Prawo i Sprawiedliwość ma kilka propozycji podatkowych dla banków - jedną z nich jest podatek od transakcji finansowych (FTT - financial transaction tax). Jeszcze nie wiadomo, czy zostanie on wprowadzony. Z projektu ustawy wynika, że wynosiłby on 0,14% podstawy opodatkowania, a dla instrumentów pochodnych – 0,07%.


Dochody do budżetu państwa z tytułu tego podatku miałyby wynieść od 1 mld zł do 2 mld zł rocznie. Podatek ten jest szeroko omawiany w Unii Europejskiej. Funkcjonuje on m.in. we Włoszech i we Francji, pracę nad jego wprowadzeniem prowadzone są w jeszcze 10 innych państwach UE. FTT to nie jest pomysł PiS-u – propozycja wprowadzenia ogólnoeuropejskiego podatku od transakcji finansowych pojawiła się już 4 lata temu i została wyrażona w dyrektywie Rady Europejskiej we wrześniu 2011 roku. Swego czasu podobne propozycje ustawowe wysuwał… Ruch Palikota.
Przeczytaj także
Pomysł ten został oprotestowany przez instytucje finansowe, a także przez kilka państw członkowskich, m.in. Wielką Brytanię, która prawdopodobnie straciłaby na nim najwięcej z uwagi na fakt, że London City to największe centrum finansowe w Unii Europejskiej i jedno z największych na świecie. Szacowano, że instytucje działające na brytyjskim rynku straciłyby nawet ponad 10 mld funtów rocznie.
Na czym polega podatek FTT? Najprościej można porównać go do podatku od czynności cywilnoprawnych, ale na rynku instrumentów finansowych. W uzasadnieniu ustawy zastrzeżono, że główny ciężar opodatkowania spoczywałby na instrumentach o charakterze „wybitnie spekulacyjnym” – z ustawy wyłączono usługi finansowe o charakterze inwestycyjnym, czyli kredyty i pożyczki. Podatkiem FTT nie byłyby też objęte wpłaty i wypłaty pieniędzy na konta w banku (podatek od depozytów bankowych to Bank Transaction Tax i opłaca się go wprowadzać tylko w krajach, gdzie ludzie naprawdę mają pieniądze).
FTT zamordowałby polską giełdę?
FTT obejmowałoby odpłatne nabycie, zbycie i wymianę instrumentów finansowych, a także transakcje dokonywane na rynku instrumentów pochodnych (swap, futures). O ile na polskiej giełdzie rynek instrumentów pochodnych to margines, któremu można poświęcić osobny artykuł z wielu powodów odradzający inwestorom indywidualnym "zabawy w opcje", o tyle z dużym prawdopodobieństwem objęcie podatkiem papierów wartościowych oznaczałoby poważne problemy polskiego parkietu.
Przeczytaj także
Biorąc pod uwagę, że polska giełda jest w permanentnym trendzie bocznym, cechują ją niskie obroty i nieprzewidywalne wahania kursów największych spółek, które to najczęściej tracą, gdy w mediach ich nazwy wymieniają politycy, dodatkowy podatek może jeszcze mocniej zmarginalizować GPW, która od dwóch lat cierpi na brak „witaminy OFE”.
Kuczyński: Podwyżka kwoty wolnej to sensowny ruch
- Z różnych wyliczeń wynika, że koszty transakcji wzrosłyby o 70%, co całkowicie zamordowałoby giełdę – wywiadzie dla Bankier.pl mówił Piotr Kuczyński, główny analityk DI Xelion.
Nie ma sensu kruszyć kopii o niecałe 2 mld zł
Prawo i Sprawiedliwość powoli wycofuje się z tego pomysłu. Jeszcze kilka miesięcy temu mówiono, że po przejęciu władzy z pewnością FTT zostanie wprowadzony. Giełda reagowała na te doniesienia wręcz histerycznie, co widać po notowaniach głównego indeksu, który w ciągu 5 miesięcy obniżył się z 2500 punktów do 2050 punktów obecnie.
Przeczytaj także
Dzisiaj podatek FTT to już „tylko jedna z dwóch propozycji”, a jego wprowadzenie jest coraz mniej prawdopodobne. Nawet politycy muszą mieć świadomość, że jednoczesne wprowadzenie podatku bankowego, podatku od transakcji finansowych oraz uruchomienie pomocy dla osób zadłużonych we frankach raczej przyniosłoby więcej szkody niż pożytku. FTT po prostu trzeba odsunąć w czasie, bo w końcu największe zyski przynosiłby wtedy, gdyby na polskiej giełdzie trwała hossa.