
EPA/Patrick Seeger
Większość koncepcji integracji europejskiej powstałych do połowy XX wieku zakładała, że poszczególne państwa zwiążą się unią polityczną. Idee te wzmocniły się po II wojnie światowej, która pozostawiła olbrzymią niechęć do jakichkolwiek ruchów nacjonalistycznych (komunistycznych zresztą też). Integracja miała stać się nie tylko ratunkiem dla zrujnowanej gospodarki Europy, ale też zabezpieczeniem przed wybuchem nowej wojny.

Na niebezpieczeństwo odradzania się nacjonalizmów zwracali uwagę głównie chrześcijańscy demokraci, którzy traktowali je jako zło nie mniejsze niż komunizm. To chadecy zresztą forsowali ideę Europy ojczyzn, która miałaby jednak działać jako całość, dla dobra całego kontynentu. Kierować miałby nią wspólny rząd. I niech nikogo nie zwiedzie fakt, że Barroso należy do Partii Socjaldemokratycznej - jest to portugalska formacja centroprawicowa, będąca członkiem chadeckiej Europejskiej Partii Ludowej (podobnie jak Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe).
Historia kołem się toczy
Pierwszym poważnym krokiem ku utworzeniu zjednoczonej Europy było powstanie w 1951 roku na mocy Traktatów Paryskich Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali. Kolejnym organizmem miała być Europejska Wspólnota Obronna, której istnienie zakładało zrzeczenie się przez państwa części suwerenności w sprawach wojskowych. Zawarty traktat nigdy jednak nie wszedł w życie, ponieważ niespodziewanie w 1954 roku nie ratyfikowało go Zgromadzenie Narodowe Francji.

Chociaż przyjmuje się, że od tego momentu zaniechano tworzenia realnej unii politycznej, idea ta nie została nigdy porzucona - podobnie zresztą, jak plany zbudowania unii walutowej. Zostały one częściowo zrealizowane na mocy Traktatu z Maastricht, w którym zaplanowano wprowadzenie w 1999 roku wspólnej waluty, wzmocniono realizacje wspólnej polityki zagranicznej, wspólnej polityki bezpieczeństwa i, co istotne z politycznego punktu widzenia - wprowadzono instytucję obywatelstwa europejskiego.
![]() | » Komisja Europejska ogłosiła projekt nowego nadzoru |

Kto jest za, kto jest przeciw
Wiele mówi się w Europie o deficycie demokracji w Unii, ale mało wspomina o deficycie skuteczności. Federacja europejska w wielu kwestiach z pewnością działałaby skuteczniej niż poszczególne państwa. Z ekonomicznego punktu widzenia dla państw takich jak Grecja najlepsza byłaby albo faktyczna niewypłacalność, albo konkretne reformy. Pompowanie pieniędzy w obecnym modelu to reanimacja trupa.
Każda umowa międzynarodowa czy wstąpienie do organizacji ponadnarodowej pozbawia państwo pewnej części suwerenności. Mówi się, że w tej chwili na świecie istnieją trzy suwerenne kraje - Białoruś, Korea Północna i Kuba. Zazwyczaj wszystko rozbija się o prostą kwestię: ile musimy poświęcić w imię tego, co możemy zyskać. Barroso twierdzi, że jego propozycja jest opłacalna. Pytanie tylko, czy mówi to jako szef Komisji Europejskiej czy raczej obywatel Portugalii?
Mateusz Szymański
Bankier.pl
m.szymanski@bankier.pl