

Chińska gospodarka, która potężnie wybiła się w ostatnim roku z recesyjnego dołka, wykazuje oznaki czkawki.
Ostatnie dane makroekonomiczne z tego kraju są wyraźnie gorsze — hamują produkcja przemysłowa i sprzedaż detaliczna. Wiele wskazuje jednak, że w dużej mierze hamowanie jest wynikiem ograniczeń po stronie zdolności produkcyjnych, a nie osłabienia popytu. Skąd ten wniosek? Spójrzmy na ceny surowców, które są wrażliwe na popyt z Chin. Trzymają się bardzo mocno.


Produkcja przemysłowa wzrosła w Chinach w sierpniu o 5,2 proc. rok do roku wobec wzrostu o 6,4 proc. w lipcu. Na wykresie pokazuję dynamikę dwuletnią (czyli sierpień 2021 wobec sierpnia 2019 i tak dalej dla kolejnych miesięcy), by pozbyć się z ostatnich danych efektów słabej bazy z wiosny 2020 r. Hamowanie jest dość wyraźne. Jeszcze na początku tego roku dwuletnia dynamika była zbliżona do 20 proc., teraz ledwo przekracza 10 proc. I to w okresie, gdy popyt i nastroje w światowym przemyśle są naprawdę bardzo dobre.
Przeczytaj także
Sprzedaż detaliczna zaś wzrosła (w ujęciu nominalnym) tylko o 2,5 proc. rok do roku w sierpniu wobec wzrostu o 8,5 proc. w lipcu. Sprzedaż jest zaledwie 3 proc. powyżej poziomu sprzed dwóch lat. To pozwala zresztą zobaczyć, jak wygląda dziś model globalnej gospodarki — rynki wschodzące odnotowują dużo mocniejszy wzrost produkcji niż konsumpcji, ponieważ zaopatrują rosnący popyt konsumpcyjny w krajach rozwiniętych.
Na wykresie wyraźnie widać, że hamowanie chińskiej sprzedaży detalicznej jest dość gwałtowne. Co się dzieje? Jedna odpowiedź może tkwić w zmianie struktury konsumpcji i uwolnieniu popytu na usługi, druga w zaburzeniach podażowych, szczególnie na rynku motoryzacyjnym. W sierpniu w Chinach sprzedano niemal 15 proc. mniej samochodów niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Swoją drogą jest to problem światowy. Dotyczy również Polski. Rozmawiałem z pewnym dilerem samochodowym, który powiedział, że teoretycznie przy obecnym popycie powinien sprzedawać 200 aut miesięcznie, a sprzedaje 30. Oczywiście ten wynik nie jest reprezentatywny, ale generalnie ograniczenia podaży w motoryzacji są bardzo duże i bolesne dla producentów, sprzedawców i konsumentów.
W normalnych czasach tak ostre hamowanie chińskich wskaźników makroekonomicznych wzbudziłoby obawy na rynkach finansowych. To w końcu druga gospodarka świata, a chiński konsument odpowiada za około 30 proc. globalnej konsumpcji.
Tym razem nie widać jednak oznak strachu o kondycję Chin. W poszukiwaniu informacji o chińskim popycie zawsze warto spoglądać na rynki metali, ponieważ Chiny są ich potężnym konsumentem i wszelkie zaburzenia w tamtej gospodarce są od razu widoczne w cenach miedzi czy aluminium.
Na rynkach metali nastroje są dobre. Ceny miedzi utrzymują się od wielu tygodni w stabilnym trendzie, niedaleko historycznych szczytów. Wczoraj nawet rosły. Ceny aluminium na początku tygodnia osiągnęły najwyższy poziom od 2010 r., a wczoraj były nieznacznie niżej. W komentarzach można przeczytać, że popyt na metale ze strony Chin jest potężny.
Wiele zatem wskazuje, że hamowanie wskaźników makro ma charakter podażowy, a to, choć nieprzyjemne, jest mimo wszystko mniej groźne, niż gdyby chodziło o recesję popytu.