. Dlaczego? Bo w sklepie nie ma napiwków. Pracy nie szukałam długo.

Moją szefową była kobieta, która nie cieszyła się dobrą opinią wśród mieszkańców. A było tak, ponieważ nie szanowała ludzi. Do restauracji przychodziła jedynie kontrolować, czy wszystko jest w porządku i czy ewentualnie ktoś nie potrzebuje reprymendy. Pracowałam tam dwa miesiące, zarabiając astronomicznie dużo: 3,60 zł/godz. Nie przeszkadzało mi to jednak, ponieważ miałam ogromną chęć uniezależnienia się finansowo od rodziców.


Rodzice nigdy nie kazali mi się tłumaczyć, na co wydaję pieniądze, ale nie chciałam ich o nie prosić. Wolałam iść do pracy także z tego względu, że bardzo się nudziłam w wakacje. Chciałam zrobić coś pożytecznego. Pamiętam, że kiedyś zmarnowana i padnięta przyszłam do domu. Rodzice na mnie spojrzeli, a ja tylko dumnie, niczym spracowany, doświadczony człowiek, podniosłam głowę i powiedziałam - "No nic. Ważne, że jest praca. Ze zmęczeniem sobie jakoś poradzę”. Ot, takie bohaterskie przeżycie dzielnej trzynastolatki.

Karolina:
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie koleżanka z prośbą o zastępstwo jako barmanka. Miałam wówczas 20 lat i zero doświadczenia w tego typu pracy. Mimo to zaryzykowałam i postanowiłam sprawdzić się jako niedoświadczona osoba na tym stanowisku. Na szczęście poradziłam sobie z wyzwaniem i dostałam propozycję dalszej pracy w tej restauracji. Pracowałam tam pięć miesięcy i zarabiałam 5 zł/godz. plus napiwki.

Z perspektywy czasu uważam, że podjęłam wówczas dobrą decyzję. Poza tym nie miałam czasu na zastanawianie się i analizowanie wszystkich za i przeciw. Co warte podkreślenia – poznałam tam wielu wspaniałych ludzi, którzy dostarczali mi dużo pozytywnej energii. To dzięki ich pomocy nie zrezygnowałam po pierwszym dniu w pracy. Mogłam zawsze na nich liczyć. Stworzyliśmy naprawdę zgraną ekipę. Z większością z nich do tej pory utrzymuję kontakt.



Adam:
To było po ogólniaku, a przed studiami. Podjąłem pracę w fabryce obuwia na stanowisku obuwnika-montażysty. Znalazłem pracę bez problemu, bo w czasach socjalizmu praktycznie każdy, kto się zgłaszał do pracy, był przyjmowany. Poza tym sprzyjał temu sezon urlopowy. Warto także dodać, że w tej fabryce pracowała moja mama, która była w stanie szybko się dowiedzieć, czy i gdzie mogę zostać przyjęty.

Przyszedłem pierwszego dnia, a kierownik, usłyszawszy moje nazwisko, odsunął od stanowiska pracującą tam kobietę i kazał jej w tym miesiącu przychodzić na nocną zmianę, bo tu będzie teraz pracował syn pani X. Ot tak, przy wszystkich. Poczułem się wyjątkowo nieswojo - później próbowałem sobie wytłumaczyć, że w firmie zawiodła komunikacja wewnętrzna, a kierownik nie miał przygotowania psychologicznego. Przez osiem godzin dziennie wykonywałem proste czynności, polegające na pobieraniu z taśmy niemal gotowych butów, formowaniu spodów na gorąco i przekazywaniu półproduktu do następnego stanowiska, gdzie były przyklejane podeszwy. Strasznie śmierdziało butaprenem.

Przed wyjściem z pracy należało posprzątać stanowisko. Pani pracująca za mną zawsze chciała wyjść równo z dzwonkiem, więc sprzątała jeszcze przed zatrzymaniem taśmy. Kilkanaście minut przed wyjściem podbierała buty ze stanowisk przed nią i wykonywała swoją czynność, czyli przyklejała podeszwy do butów, zanim ja zdążyłem je uformować na gorąco. To oznacza, że część butów mogła się rozklejać podczas użytkowania. Ale nikomu to nie przeszkadzało, więc ja też siedziałem cicho. Pracowałem tam miesiąc.


Radek:


Miałem 19 lat, gdy zostałem pracownikiem fizycznym wojska. Dostałem informację o naborze od krewnego. Praca była nudna, a na hali często było zimno. Zarabiałem 540 zł miesięcznie, ale bardzo chciałem zarabiać na siebie. To było ode mnie silniejsze. Przynosząc bardzo dobre świadectwo z matury, powiedziałem rodzicom, że to mnie do czegoś zobowiązuje i że nie chcę być darmozjadem. Jestem konsekwentny.

Nie miałem żadnej rozmowy kwalifikacyjnej. Oficer zapytał się tylko, czy na pewno chcę takiej pracy. Powiedzieli, że kokosów nie zarobię – i tu mieli rację. Nie to było jednak ważne. Opłacali mi składki ZUS, wtedy rozpocząłem pierwszą działalność gospodarczą. Przepracowałem w wojsku ponad pięć lat, w międzyczasie odbyłem służbę zasadniczą.

Joanna:
Życie zawodowe rozpoczęłam wkrótce po 18. urodzinach. Pracowałam w całodobowym sklepie spożywczym, który był osiedlowym sklepem monopolowym. Na początku przychodziłam do pracy tylko w weekendy, potem również w tygodniu. Najczęściej w nocy, na dwunastogodzinnych zmianach. Do pracy polecił mnie wujek. Mimo to miałam rozmowę kwalifikacyjną, na której przyszły pracodawca pytał, czy umiem korzystać z kasy fiskalnej i czy znam się na alkoholach.

W pracy łatwo nie było: podpici klienci, jakieś pogróżki, chamskie zaczepki. Męczyło mnie, że sprzedaję alkohol nałogowym pijakom (stanowili oni większość stałych klientów). Poza tym nie wszyscy współpracownicy byli fajni. Jeden „kolega z pracy” cały czas oglądał jakieś ”świerszczyki” i czułam się nieswojo w jego towarzystwie. Trochę się bałam z nim pracować. Teraz inaczej bym w takich sytuacjach postąpiła, ale wtedy onieśmielało mnie to.

Pracowałam tam rok, może nawet dłużej. Pamiętam, że przeżyłam niejednego etatowego pracownika. Zarabiałam około 6-7 zł/godz. Czułam, że mam wolny czas, który mogę na to poświęcić. Chciałam odciążyć rodziców i mieć własne pieniądze na swoje drobne wydatki.

Nie ulega wątpliwości, że pierwsza praca kreuje człowieka na bardziej otwartego i śmielszego. Dzięki niej nabieramy doświadczenia i kształtujemy własny charakter, a przy tym poznajemy wielu nowych, wspaniałych ludzi. Ciągła praca z ludźmi powoduje, że przestajemy się ich bać. I choć praca często nie jest tą jedyną i wymarzoną, dla każdego z nas była na pewno czymś ważnym.

Na koniec poprosiłam swoich rozmówców o rady dla osób, które zamierzają podjąć swoją pierwszą pracę. Radek, choć nie miał w swojej pierwszej pracy rozmowy kwalifikacyjnej, zwraca jednak na nią uwagę: - Nie wolno się spinać. Warto przed rozmową poćwiczyć odpowiedzi przed lustrem, zapoznać się z tym, co robi firma, kto jest jej szefem. Na rozmowie trzeba mówić konkretnie; to nie jest rozmowa towarzyska.

- Zawsze warto podjąć pracę. Nieraz trzeba ambicje schować do kieszeni. Jednak nie można tego mylić z tym, że będzie się tolerowało brak szacunku. Chodzi o to, żeby coś zacząć robić w miarę wcześnie, aby później, wciąż będąc młodym, dostrzegać progres – mówi Justyna.

Adam dodaje – Trzeba brać, co się da, najlepiej przez znajomych, nie grymasić w sprawie wynagrodzenia, zdobywać doświadczenie i poznawać nowych ludzi. Jeżeli w firmie nie ma perspektyw rozwoju, to po kilku miesiącach szukać dalej. Być gotowym do szybkiego przekwalifikowania się. Nigdy nie palić za sobą mostów. Nie zmieniać numeru komórki ani Gadu-Gadu, bo mogą się przydać w najmniej oczekiwanej chwili.

A jak jest teraz? Czy młodzi ludzie chętnie podejmują pierwszą pracę i na jakie wynagrodzenie mogą obecnie liczyć? Spróbujemy się także dowiedzieć, jak szef wspomina pierwsze przyjęcie pracownika. O tym już niebawem, w kolejnym artykule. Natomiast już teraz zapraszamy do dzielenia się z nami własnymi doświadczeniami z pierwszej pracy.

Barbara Sielicka
Twoja-Firma.pl

 

 
Źródło:
Tematy
Plan dla firm z nielimitowanym internetem i drugą kartą SIM za 0 zł. Sprawdź przez 3 miesiące za 0 zł z kodem FLEXBIZ.
Plan dla firm z nielimitowanym internetem i drugą kartą SIM za 0 zł. Sprawdź przez 3 miesiące za 0 zł z kodem FLEXBIZ.
Advertisement

Komentarze (6)

dodaj komentarz
alicja27
a ja zaczełam pracowac w wieku 17 lat, praca na statku w Holandii w charakterze kelnerki, i tak wyjezdzałam przez kolejnych kilka lat, robiłam studia i też pracowała w restauracji, a teraz pracuję w firmie komputerowej i zajmuje sie PR
uważam ze kazde zarobione przez nas pieniądze i zdobyte przy tym doświadczenie nieco nas buduje
a ja zaczełam pracowac w wieku 17 lat, praca na statku w Holandii w charakterze kelnerki, i tak wyjezdzałam przez kolejnych kilka lat, robiłam studia i też pracowała w restauracji, a teraz pracuję w firmie komputerowej i zajmuje sie PR
uważam ze kazde zarobione przez nas pieniądze i zdobyte przy tym doświadczenie nieco nas buduje i na pewno zmienia postrzeganie pieniądza - bo w koncu sami je zarobiliśmy
~marai
ja stresu nie miałam bo wcześniej odbywałam kursy, praktyki i staże. Część z nich zdobywałam z ofert http://top-ogloszenia.net/Praca-11 i całe szczęście bo trudno byłoby sie odnaleźć w pracy bez tego doświadczenia
~papas
bank
pół etatu
3000 - 4000zł
da sie :)
~s1162
Zacząłem na 2 roku dziennych studiów w państwowym urzędzie jako chłopak od komputerów, czyli przynieś, podaj, pozamiataj. Ludzie źle mówią o budżetówce, ale dla mnie te 500zł miesięcznie to było eldorado (studia dzienne, więc pół etatu, różne godziny pracy - często nadrabiałem brak umiejętności w weekendy i w nocy, na szczęście wydział Zacząłem na 2 roku dziennych studiów w państwowym urzędzie jako chłopak od komputerów, czyli przynieś, podaj, pozamiataj. Ludzie źle mówią o budżetówce, ale dla mnie te 500zł miesięcznie to było eldorado (studia dzienne, więc pół etatu, różne godziny pracy - często nadrabiałem brak umiejętności w weekendy i w nocy, na szczęście wydział był na tej samej ulicy), bo nie musiałem się sam utrzymywać.
Teraz zarabiam 5-cyfrowo w prywatnej firmie i cały czas bazuję na tym, czego się nauczyłem w tym urzędzie.
~Greeder
Zaczynałemw cukierni, teraz sam zjadam ciastka.
~Ktoś tam
Zaczynałem od roznoszenia ulotek. Zainteresowałem się wtedy trochę grafiką, potem pracowałem jako grafik, potem jako 'naganiacz klientów' dla agencji reklamowej, a teraz prowadzę firmę reklamową, sam zatrudniam grafików, naganiaczy i jest ok.

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki