Zapowiedź wprowadzenia zaporowych i powszechnych ceł importowych w czwartek przeraziła inwestorów z Wall Street. S&P500 i Nasdaq zaliczyły najgłębsze spadki od niemal 5 lat. Zapanował strach przed recesją i podwyższoną inflacją.


To była fatalna sesja dla posiadaczy akcji. Indeks S&P500 po spadku o 4,84% cofnął się do poziomu 5 396,52 pkt. – czyli najniżej od sierpnia ubiegłego roku. Wymazane zostały zatem wszystkie powyborcze zwyżki, gdy inwestorzy wpadli w entuzjazm na wieść o wyborze Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Dla amerykańskiego rynku akcji był to najgorszy dzień od 2020 roku.
Nasdaq Coposite po utracie niemal 6% wylądował na wysokości 16 550,61 pkt. i również znalazł się najniżej od zeszłorocznego sierpnia. Dow Jones po utracie prawie 4% zameldował się z wynikiem 40 545,93 punktów.
Potężnej przecenie uległ tak hołubiony przez poprzednie dwa lata sektor technologiczny. Akcje Apple’a poszły w dół o 9,25%, Mety o niemal 9%, zaś Nvidii o prawie 8%. Kurs Broadcomu spadł o ponad 10%, Amazona o prawie 9%, a Palantiru o 4,4%. Notowania Microsoftu zaliczyły cofnięcie o 2,4%, co w tych okolicznościach wygląda prawie jak wzrost.
Inwestorzy obawiają się, że globalne technologiczne koncerny rodem z Ameryki staną się celem odwetu ze strony europejskich i azjatyckich rządów, które mogą je dotkliwie opodatkować w odpowiedzi na amerykańskie cła importowe. Po zakończeniu środowej sesji prezydent Trump zapowiedział wprowadzenie horrendalnie wysokich ceł praktycznie na cały import do USA pochodzący spoza strefy NAFTA (Meksyk i Kanadę objęto cłami już wcześniej). Mowa tu o stawkach zaczynających się od 10%, a w niektórych przypadkach sięgających wysokich 25-30%. W przypadku Chin łącznie ma to być aż 54%, co de facto jest wypowiedzeniem otwartej wojny handlowej.
- Myślę, że idzie bardzo dobrze. To była operacja, taka jak operacja pacjenta, i to jest wielka sprawa. (...) Mamy sześć lub siedem bilionów dolarów napływających do naszego kraju i nigdy nie widzieliśmy czegoś takiego. Rynki przeżyją boom, akcje przeżyją boom, kraj przeżyje boom - powiedział prezydent Trump, pytany w drodze do śmigłowca Marine One o ocenę reakcji na wprowadzone cła.
Na Wall Street zapanował strach, że tak wysokie cła wywołają proporcjonalną odpowiedź władz w Azji i Europie i doprowadzą do załamania międzynarodowego handlu, a w konsekwencji do głębokiej recesji także w Stanach Zjednoczonych. Co gorsza, może to być recesja połączona ze wzrostem inflacji cenowej, ponieważ producenci będą zmuszeni przerzucić znaczną część ceł (będących faktycznie podatkiem od konsumpcji) na finalnych konsumentów.
Obawy te zdawał się potwierdzać marcowy odczyt indeks ISM dla sektora usług, który zanotował mocno nieoczekiwany spadek z 53,5 pkt. do 50,8 punktów. Rynkowy konsensu zakładał regres jedynie do 53 pkt. Martwi w szczególności potężny regres (z 53,9 pkt. do 46,2 pkt.) subineddeksu mierzącego zatrudnienie. Falę masowych zwolnień (rzędu 275,2 tys.) pokazał też marcowy Raport Challengera. Dane te wyglądają jednoznacznie recesyjnie.
Mimo to akcje spółek stricte konsumenckich były w cenie i stanowiły wyspy zieleni w morzu giełdowej czerwieni. Na ten przykład notowania Coca-Coli poszły w górę o 2,6%, a Procter&Gamble o 1,7%. Na plusie były też walory spółek telekomunikacyjnych oraz związanych z branżą ochrony zdrowia. Czyli generalnie były to sektory defensywne, w miarę odporne na gospodarczą dekoniunkturę.
Co ciekawe, spadki na Wall Street były głębsze niż w Europie czy w Azji. Na Dalekim Wschodzie Nikkei225 stracił „tylko” 2,8%. Niemiecki DAX zniżkował o 3%, francuski CAC40 o 3,3%, a mediolański MIB o 3,6%. Dolar dramatycznie tracił względem euro – kurs EUR/USD poszedł w górę o 1,5%, przekraczając poziom 1,10. Początkowo zyskiwało też złota, którego dolarowe ceny osiągnęły nowy rekord wszech czasów. Ale finalnie królewski metal potaniał aż o 2%, wpisując się w szeroką i głęboką przecenę na rynkach surowcowych, gdzie ropa naftowa poszła w dół o ponad 5%, miedź o 3,5%, a srebro o przeszło 9%.
KK