Sztab Hillary Clinton oskarżył Rosję o wywołanie w Stanach Zjednoczonych skandalu politycznego, który ma pomóc Donaldowi Trumpowi wygrać wybory prezydenckie. Współpracownicy Trumpa uznają te twierdzenia za absurdalne. A wszystko to w przededniu konwencji wyborczej Hillary Clinton.


Skandal wywołała publikacja przez WikiLeaks 20 tysięcy wykradzionych e-maili, z których wynika, że działacze Komitetu Krajowego Partii Demokratycznej preferowali w prawyborach Hillary Clinton i dyskutowali o możliwości podważenia kandydatury Berniego Sandersa. W następstwie publikacji do dymisji podała się szefowa Komitetu, Debbie Wasserman Schultz.
Sztab Hillary Clinton wskazał na Rosję . "Eksperci mówią nam, że przedstawiciele rządu Rosji włamali się do sieci i wykradli te e-maile. Inni eksperci twierdzą, że Rosjanie ujawniają te e-maile, by pomóc Donaldowi Trumpowi" - mówił szef sztabu Hillary Clinton, Robby Mook. Nie przestawił jednak dowodów na poparcie swoich słów.
Szef sztabu Donalda Trumpa, Paul Manafort, uznał twierdzenia o wspieraniu przez Rosję kandydatury Trumpa za bezpodstawne. "To absurd. Nie wiem, o czym oni mówią. To szaleństwo" - powiedział w wywiadzie dla CNN Manafort, który w przeszłości doradzał prorosyjskiemu prezydentowi Ukrainy, Wiktorowi Janukowyczowi. Syn kandydata republikanów, Donald Trump Junior, zarzucił sztabowi Hillary Clinton prowadzenie kampanii oszczerstw.
Informacyjna Agencja Radiowa / IAR / Marek Wałkuski / Waszyngton/Siekaj