REKLAMA
TYDZIEŃ Z KRYPTO

Biblia, teologowie i filozofowie o pieniądzach i pożyczaniu

2011-05-24 11:05
publikacja
2011-05-24 11:05
Słów niemało o tym, co o pieniądzach i pożyczaniu mówi Biblia, teologowie i filozofowie – wybór subiektywny.

Dziś o pieniądzu, bankach i bankierach mówią prawie wszyscy. Osobliwie wiele notek znaleźć można w internecie. Pewnie i dlatego, że pisać tam można anonimowo. Ja wszakże wolę przemyślenia imieniem i nazwiskiem podpisane. I wydane drukiem. O takowych też poinformować zamierzam.

Abo ovo, czyli od jajka, czyli od początku. Tak onegdaj mistrzowie opowieści odpowiadali młodym adeptom, pytającym od czego zacząć powinni opisywanie jakichkolwiek historii. Idąc tym tropem, tę oto pisaninę, której nie śmiem ani esejem, ani nowelką, ani nawet artykułem nazwać, a którą pieniądzu chcę poświęcić, zacznę.

Oczywiście od początku, czyli od powstania świata, w którym żyć nam przyszło. A skoro we wspólnocie europejskiej żyjemy, sięgnąć trzeba do jej korzeni. Korzeni, czyli chrześcijaństwa, a zatem i opisu stworzenia pomieszczonego w Biblii. Ona zaś, jak przynajmniej podkreślają biegli w niej bardziej ode mnie, o pieniądzu mówi sporo. Nie 100, nie 1000, a – ponoć – aż 2300 wersów mu poświęca. Ja jednak nie od jednego z nich zacząć zamierzam. Nie będą to wersety wprost o pieniądzu, bo i być nie mogą. Wszak, by można zacząć o nim mówić, potrzeba wielu wspólnot ludzkich, które – choć już nie w drodze wymiany towarowej – jakoś jednak bogacić się pragnęły. A skąd owo pragnienie w człowieku się pojawiło? Pośrednio wynikło ze słów Pana Boga skierowanych do pierwszych ludzi.

Zaprenumeruj miesięcznik finansowy "Bank"
Jakich? Oto i one: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi». I rzekł Bóg: «Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem»” (Księga Rodzaju 1, 27–29).

Mądry zarządca


Skoro zaś Pan Bóg, w swojej łaskawości, rzekł człowiekowi, że winien czynić sobie ziemię poddaną, pośrednio zezwolił mu na posiadanie dóbr. Rozróżnić jednak wypada posiadanie od gromadzenia. To pierwsze to odpowiedni do dóbr stosunek, zabieganie o nie, ale nie za wszelką cenę, nie zabijanie się o nie, umiejętność dzielenia się z tymi, którzy w potrzebie się znaleźli. To drugie zaś to zbieranie ich dla samego zbierania, zaprzedanie się im, zaślepienie niepozwalające ani piękna świata, ani drugiego człowieka dostrzec. Tym, co pozwoli je od siebie rozróżnić, jest mądrość. Ta prawdziwa na dodatek umożliwi odpowiednie dobrami zarządzanie; dobrami, a więc także i pieniędzmi, gdy te wreszcie wynalezione zostaną. Powiada mędrzec pański w Księdze Przysłów:

„Szczęśliwy, kto mądrość osiągnął,
mąż, który nabył rozwagi:
bo lepiej ją posiąść niż srebro,
ją raczej nabyć niż złoto,
zdobycie jej lepsze od pereł,
nie równe jej żadne klejnoty.” (Prz 3, 13–15)

Biblię nazwać nawet można swoistą księgą ekonomii. Mówi, że o dobra można i należy zabiegać, ale nigdy nie wolno się do nich przywiązywać. W Księdze Koheleta czytamy:

„Kto kocha się w pieniądzach,
pieniądzem się nie nasyci;
a kto się kocha w zasobach,
ten nie ma z nich pożytku.
To również jest marność.
Gdy dobra się mnożą,
mnożą się ich zjadacze.
I jakiż pożytek ma z nich właściciel,
jak ten, że nimi napawa swe oczy?” (Koh 5, 9–10)

Pismo Święte nie ceni gnuśnych i leniwych. Powiada im wprost:

„Do mrówki się udaj, leniwcze,
patrz na jej drogi – bądź mądry:
nie znajdziesz u niej zwierzchnika
ni stróża żadnego, ni pana,
a w lecie gromadzi swą żywność
i zbiera swój pokarm we żniwa.
Jak długo, leniwcze, chcesz leżeć?
A kiedyż ze snu powstaniesz?
Trochę snu i trochę drzemania,
trochę założenia rąk, aby zasnąć:
a przyjdzie na ciebie nędza jak włóczęga
i niedostatek – jak biedak żebrzący.” (Prz 6, 6–11).

Nakazuje być przezornym – dwakroć się zastanowić, nim jakikolwiek ruch się wykona. Choćby nie poręczać, jeśli dobrze się kogoś nie zna:

„Nie bądź z tych, co dają porękę,
co ręczą za [cudze] długi.” (Prz 22, 26).
Doradza także, by nie zaciągać zobowiązań, jeśli grozić nam może niewypłacalność:
„Jeżeli nie masz czym zapłacić,
po co mają łóżko zabrać spod ciebie?” (Prz 22, 27)

Uczy w końcu, że zarządzający winni wykazywać się troską o to, co im w zarząd powierzono i uczciwie oraz z należytym zaangażowaniem wykonywać swoje obowiązki. W Ewangelii wg św. Łukasza czytamy:
„Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. Jeśli więc w zarządzie niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobro kto wam powierzy? Jeśli w zarządzie cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, kto wam da wasze? Żaden sługa nie może dwom panom służyć.” (Łk 16, 10–13)

Z Pisma Świętego wynika, że chrześcijanin nie musi uważać pieniędzy za zło konieczne. Same w sobie nie są one ani dobre, ani złe. O wszystkim decyduje nasz do nich stosunek. To, co z bólem pewnym przyznaję, nie moje odkrycie. Pisał już o tym jeden z Ojców Kościoła, św. Klemens Aleksandryjski (ok. 150 – ok. 212).
Ale zanim o nim wspomnę, do starożytności cofnąć się wypada. Wszak i w niej o pieniądzu trochę się mówiło.

Grecja i Rzym



Zacznijmy zatem od Platona (właściwe imię Arystokles, 427–347 p.n.e.), greckiego arystokraty, ale i filozofa, przemyślenia którego legły u podstaw filozofii chrześcijańskiej, a nawet myśli współczesnej. Cóż zatem ów arystokrata o pieniądzu powiadał? Najkrócej – wszak miejsca nie mamy za wiele, a i czytającego zanudzać nie wypada – mówił o pieniądzu kruszcowym, podkreślając przy tym, że jest on środkiem gromadzenia bogactw. Skoro jednak – co w wypowiedziach swych uwydatniał – pogoń za bogactwem może niszczyć człowieka, proponował, by bito go z kruszców nieszlachetnych. Był też Platon przeciwny pobieraniu procentu od pożyczonych pieniędzy, uważał że umożliwia to osiąganie nadmiernych zysków.

Najwybitniejszym jego uczniem był Arystoteles (384–322 p.n.e.). I jak mistrz – sprzeciwiał się pobieraniu procentu od pożyczek. Stworzył przy tym coś, co nazwać by można pierwocinami nominalistycznej teorii pieniądza. Uważał ekonomię – choć samą nazwę przejął od Ksenofona (Xenofonta, ok. 430 p.n.e. – ok. 355 p.n.e.– ucznia Sokratesa, pisarza, stratega wojskowego, po trosze filozofa, który w swym dziele Oikonomikós opisał zasady funkcjonowania gospodarstwa, folwarku opartego na pracy niewolników) – za sztukę zarządzania gospodarstwem domowym. Gromadzeniem bogactw i zarobkowaniem zajmowała się zaś chromatystyka. Sam wszakże zwolennikiem bogacenia się nie był.

Cyceron (Marcus Tullius Cicero; 106–43 p.n.e.), choć jako wybitny rzymski mówca głównie jest znany, parał się także i filozofią. Choć za nieetyczne uznawał pomnażanie majątku poprzez pożyczanie pieniędzy na procent, wiele nie miał przeciw bogaceniu się. Ba, im zajęcie jakieś większy przynosiło dochód, tym za bardziej godne dla człowieka wolnego je uważał. Pochwalał także handel zagraniczny, który Rzymowi korzyści znaczne przynosił.

Wcale nie zło konieczne


Po tym krótkim, acz może wartym uwagi wtręcie powróćmy do św. Klemensa Aleksandryjskiego. Otóż w dziełku swoim Który człowiek bogaty może być zbawiony?, wcale tak bardzo bogactwa nie potępiał. Podkreślał nawet, że bywa i tak, iż ludzie ubodzy bardziej pożądają dóbr od bogatszych od siebie. W nauce Jezusa Chrystusa chodzi zaś nie tyle o ubóstwo rozumiane dosłownie, co o ubóstwo ducha. Dziś powiedzieć moglibyśmy – o nieprzywiązywanie się do posiadanych dóbr i niegromadzenie ich w nadmiarze.

Dalej jeszcze poszedł św. Tomasz z Akwinu (1225–1274). I stwierdził, że ubóstwo nie jest czymś dobrym samym w sobie, zaś bogactwo w parze z doskonałością iść może. Ten wybitny dominikanin podkreślić przy tym nie omieszkał, że własność prywatna przydatna jest z dwóch powodów – po pierwsze, pobudza pracowitość (co na ożywienie życia gospodarczego się przekłada); po drugie zaś, do większego porządku w życiu społecznym się przyczynia. Albowiem powinna służyć dobru ogółu. Po to człowiekowi dano, aby mógł się z innymi dzielić. Są bowiem dobra materialne niezbędne wręcz do życia, ale są i takie, co nadwyżkę stanowią. I tą dzielić się należy.

Uważał św. Tomasz, że właściciel dóbr trwałych, użyczający ich innym, prawo ma do wynagrodzenia – współcześnie zapewne czynszem dzierżawnym byśmy je nazwali. Procent płynący z pożyczek pieniężnych miał za grzech, był to bowiem dochód bez pracy. Że był jednak człowiekiem światłym, dopuszczał trzy przypadki odstępstwa od zakazu lichwy. Oto i one:

1) periculum sortis – czyli ryzyko utraty pożyczonego pieniądza, czy też zainwestowanych funduszy – wszak wierzyciel nie może mieć pewności, że dług rzeczywiście zwrócony mu zostanie;
2) damnum emergens – czyli możliwość, że wierzyciel popada w tarapaty, co nie miałoby miejsca, gdyby pożyczki nie udzielił; innymi słowy sam pożyczać by musiał, co przecież na straty by go naraziło;
3) lucrum cessans – czyli utracone korzyści z ewentualnych innych inwestycji.

Jeśli o periculum sortis chodzi, to ks. prof. dr hab. Jan Kracik w dziele Kredyt i lichwa jako zjawiska społeczne zaznacza, że dodali je (w XIV w.) następcy Tomasza z Akwinu. Sam wszakże Akwinata uważał, iż pieniądz istotną rolę spełnia – jest wartości dóbr, kosztów i pracy miernikiem.

Co nie zakazane, stosować można


We wspomnianym już dziele, ks. prof. Kracik pisze: „Scholastycy będą poszerzać lub zawężać zakres zakazanej lichwy, usiłując godzić poglądy Ojców Kościoła z przemianami praktyki gospodarczej. Rozeznanie jej moralnych aspektów utrudniało nie tylko tempo i złożoność dokonujących się procesów, ale i tradycyjny respekt dla nietykalnych autorytetów przeszłości, połączony z zadawnioną nieufnością duchownych wobec handlu jako zajęcia łatwo prowadzącego do grzechu.

Najwięksi teologowie i prawnicy średniowiecza pojęcie lichwy wiązali z analizą sprawiedliwej ceny. Poglądy owych uczonych na grzeszny charakter rozmaitych kontraktów gospodarczych bywały jednak mocno rozbieżne, nawet w tym samym środowisku uniwersyteckim. Nie mając z tej strony jednoznacznych ocen, władze kościelne stopniowo rewidowały swe stanowisko wobec niektórych form przemian ekonomicznych, w miarę urynkowienia oraz wzrostu roli pieniądza i kredytu. Ograniczono więc skalę represji wobec lichwiarzy i różnicowano ich karanie według stopnia społecznej szkodliwości.

Przemiany te i kościelne do nich przystosowanie w Europie środkowo-wschodniej dokonywały się później, na przełomie XIII i XIV w., a wiązały się głównie z wielkimi inwestycjami, do jakich należała kolonizacja na prawie niemieckim. Zapotrzebowanie na kredyt zaspokajała głównie sprzedaż na raty, ku zadowoleniu wierzycieli i dłużników. Nad moralną oceną tych kontraktów debatowano na uniwersytetach Pragi, Wiednia i Krakowa, dociekając, czy taka umowa to umowa kupna-sprzedaży, czy oprocentowanej pożyczki, czyli ukrytej za pozorami legalności lichwy. Część uczonych mężów dowodziła w swych traktatach pierwszego, a inni drugiego. Spór podzielonych ekspertów nie ustał, mimo że papież Marcin V orzekł w 1425 r., że dozwolone są umowy sprzedaży renty z prawem odkupu (patrz. K. Olendzki., Moralność i kredyt. Kontrakt kupna-sprzedaży w traktatach uczonych środkowoeuropejskich z przełomu XIV i XV wieku, Roczniki Dziejów Społeczno-Gospodarczych, t. 56–57: 1996/97, s. 29–67).

W miarę jak przemiany gospodarcze czyniły pieniądz bardziej „urodzajnym”, rosła chęć szukania zysku z jego użyczania. Unikając tępionej przez Kościół lichwy, dokonywano zamiast pożyczki na procent kupna wspomnianej renty, a więc prawa do corocznego dochodu z ziemi dłużnika aż do czasu spłacenia długu (stąd: czynsz odkupny, wyderkaf). Nie jest to lichwą, o ile czynsz ów nie jest większy niż normalny dochód z ziemi wartej tyle, ile wynosiła przekazana suma – orzekł papież Innocenty IV (zm. 1254).

Tytułem dochodu była więc nie pożyczona kwota, lecz odpowiadający jej udział we współwłasności. Co surowsi kanoniści XIII–XV w. dopatrywali się jednak w takiej operacji pożyczki maskowanej pozorowaną sprzedażą, a w płaconym od owej własności czynszu – lichwy. Mimo to rosło powszechne przekonanie o legalności umowy rentowej, stającej się ważnym składnikiem zachodniej gospodarki.

(...) W XV w. franciszkański obserwant Bernardyn ze Sieny odróżniał lichwę rzeczywistą od pozornej, gdzie kapitał daje dochód. Podobnie arcybiskup Antonin z Florencji zalecał rozwagę w traktowaniu różnych przejawów życia gospodarczego i przestrzegał przed pochopnym uznawaniem transakcji za lichwiarskie. Aby walczyć z rzeczywistą lichwą i ochraniać przed nią biedaków, kaznodzieje franciszkańscy w Italii zaproponowali formułę tzw. banków pobożnych (montes pietatis). Pożyczano w nich pod zastaw, na niskie (około 5 proc.), przeznaczone na koszta administracyjne, odsetki. Te ostatnie dominikanie i augustianie kwestionowali, lecz zastrzeżenia ich musiały ustąpić przed uznaniem z potrzeby społecznej takich instytucji, które wkrótce upowszechniły się, zyskując kościelną aprobatę.
Sytuacja wokół lichwy pod koniec średniowiecza była wszechstronnie zagmatwana.

(...) Czy reformacja wniosła w chrześcijaństwo radykalną zmianę w traktowaniu lichwy? Luter był w tym względzie bardziej tradycyjny niż współcześni mu kanoniści katoliccy. W Liście do szlachty narodu niemieckiego pisał, że handel pieniądzem „diabeł wymyślił, a papież sankcjonując go wyrządził światu krzywdę nieobliczalną”. Podobne zdanie o pożyczaniu na procent mieli teologowie anglikańscy. Szczególnie surową oceną lichwy odznaczali się purytanie. Kalwin, uznawszy katolicką kazuistykę za hipokryzję, odrzucił nieufne traktowanie pieniądza i teorię jego jałowości. Rozróżnił pożyczkę konsumpcyjną od produkcyjnej, uznając pobieranie odsetek od tej drugiej za usprawiedliwione. Czyniąc istniejącą praktykę prawomocną zalecał rozważenie w sumieniu wysokości żądanego procentu.”

Chrześcijańskiej etyki gospodarczej przemiany



Od siebie dodam, że Kalwin podkreślał, iż dłużnik za pożyczone pieniądze może kupić określone dobra, co przynosi mu dochód, wierzycielowi zatem przysługiwać winno odszkodowanie w postaci procentu. Wróćmy jednak do ks. Kracika:

„Wiedząc, że to nie wystarczy, pisał Kalwin: «Jeśli całkowicie zabronimy lichwy, narzucimy ludziom więzy mocniejsze, niż zrobiłby to sam Bóg. Ale jeśli ustąpimy choć trochę, natychmiast zaczną pozwalać sobie na wiele, gdybyśmy bez żadnego wyjątku nie ograniczyli im możliwości». Dlatego doglądanie umiarkowanej stopy procentu kredytowego powierzył kościelnemu konsystorzowi. Miał on karać zawodowych lichwiarzy, spekulantów, bezwzględnych wierzycieli, kupców oszukujących klientów. Ale poddanie wszechwładzy Kościoła reformowanego moralności gospodarczej postawiło go przed koniecznością interpretowania niezliczonej ilości skomplikowanych problemów i sytuacji, w tym rozładowania napięć między pożyczkodawcą a pożyczkobiorcą. W zadłużonym środowisku nadmierna pryncypialność ambony mogła łatwo wywołać rozruchy przeciw wierzycielom. Zmuszało to konsystorze do samoograniczeń i skupiania się na usuwaniu większych nadużyć. Przybliżając, jak katolicy, zasady do możliwości ich stosowania, kalwiniści także nie rezygnowali z roztrząsania owych zasad: czy nieuczciwych kupców można dopuszczać do Wieczerzy Pańskiej? Handlować z nimi? Czy godziwe są loterie? A lokowanie na procent pieniędzy przeznaczonych dla ubogich? Zdania biegłych znów bywały podzielone.

Nie te jednak szczegółowe rozstrzygnięcia miały decydujące znaczenie w przemianach chrześcijańskiej etyki gospodarczej. Max Weber szukał genezy ducha kapitalizmu w kalwinizmie, gdyż ten przeniósł ascezę z klasztoru w codzienność i związał ją z aktywnością wewnątrz świata. Za znak wybrania przez Boga, jego predestynacji człowieka do zbawienia, uznał powodzenie w interesach. Wiązało się to z pracowitością, ograniczeniem konsumpcji, co pozwalało pomnażać kapitał. Korygując Webera R. H. Tawney upomniał się o całościowe ujęcie historii społeczno-gospodarczej jako nieodłącznego kontekstu: religia a kapitalizm. Kalwin bowiem nie rozłączał ekonomii od etyki, ani nie zastępował religijnej naturalistyczną wizją społeczeństwa. Walka między «religią bogobojnych» a «religią handlu» zaczęła się dopiero w obrębie purytanizmu. Jego mentalność ludzi interesu Weber przypisał niesłusznie pierwotnemu kalwinizmowi (patrz – R. H. Tawney. Religia a powstanie kapitalizmu, Warszawa 1963).

Wyraziście sformułował to J. Delumeau: «Protestantyzm o tyle rodził mentalność kapitalistyczną, o ile tracił swój tonus religijny i oddalał się od kalwinizmu». Zasługą jednak Kalwina było pogodzenie religii i pieniądza, prowadząc do nowej mentalności, jakiej potrzebował do swego zwycięstwa kapitalizm. Cała reformacja nadała chrześcijańskiemu powołaniu bardziej świecki charakter, przenosząc szanse doskonalenia i uświęcenia z duchowych na ogół, w życie rodzinne i zawodowe. Najgodniejszym zajęciem stawała się nie kontemplacja, ale praca, a żebractwo jawiło się nie tyle jako ikona Chrystusa, co symbol potępianego próżniactwa. Protestanci patrzyli bardziej życzliwie niż mnisi na uczciwie osiągnięty dobrobyt, czuli wstręt do ostentacji i przepychu barokowej sztuki katolików, żyli od nich skromniej, a kapitał lokowali w handlu i przemyśle. Ten ferment, nie obcy przecież z czasem i wielu katolikom, przyspieszał przesuwanie się całego świata chrześcijańskiego ku nowożytności.”

Poszkodowanych wierzycieli obrona


Gruszek w popiele nie zasypiali także teologowie katoliccy. Jak mogli poszerzali pojmowanie lucrum cessans czy periculum sortis. Zaznacza ks. prof. Jan Kracik: „Molina [Ludwik Molina, jezuita hiszpański, teolog – przyp. red.] usprawiedliwiał wiele operacji bankowych i rekompensatę za pożyczkę udzieloną przyjacielowi. Kajetan [Tommaso Giacomo De Vio, Caietanus, Gaetanus, włoski dominikanin, filozof i teolog – przyp. red.] pochwalał dyskontowanie, a Soto [Domingo de Soto, hiszpański dominikanin, filozof i teolog – przyp. red.] bankowe kredyty. Azpilzueta [abp Martín de Azpilcueta, hiszpański myśliciel – przyp. red.] stwierdzał, że zyskowne użycie pieniądza nie jest przeciwne naturze. Wskazywano przypadki, w których ograniczenia możliwości pobierania procentu zubożą wszystkich, oprócz nieuczciwych. Ale to reinterpretujące zakaz lichwy nadążanie za przemianami i potrzebami czasu miało przecież i koszta własne. Bowiem «doktryna lichwy była piętą achillesową scholastycznej ekonomii. Zapędziła ona scholastyków i ich XVI- i XVII-wiecznych następców w nie dające się przezwyciężyć trudności, które przyczyniły się wielce do skompromitowania całej doktryny» (patrz – A.A. Chafuen. Chrześcijanie za wolnością. Ekonomia późnoscholastyczna, Kraków 2002).

Ważniejsi niż kondycja doktryny byli przecież ludzie, którym ona służyła lub szkodziła. Swój podstawowy cel, ochronę słabszych przed wyzyskiem, była w stanie spełnić w niewielkim stopniu. Kościelnym zakazom lichwy towarzyszyły wszak wskazywane przez kanonistów i akceptowane przez hierarchię sposoby uniknięcia tego strasznego grzechu, umożliwiające uzyskanie pożądanego powiększenia kapitału pod innym niż odsetki tytułem. Stróżowie tedy normy samo doradzali, jak bez wielkiej fatygi zachować jej literę. Ci, którzy z owych obejść nie korzystali, pożyczając wprost na procent, wiedzieli, że to praktyka przez Kościół potępiona. Czy mogli pojąć – dlaczego? Dostrzec moralną różnicę między jednym drzewem zakazanym a pozostałymi, dozwolonymi, a owocującymi tak samo? I przy wielkanocnej spowiedzi szczerze obiecywać poprawę?

Chrześcijańskie średniowiecze zamykało możliwość wykonywania wielu zawodów przed Żydami. Uznano, że skoro lichwa «jest nieuchronna, to lepiej by praktykowali ją Żydzi wedle własnego prawa niż chrześcijanie wbrew swemu prawu» (patrz – M. Horoszewicz. Przez dwa millennia do rzymskiej synagogi. Szkice o ewolucji postawy Kościoła katolickiego wobec Żydów i judaizmu, Warszawa 2001). W rezultacie opinia z uprawianiem lichwy utożsamiła Żydów, co odsuwało uwagę od robienia nadal tego samego przez wielu chrześcijan. I oni też słuchali chętnie, gdy kaznodzieje, szczególnie z zakonów żebrzących, atakowali Żydów-lichwiarzy. Gdy ich chrześcijańscy dłużnicy w królestwie Nawarry i hrabstwie Szampanii wzięli sobie owe kazania do serca tak dalece, że przestali spłacać, co pożyczyli, sam papież Innocenty IV w 1247 r. uznał za konieczne wziąć w obronę poszkodowanych wierzycieli żydowskich.”

Choć semickie, to różne na lichwę spojrzenie


Tu drobne wyjaśnienie wszystkim się należy. Dawno temu rzeczywiście pożyczaniem na procent, dosadniej mówiąc – lichwą, Żydzi głównie się zajmowali. Czynili tak, choć Tora zabraniała im udzielania pożyczek oprocentowanych. Mówiła wszakże o współwyznawcach, zatem uznali, że wolno im zarabiać na innych religii wyznawcach. I praktykowali ten sposób pomnażania majątku, nieraz dość intensywnie. Może i dlatego, że mieli też Boży nakaz darowania długów. Rzecz jasna.... współwyznawcom jedynie. Jeśli ktoś ciekawy, gdzie o tym jest mowa, chętnie z wyjaśnieniem śpieszę. Otóż w Księdze Wyjścia czytamy: „Jeśli pożyczysz pieniądze ubogiemu z mojego ludu, żyjącemu obok ciebie, to nie będziesz postępował wobec niego jak lichwiarz i nie karzesz mu płacić odsetek” (Wj 22, 24). A następująca po niej Księga Kapłańska powiadała: „Jeżeli brat twój zubożeje i ręka jego osłabnie, to podtrzymasz go, aby mógł żyć z tobą przynajmniej jak przybysz lub osadnik. Nie będziesz brał od niego odsetek ani lichwy. Będziesz się bał Boga swego i pozwolisz żyć bratu z sobą. Nie będziesz mu dawał pieniędzy na procent. Nie będziesz mu dawał pokarmu na lichwę” (Kpł 25, 35–37).

O darowaniu zaś długów w roku siódmym, szabatowym, mówiła Księga Powtórzonego Prawa: „Pod koniec siódmego roku przeprowadzisz darowanie długów. Na tym będzie polegało darowanie długów: każdy wierzyciel daruje pożyczkę udzieloną bliźniemu, nie będzie się domagał zwrotu od bliźniego lub swego brata, ponieważ ogłoszone jest darowanie ku czci Pana. Od obcego możesz się domagać zwrotu, lecz co ci się należy od brata, daruje twa ręka” (Pwt 15, 1–3).

Arabowie, choć także naród to pochodzenia semickiego, lichwą się nie zajmowali. Handlem i owszem, z sukcesami nawet. A wszystko to z tym zgodnie, co Koran powiada. W Surze 2 przeczytać można: „A ci, którzy pożerają lichwę, nie powstaną inaczej, niż powstaje ten, którego przewrócił szatan przez dotknięcie. Tak jest, ponieważ oni mówią: «handel jest podobny do lichwy». Lecz Bóg dozwolił handel, a zakazał lichwy. A ten, kto otrzymał napomnienie od swego Pana i powstrzymał się, będzie miał swoje poprzednie zyski i jego sprawa należy do Boga. A którzy powrócą, tacy będą mieszkańcami ognia; oni tam będą przebywać na wieki. Bóg zniweczy lichwę, a pomnoży dawanie jałmużny. Bóg nie miłuje żadnego niewiernego grzesznika! Zaprawdę, ci, którzy wierzą i czynią dobre dzieła; ci, którzy odprawiają modlitwę i dają jałmużnę – będą mieli nagrodę u swego Pana; nie doznają strachu! I nie będą się smucić.

O wy, którzy wierzycie! Bójcie się Boga i porzućcie to, co pozostało z lichwy, jeśli jesteście wierzącymi! Jeśli jednak tego nie uczynicie, to oczekujcie wezwania do wojny od Boga i Jego Posłańca! A jeśli się nawrócicie, to otrzymacie swój kapitał. Nie czyńcie niesprawiedliwości, to i wy nie doznacie niesprawiedliwości! A jeśli kto jest w trudnym położeniu, to należy poczekać, aż jego sytuacja się poprawi; ale darowanie tego jako jałmużny jest dla was lepsze; żebyście tylko wiedzieli! I bójcie się Dnia, kiedy zostaniecie sprowadzeni do Boga! Wtedy zostanie wypłacone w pełni każdej duszy, co ona zarobiła – i nikt nie dozna niesprawiedliwości. O wy, którzy wierzycie! Jeśli zaciągacie dług między sobą na określony czas, to zapisujcie to! I niech zapisuje między wami pisarz, według sprawiedliwości. I niech pisarz nie sprzeciwia się, by pisać tak, jak nauczył go Bóg. I niech on pisze, a dłużnik niech dyktuje! I niech się boi Boga, swojego Pana, i niczego z tego nie umniejsza. A jeśli dłużnik jest głupcem, słabym albo nie może dyktować, niech dyktuje jego opiekun, zgodnie ze sprawiedliwością! Żądajcie świadectwa dwóch świadków spośród waszych mężczyzn! A jeśli nie będzie dwóch mężczyzn, to jeden mężczyzna i dwie kobiety mogą być świadkami, na których się zgodzicie; jeśli jedna z nich zbłądzi, to druga będzie mogła ją napomnieć. A świadkowie niech nie odmawiają, kiedy są wzywani! I nie wzdragajcie się tego zapisywać – czy to będzie dług mały, czy duży – z zaznaczeniem jego terminu. To jest dla was sprawiedliwsze w obliczu Boga i bardziej prawidłowe dla świadectwa, i odpowiedniejsze dla usunięcia wątpliwości. Chyba że to jest handel towarem, który wy sobie przekazujecie z ręki do ręki; wtedy nie popełnicie grzechu, jeśli tego nie zapiszecie. I żądajcie świadków, kiedy dokonujecie między sobą transakcji, i nie wywierajcie żadnego przymusu ani na pisarza, ani na świadka! A jeśli tak czynicie, to popełniacie grzech.

Bójcie się Boga! Bóg was poucza. On o każdej rzeczy jest wszechwiedzący! A jeśli jesteście w podróży i nie znajdujecie pisarza – to powinniście wziąć zastaw. A jeśli jeden z was powierza drugiemu jakiś depozyt, to ten, któremu go powierzono, powinien go zwrócić; i niech boi się Boga, swojego Pana!” (Sura 2, wersy 275–283). I powtarza w Surze 3: „O wy, którzy wierzycie! Nie zdzierajcie lichwy podwójnie podwojonej. I bójcie się Boga! Być może, wy będziecie szczęśliwi!” (wers 130)

Roztropne gospodarowanie


W końcu stosowne zapisy o lichwie z oficjalnych pism kościelnych zniknęły. Znów głos oddam ks. Kracikowi: „(...) W nowym Kodeksie prawa kanonicznego z 1983 r. kanon z 1917 r. o legalnym zysku w ogóle pominięto, jako przestarzały. Tak zniknął cichaczem ostatni ślad czynnej do 1830 r. kościelnej tamy przeciwlichwowej, od dawna wielce przepuszczalnej. Pożyczany pieniądz od dawna przemieniał się w płodny z natury środek produkcji, nim to zostało konsekwentnie uznane przez Kościół. Bowiem ta ewolucja (patrz B. Sesboüé. Władza w Kościele. Autorytet, prawda i wolność, Kraków 2003) «trwała całe stulecia. Obciążała sumienia wielu chrześcijan, którzy wykonywali zawody związane z przepływem pieniądza. Można użalać się nad takim obrotem sprawy i myśleć, że rozwiązanie mogło nastąpić wcześniej. Ale rozciągnięcie w czasie tego procesu ma także znaczenie pozytywne, wymagające wspólnotowego poszukiwania, które przeszło przez etap debaty i przekształciło się w prawdziwą naukę społeczną Kościoła.»”

Gdym doszedł do czasów niemal współczesnych, ze spokojem do początków mogę powrócić. Do Ewangelii, bo i w niej sporo o ekonomii znaleźć można. Głównie, co samo przez się zrozumiałe, o ekonomii zbawienia. Ale też o tym, jak owo zbawienie osiągnąć można. „Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” – zapisał święty ewangelista Mateusz w rozdziale 6 (werset 21). I powiadał, że wiernie trzeba swemu Panu służyć. Także bogatym będąc. Byle bogactwo środkiem było, a nie celem.

W rozdziale 25 Mateuszowej Ewangelii przeczytać możemy:
„Podobnie też [jest] jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana. Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: «Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem». Rzekł mu pan: «Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!». Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: «Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem». Rzekł mu pan: «Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!». Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: «Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!». Odrzekł mu pan jego: «Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów»” (Mt 25, 14–30).

Podobnie brzmi relacja zapisana przez św. Łukasza, także ewangelistę, i podobną sytuację opisująca: „Mówił więc: «Pewien człowiek szlachetnego rodu udał się w kraj daleki, aby uzyskać dla siebie godność królewską i wrócić. Przywołał więc dziesięciu sług swoich, dał im dziesięć min i rzekł do nich: Zarabiajcie nimi, aż wrócę. Ale jego współobywatele nienawidzili go i wysłali za nim poselstwo z oświadczeniem: Nie chcemy, żeby ten królował nad nami. Gdy po otrzymaniu godności królewskiej wrócił, kazał przywołać do siebie te sługi, którym dał pieniądze, aby się dowiedzieć, co każdy zyskał. Stawił się więc pierwszy i rzekł: Panie, twoja mina przysporzyła dziesięć min. Odpowiedział mu: Dobrze, sługo dobry; ponieważ w drobnej rzeczy okazałeś się wierny, sprawuj władzę nad dziesięciu miastami!. Także drugi przyszedł i rzekł: Panie, twoja mina przyniosła pięć min. Temu też powiedział: I ty miej władzę nad pięciu miastami!. Następny przyszedł i rzekł: Panie, tu jest twoja mina, którą trzymałem zawiniętą w chustce. Lękałem się bowiem ciebie, bo jesteś człowiekiem surowym: chcesz brać, czegoś nie położył, i żąć, czegoś nie posiał. Odpowiedział mu: Według słów twoich sądzę cię, zły sługo! Wiedziałeś, że jestem człowiekiem surowym: chcę brać, gdzie nie położyłem, i żąć, gdziem nie posiał. Czemu więc nie dałeś moich pieniędzy do banku? A ja po powrocie byłbym je z zyskiem odebrał. Do obecnych zaś rzekł: Odbierzcie mu minę i dajcie temu, który ma dziesięć min. Odpowiedzieli mu: Panie, ma już dziesięć min. Powiadam wam: Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma»”.

Może mi oczywiście ktoś zarzucić, że tak naprawdę nie o pieniądze tu chodzi, a zdolności, jakie dał nam Stwórca i oczekuje, że pomnażać je będziemy. Ale przecież umiejętność pomnażania pieniędzy to także rodzaj daru i jako takowy powinna być rozwijana. To, jak sądzę, wniosek uprawniony, nie wszyscy bowiem takową zdolność otrzymali. Ba, większość raczej pomniejszać je umie – i wychodzi im to całkiem, całkiem. Rzecz jasna nie grzechem jest wydawanie pieniędzy, byle w sensownych granicach umiało się zamknąć. Zwłaszcza jeśli owe z kredytu uzyskano...

Zobowiązania spłacać należy


A propos kredytu. Jak rozwijałby się świat, gdyby nie ta instytucja? Każdy na ten temat zapewne swoje ma zdanie. Popatrzmy jednak, co sądził o tym, zmarły niemal dwa lata temu, prof. Leszek Kołakowski. W Mini wykłady o maksi sprawach. Seria trzecia i ostatnia, zamieścił m.in. esej O długach. Czytamy w nim:
„Wyobraźmy sobie, że pewnego dnia ludzkość postanawia na serio wziąć biblijny (a także koraniczny) zakaz pożyczania pieniędzy na procent i okazać mu posłuch. Cóż by się stało? Tegoż dnia przestałyby istnieć wszystkie banki świata, wszystkie ośrodki finansowe, kasy pożyczkowe i oszczędnościowe, fundusze emerytalne, towarzystwa ubezpieczeniowe; tym samym przestałaby funkcjonować prawie cała produkcja przemysłowa. Świat pogrążyłby się w nieopisanym chaosie, nastałaby prawdziwa wojna wszystkich przeciwko wszystkim, zagłada cywilizacji. Chociaż nikt nie lubi być zadłużonym, to jednak wiemy wszyscy, że instytucja kredytu jest fundamentem życia społecznego i gospodarki w naszym świecie.

Wierzyciel właściwie sprzedaje czas – ten mianowicie, który upływa między produkcją jakiegoś towaru a jego sprzedażą, między kupnem czegoś a zapłatą. Wydaje się, że gdy pożyczam od kogoś pieniądze z zamiarem ich oddania razem z oprocentowaniem, jestem optymistą, mam zaufanie do przyszłości, która będzie na tyle dobra, że pozwoli spłacić wierzyciela i tym procentem wynagrodzić go za jego usługę. Podobnie wierzyciel jest chyba optymistą, skoro ufa, że dług mu będzie z naddatkiem zwrócony. Skoro zaś produkcja i wymiana w rozwiniętych społeczeństwach są napędzane systemem kredytowym i prawie wszyscy w tym systemie uczestniczą, należy sądzić, że prawie wszyscy mają optymistyczny obraz świata. Nie wiem, czy są jeszcze inne argumenty na rzecz hipotezy tak śmiałej.

Nie uczestniczyć w obiegu kredytowym jest nadzwyczaj trudno (jeśli nawet pominąć upływ czasu między moim korzystaniem z narzędzi elektrycznych czy gazowych a opłaceniem tych usług, co jest też formą pożyczki). Nawet jeśli nie mam długów osobistych, ale płacę podatki, jakaś część tych podatków idzie na obsługę długów państwowych, a jeśli po prostu trzymam pieniądze w banku, który nimi obraca, jestem tego banku wierzycielem i dobrodziejem. W tym ostatnim wypadku mój interes klasowy polega na tym, by była jak najwyższa stopa procentowa w kraju, co jest przeciwne interesom znacznej większości, spłacającej długi za mieszkanie czy inne rzeczy.

Kredyt w krajach Zachodu dostaje się łatwo. Każdy jest ciągle kuszony przez różne instytucje, które mu proponują czy to atrakcyjne towary na spłaty, czy nowe karty kredytowe bezprzykładnie korzystne, czy tzw. okazje do inwestowania. Niedawno obiegła prasę brytyjską wiadomość, że pewna para poprosiła dla zabawy o kratę kredytową dla swojej córeczki trzyletniej – podając prawdziwą jej datę urodzin. Jakoż panieneczka natychmiast dostała tę kartę z czcigodnej instytucji kredytowej.

Długi podlegają, oczywiście, wszystkim ogólnym regułom kontraktów cywilnych, mają jednak, a przynajmniej miały do niedawna, własną szczególną stronę moralną. Do niedawna istniała – nie wiem, czy gdzieś jeszcze istnieje – osobna kategoria «długów honorowych», czyli takich, które gdy nie są spłacone, odzierają dłużnika z honoru; należały tu długi zaciągnięte przy grze w karty, pewnie dlatego, że nie można ich było egzekwować na mocy pisemnej umowy, trzeba więc było wymyślić narzędzie moralne, by zapłatę wymusić, i strach przed hańbą był tym narzędziem. Ale w burżuazyjnej moralności groza hańby dalej się rozciąga: pohańbiony był ten, kto został bankrutem, choćby bez własnej winy; był nie tylko materialnej, lecz i moralnie zrujnowany i ściśle biorąc, powinien był samobójstwo popełnić. Jest podobno nadal taka reguła w Japonii, lecz gdzie indziej, jeśli samobójstwa w wyniku bankructwa się zdarzają, to chyba z desperacji w obliczu finansowej ruiny i czarnej przyszłości, a nie z powodu utraty honoru. Cnoty burżuazyjne są w zaniku w naszym świecie, pełnym gangsterstwa i korupcji politycznej (gdzie długi też mają być egzekwowane, ale inaczej); można sądzić, że ktoś, kto został ogłoszony bankrutem, ale ma znaczne ukryte dochody, będzie z tych zasobów korzystał, dbając tylko o to, by nie dać się złapać, nie martwiąc się zaś o to, że bankructwo okryło go hańbą. Na ogół spłacamy długi, bo jaka taka stabilność życiowa wymaga, byśmy nie byli ciągani po sądach, ścigani przez komorników itp., lecz pewnie niewielu tylko ma silne poczucie, że jest to sprawa moralna. (...)”

Ano właśnie, niewielu dziś chce pamiętać, że dług to sprawa moralna i honorowa. I skoro kredyt się zaciągnęło, spłacić go należy. I aż dziw bierze, że gdy tylu długów nie zamierza oddawać, inni chcą na banki kolejne nałożyć podatki. Zdumiony tym wszystkim sam siebie pytam: kto dziś bardziej pieniędzy pożąda – bankowcy, społeczeństwo czy politycy? O tempora, o mores...

Andrzej Lazarowicz,
Miesięcznik Finansowy Bank

Więcej w miesięczniku finansowym "Bank"
Zaprenumeruj "Bank"

Źródło:
Tematy
Załóż konto osobiste w apce Moje ING i zyskaj 500 zł w promocji „Mobilni zyskują”
Załóż konto osobiste w apce Moje ING i zyskaj 500 zł w promocji „Mobilni zyskują”

Komentarze (2)

dodaj komentarz
~Anticleris
Przedruk:
RICHARD DAWKINS
Religiol1 jest silnym narkotykiem
oddziałującym bezpośrednio na
ośrodkowy układ nerwowy. Nawet
w niewielkich dawkach może wywoływać
poważne zaburzenia zachowania,
mające często charakter socjopatyczny lub
autodestrukcyjny. Zażywanie religiolu powoduje
zmiany w mózgu dziecka, prowadzące
do
Przedruk:
RICHARD DAWKINS
Religiol1 jest silnym narkotykiem
oddziałującym bezpośrednio na
ośrodkowy układ nerwowy. Nawet
w niewielkich dawkach może wywoływać
poważne zaburzenia zachowania,
mające często charakter socjopatyczny lub
autodestrukcyjny. Zażywanie religiolu powoduje
zmiany w mózgu dziecka, prowadzące
do zaburzeń myślenia w wieku dorosłym.
Może być również przyczyną występowania
opornych na leczenie zespołów urojeniowych.
Zamachy z 11 września 2001 r. były typowymi
przykładami zachowań pod wpływem
religiolu – przed akcją porywacze zażyli
śmiertelne dawki tego specyfiku. Historycznie,
uzależnienie od religiolu, tzw. religiolizm,
było główną przyczyną polowań na czarownice,
prześladowań heretyków i wymordowania
przez konkwistadorów Indian
w Ameryce Południowej. Religiol był także
główną przyczyną wojen
w średniowiecznej Europie, a bliżej naszych
czasów – rzezi, jakie towarzyszyły rozpadowi
Irlandii w 1920 r. i Indii w 1947 r.
Wstanie odurzenia religiolem zdrowi psychicznie
ludzie wycofują się z normalnego życia
i przyłączają do niewielkich, zamkniętych
społeczności nałogowych miłośników tej substancji.
Głównym zajęciem tych zwykle jednopłciowych
komun jest energiczne, a niekiedy
wręcz obsesyjne zwalczanie życia seksualnego.
Uporczywe dążenie do ograniczenia
swobód seksualnych jest najczęściej spotykanym
symptomem tej formy uzależnienia,
skądinąd dającego najróżniejsze, niekiedy
bardzo dziwaczne objawy. Wiele wskazuje
na to, że wbrew temu, czego można by się
spodziewać, religiol nie obniża popędu seksualnego
u osób uzależnionych – rodzi w nich
tylko przemożną potrzebę pozbawienia innych
ludzi wszelkiej, związanej z seksem
przyjemności. W ostatnich latach kompulsja
ta przejawia się najczęściej w obsesyjnym potępianiu
homoseksualistów.
Tak jak w przypadku innych narkotyków,
dobrze oczyszczony religiol w małych dawkach
jest niemal nieszkodliwy, a niekiedy –
przy okazji takich wydarzeń jak małżeństwa,
pogrzeby lub uroczystości państwowe – bywa
nawet przydatny. Eksperci nie zgadzają się
co do tego, czy to stosunkowo niewinne, towarzyskie
zażywanie religiolu może prowadzić
do cięższych form uzależnienia.
Większe dawki religiolu, choć nie prowadzą
do trwałego uszczerbku na zdrowiu, mogą
wywoływać zaburzenia percepcji
i fałszywe przekonania, które nie tylko nie
mają podstaw w rzeczywistości, ale są także
odporne na jakiekolwiek argumenty i dowody
pochodzące ze świata realnego. Pozostający
pod wpływem religiolu nierzadko wygłaszają
płomienne przemowy do nieobecnych
lub mamroczą coś do siebie, najwyraźniej
w przekonaniu, że dzięki temu spełnią się
ich osobiste życzenia, nierzadko kosztem innych
osób lub z naruszeniem praw fizyki. Zachowaniom
tym towarzyszą tiki, gesty lub
maniakalne stereotypie, takie jak rytmiczne,
wielokrotne pochylanie się przed ścianą lub
też tzw. kompulsywno-obsesyjny zespół
orientacyjny (KOZO – zwracanie się w stronę
wschodu pięć razy dziennie).
Duże dawki religiolu wywołują halucynacje.
Osoby odurzone słyszą głosy lub widzą postacie,
które zdają im się tak realne, że potrafią
przekonać innych o ich istnieniu. Osoby
szczególnie przekonująco relacjonujące treść
tych halucynacji otoczone są czcią i traktowane
jak przywódcy przez innych nałogowców.
Chroniczne nadużywanie religiolu może
prowadzić do tzw. bad tripów, czyli przykrych,
a nawet przerażających halucynacji, którym
towarzyszy lęk przed torturami – nie w świecie
realnym jednak, lecz w będącym produktem
chorej fantazji miejscu, do którego prowadzący
życie seksualne ludzie trafiają po
śmierci. Wizjom tego rodzaju towarzyszy zwykle
silne poczucie winy, tak charakterystyczne
dla tego typu uzależnień. Najczęściej spotyka
się obsesyjne lęki związane z rzekomo
niedozwolonymi formami życia seksualnego.
Kultury ukształtowane pod wpływem religiolu
należą do najbardziej punitywnych, przy
czym wachlarz stosowanych kar jest bardzo
szeroki i obejmuje zwykłe klapsy, chłostę, kamieniowanie
(zwłaszcza za stosunki pozamałżeńskie
– również w przypadku gwałconych
kobiet), odcinanie rąk, aż po fantazyjne tzw.
kary krzyżowe, gdy za grzechy popełnione
przez kogoś odpowiada zupełnie inna osoba.
Ktoś mógłby pomyśleć, że tak niebezpieczną
i uzależniającą substancję umieszczono na
jednym z pierwszych miejsc listy zakazanych
środków odurzających i że wszyscy, którzy
przyczyniają się do jej rozpowszechniania,
będą przykładnie karani.
Nic bardziej błędnego! Prawda jest taka,
że obrót religiolem jest legalny, a substancja
jest łatwo dostępna na całym świecie, nawet
bez recepty. Liczni dilerzy, zorganizowani
w hierarchiczne kartele, jawnie handlują religiolem
na ulicach miast lub w specjalnie
w tym celu wznoszonych budowlach. Niektórzy
z nich wyspecjalizowali się w obskubywaniu
biedaków, którzy nie potrafią się
oprzeć wynikłym z uzależnienia potrzebom.
Szefowie większości karteli są ludźmi bardzo
wpływowymi i mogą liczyć na życzliwość
władz: królów, prezydentów i premierów.
Rządy nie tylko przymykają oczy na handel
religiolem, ale wręcz wspierają go, udzielając
handlarzom zwolnień podatkowych. Co
gorsza, subsydiują działalność szkół, powoływanych
specjalnie po to, by uzależniać
dzieci od tej groźnej substancji.
Do napisania tego artykułu skłonił mnie widok
uśmiechniętej twarzy pewnego Balijczyka.
Ów młody człowiek z ekstatyczną radością
przywitał wyrok śmierci wydany na niego za
brutalne zamordowanie kilkuset turystów, których
nigdy przedtem nie spotkał i do których
nie żywił osobistej urazy. Niektórzy z obecnych
na sali sądowej ze zdumieniem spostrzegli, że
człowiek ten nie okazał ani krzty poczucia winy.
O żadnym poczuciu winy nie mogło być nawet
mowy. Po ogłoszeniu wyroku skazaniec
wzniósł pięść do góry w triumfalnym geście.
Nie posiadał się ze szczęścia, że już wkrótce zostanie
zaliczony w poczet „męczenników” – by
użyć terminu używanego w tej grupie osób uzależnionych.
Nie popełnijcie błędu! Jego promienny
uśmiech, którym powitał myśl o spotkaniu
z plutonem egzekucyjnym, to uśmiech
ćpuna. To klasyczny, wręcz archetypalny wzór
narkomana po zażyciu ogromnej dawki wysokooktanowego
religiolu.
Cokolwiek byście myśleli o teoriach sprawiedliwej
odpłaty i odstraszenia, uzasadniających
stosowanie kary śmierci, zgodzicie się
zapewne, że mamy tu do czynienia z przypadkiem
szczególnym. Męczeństwo to dziwna zemsta
na kimś, kto marzy omęczeństwie. Nie
tylko nikogo nie odstrasza, ale wręcz pozyskuje
nowych męczenników. A najważniejsze
w tym wszystkim jest to, że sam problem nigdy
by nie powstał, gdybyśmy lepiej chronili
dzieci przed zażywaniem substancji, która ma
tak fatalny wpływ na ich i nasze dorosłe życie.
Tłum. ANDRZEJ DOMINICZAK
1 Tytuł oryginalny „Gerin Oil” jest anagramem
słowa religion – religia.
_ Przegląd _ 12 SIERPNIA 2007 r.
S A P E R E A U D E .
40
W stanie odurzenia
religiolem zdrowi
psychicznie ludzie
wycofują się
z normalnego życia
Swoje poglądy na temat religii Richard
Dawkins wyraża w dwuczęściowym filmie
„Źródło wszelkiego zła?”, który
można oglądać na kanale Planete (11.08
– godz. 17.10, 14.08 – godz. 09.55, 22.08
– godz. 22.05, 31.08 – godz. 20.50).
FOT. PLANETE
Religiol
~Łomatkojusz
Nie mieszaj Boga do pieniędzy. Dla księdza Bogiem jest mamona. W sytuacji jeśli Boga w ogóle nie ma każdy ksiądz to ............

"W Polsce często ateizm uważany jest za jakieś największe zło, za spuściznę komunizmu. Podczas gdy dla wielu ludzi, w tym dla mnie, ateizm jest konsekwencja światopoglądu naukowego i humanistycznych
Nie mieszaj Boga do pieniędzy. Dla księdza Bogiem jest mamona. W sytuacji jeśli Boga w ogóle nie ma każdy ksiądz to ............

"W Polsce często ateizm uważany jest za jakieś największe zło, za spuściznę komunizmu. Podczas gdy dla wielu ludzi, w tym dla mnie, ateizm jest konsekwencja światopoglądu naukowego i humanistycznych wartości etycznych, którymi kierują się w życiu."
Prof. Adam Gierek, inżynier, wynalazca, eurodeputowany
Według definicji Jezusa człowiek jest szatanem i nie każdy człowiek tylko ten który zajmuje miejsce Piotra szatana z pierwszego wieku. Żadnego z Apostołów Jezus nie nazwał szatanem tylko jednego, właśnie Piotra.Mar. 8:33
33. Lecz On odwrócił się, spojrzał na uczniów swoich i zgromił Piotra, mówiąc: Idź precz ode umie, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boskie, tylko o tym, co ludzkie.
(BW)
Piotr był szatanem tylko na chwilę bo potem się nawrócił a papieże są szatanami na zawsze bo się nie nawrócili i nie uznali tego co Boskie. A Boski jest Ojciec Święty ten w niebie, a ci którzy w miejsce Piotra jak sami mówią nazywają się ojcami świętymi, zapominając o Bogu, który jest tylko Ojcem świętym są szatanami według definicji Chrystusa.
Wielu ludziom trudno jest zrozumieć że papież to szatan na ziemi, nawet antyklerykałowie na naszej klasie którzy kłamią że są antyklerykalni też bronią papieża i uważają go za sługę Bożego. Moderatorzy na naszej klasie są niby antyklerykalni a w rzeczywistości są klerykalni bo kasują tematy na temat papieża.
I co można zrobić z takimi ludźmi? Oni też podlegają szatanowi temu niewidzialnemu i temu który mieni się być ojcem świętym na ziemi.

Powiązane:

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki