Przeciętny zjadacz chleba konflikt na Ukrainie rozpatruje na jednej, góra dwóch płaszczyznach. Jedna odnosi się do równowagi geopolitycznej, a druga do idei wolności i niepodległości. Łatwo nimi operować, ale niestety są kosztowne. Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to w grę muszą wchodzić pieniądze.

PAP/EPA/MAXIM SHIPENKOV
Rosjanie po części grają ukraińską kartą, ponieważ sami mają gigantyczne problemy finansowe. Igrzyska w Soczi kosztowały ponad 50 mld dolarów i tylko ktoś pozbawiony wyobraźni może myśleć, że dla naszego wschodniego sąsiada to drobne wydatki.
Rosyjskie PKB to ponad 2 biliony dolarów - cztery razy więcej niż Polski. W zeszłym roku wzrost gospodarczy Federacji Rosyjskiej był niższy od oczekiwań analityków (1,5%) i wyniósł jedynie 1,3%. To wynik najgorszy od 4 lat - sam Putin obiecywał 5%, ale już po dwóch pierwszych kwartałach 2013 roku było wiadomo, że jego obietnica nie zostanie spełniona.
Na koniec 2014 roku PKB Rosji wzrośnie o ok. 1%. To wynik wręcz dramatyczny. Pogorszeniu uległa większość wskaźników: konsumpcja, produkcja przemysłowa, płace realne i inwestycje. Słowem - Rosja w 2013 roku zbiedniała i nawet piękna oprawa igrzysk w Soczi tego nie zmieni.
Nikt już nie ukrywa, że Rosji grozi recesja - rubel w ciągu roku stracił blisko 10% w stosunku do dolara. Przed epopeją krymską analitycy dawali Rosji 33% szans, że w 2014 roku wystąpi u nich recesja. Prognozowana inflacja to 5%. Ruchy Putina najprawdopodobniej tylko przyśpieszyły to, co nieuniknione.
Gospodarka Rosji opiera się głównie na wydobyciu surowców i energetyce. Kondycja kraju zależna jest od wyników kilku najważniejszych przedsiębiorstw, m.in. Gazpromu i Łukoilu. Przez dwa dziesięciolecia od upadku ZSRR decydentom Federacji Rosyjskiej nie udało się (nawet specjalnie nie próbowali) zdywersyfikować gospodarki na tyle, by była ona odporna na wahania na rynkach surowcowych. Koncentracja wokół sektora wydobywczego i energetycznego w istocie jest większa niż w czasach sowieckich.
Stąd słynne powiedzenie, że Rosja bankrutuje zawsze, gdy cena baryłki ropy spada - szacowano, że przy cenie 75 dolarów odpływ kapitału zagranicznego wynosiłby ok. 10-20 mld dolarów rocznie, a przy cenie 125 dolarów za baryłkę można spodziewać się odwrócenia trendu i napływu nowych środków. Zatem czyżby działania na Ukrainie byłygrą pod wyższe ceny ropy?
Co z Gazpromem?
Teorii tej nie potwierdza poniedziałkowe załamanie na rynkach, dla którego sytuacja polityczna jest tylko katalizatorem. Piłka jest w grze. Rosjanie trzymają armatę, ale Zachód ma pieniądze. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że amerykańskie inwestycje w gaz wydobywany z łupków potencjalnie może przełamać monopol rosyjskiego Gazpromu w Europie. Dla gospodarki naszego wschodniego sąsiada byłby to gwóźdź do trumny. Dodając do tego fiasko tworzenia Unii Euroazjatyckiej, która bez Ukrainy nie ma racji bytu - trudno dziwić się Putinowi, że jest, delikatnie mówiąc, wzburzony.
Konflikt na Ukrainie jest tylko tłem do głębszych problemów. Wyniki rosyjskiego giganta, Gazpromu, już w 2012 roku były gorsze od oczekiwanych. Przychody spółki zmalały o 5%, a zysk netto spadł o blisko 15% do poziomu 38 mld dolarów. W trzecim kwartale 2013 roku zysk netto koncernu zmniejszył się o 11% rdr. W poniedziałek 3 marca kurs akcji Gazpromu zmalał o 13,5% - to sygnał dla Putina, że perła w gospodarczej koronie Federacji Rosyjskiej może rozpłynąć się w kilka chwil.
Za przyczyny pogorszenia wyników podaje się już nie tylko ciepłą zimę, ale także rosnącą konkurencję ze strony amerykańskiego gazu łupkowego. Gigant ma problemy, ale przekonuje, że dostawy gazu są niezagrożone.
Niemniej sieć gazociągów rosyjskiego koncernu oplata Europę - poczynione inwestycje skutecznie mogą paraliżować zachodnich polityków. Niestety marzec to nie najlepszy miesiąc na używanie gazowej karty w konflikcie politycznym.
Ukraińcy - wieczni dłużnicy Kremla
Ukraina jest dłużna Rosji ok. 30 mld dolarów (Kijów jest dłużny Gazpromowi ponad 1,5 mld dolarów za import gazu). Zachodni eksperci oceniają, że na wyciągnięcie Kijowa z kryzysu potrzeba blisko 150 mld dolarów. Znając wschodni klimat do robienia interesów, zapewne potrzebna byłaby kwota ponad dwukrotnie wyższa. Oligarchów i magnatów finansowych nad Dnieprem nigdy za mało. Z drugiej strony - rosyjski i ukraiński obywatel może wiele wytrzymać. Walka ekonomiczna może przynieść odwrotne rezultaty do zamierzonych. Być może Putin wyszedł z założenia, ż igrzyska w Soczi spłaci dwoma czołgami na Krymie. Pytanie, czy nie jest to przypadkiem dywersja do dalszego uzależniania Kaukazu od Rosji. Nikt teraz nie patrzy w tę stronę, a przecież niedawne zamachy w Wołgogradzie zapewne pozostały w pamięci naszych wschodnich sąsiadów.
Tak naprawdę nikomu nie zależy na izolacji Rosji - to zbyt wielki rynek zbytu i zaplecze surowcowe świata. Dlatego decydenci Unii i USA powinni poszukać wspólnych rozwiązań, które umożliwią wszystkim stronom konfliktu wyjście z twarzą, a nawet zarobek. Obawiam się jednak, że to my będziemy musieli za to zapłacić. Wszystko zmienia się z godziny na godzinę. Już dawno zmienność w polityce nie była tak silnie skorelowana z sytuacją na rynkach finansowych. I chyba właśnie to jest największe zagrożenie - ekonomiczna bomba atomowa wciąż tyka blisko nas.
Łukasz Piechowiak
Główny ekonomista Bankier.pl



















































