Świat zmienia się coraz szybciej – jeszcze kilka lat temu naftowi traderzy przyjęliby taką informację jako niezbyt udany żart. Ale dzisiaj zależność pomiędzy sektorem zaawansowanych technologii a branżą naftową jest dla wielu inwestorów oczywista. Ale zacznijmy od początku.
Wczoraj wieczorem Intel pochwalił się lepszymi od oczekiwań wynikami za trzeci kwartał. I co ważniejsze, ten największy na świecie producent procesorów stosowanych w komputerach osobistych spodziewa się jeszcze większej sprzedaży w bieżącym kwartale. Rozumowanie rynku potoczyło się w następującym kierunku: skoro ludzie kupują więcej PC-tów, to oznacza poprawę nastrojów konsumenckich, czyli postępujące ożywienie gospodarcze. A skoro koniunktura będzie się poprawiać, to świat będzie potrzebował więcej paliwa, czyli więcej ropy, która wobec sztywnej podaży przy większym popycie powinna być droższa.
Czynnikami bezpośrednio przekładającymi się na wzrost kursu ropy są też zwyżkujące indeksy giełdowe oraz deprecjacja dolara. Zarówno europejskie giełdy jak i eurodolar poprawiają dziś tegoroczne maksima, potwierdzając optymistyczne nastawienie inwestorów.
W efekcie przed południem za pochodzącą z Teksasu ropę Light Crude płacono nawet 75,15$, a więc najwięcej od roku. O godzinie 12:40 baryłka europejskiej ropy Brent była wyceniana na 73,60$, czyli o 1,7% więcej niż na wtorkowym zamknięciu notowań.
„Na rynku jest mnóstwo pozytywnego sentymentu, ale jest to głównie efekt słabości dolara (...) To, czy obecne wzrosty okażą się trwałe, będzie zależało od amerykańskiej waluty – jeśli będzie słabła, to możemy podążyć w stronę 75$-80$ za baryłkę” – powiedział Reutersowi Mark Pervan, analityk rynków surowcowych w australijskim ANZ Bank.
K.K.