Słaby tydzień dla złotego
W ciągu minionego tygodnia złoty stracił na wartości względem koszyka walut około 4%. Najniższą wartość zanotowano w poniedziałek po południu (3,7948 złotego) a najwyższą w piątek rano (3,9442 złotego). Ostatnie godziny piątkowego handlu przyniosły jednak małe odreagowanie i złotówka odrobiła 4 grosze kończąc tydzień na poziomie 3,9020 złotego za koszyk. Tym samym potwierdzony został sygnał utrzymywania w dalszym ciągu długich pozycji w walutach. Obecnie linia obrony znajduje się na wysokości 3,83 złotego. Jeśli ktoś boi się utracić dopiero co zarobionych pieniędzy, to może podwyższyć linię obrony na 3,88 złotego. Niestety w razie powrotu kursu koszyka w okolice 3,85 przełamana linia obrony zmusi nas do zamknięcia pozycji praktycznie bez zarobku. Wydaje mi się, iż warto poczekać z podnoszeniem poziomu wyjścia do chwili, gdy na dłużej zostanie przebity kurs 3,95 złotego. Następnym oporem będzie dopiero 4,10 złotego za koszyk, co powinno towarzyszyć podniesieniu linii obrony właśnie do 3,95.
Na skutek wzmocnienia dolara względem euro o około pół procenta w ciągu ostatniego tygodnia, na naszym rynku właśnie dolar zyskał więcej do złotego niż waluta europejska. Patrząc na wykresy odnoszę wrażenie, iż mimo wszystko lepsze perspektywy dalszego wzrostu kursu stoją przed euro. Kurs dolara na naszym rynku doszedł do silnego oporu umiejscowionego na wysokości 4,18 złotego i pod koniec piątkowych notowań spadł do 4,15 złotego. Kurs 4,18 jest dość ważny z punktu widzenia analizy technicznej. W przeszłości wielokrotnie na poziomie tym kończyły się wzrosty lub spadki kursu dolara. Czy tak będzie i tym razem? Jeśli euro wreszcie odzyska siły względem dolara, to wydaje się to być całkiem prawdopodobne.
Wiem, że część osób zastanawia się nad tym, w jakiej walucie zaciągnąć kredyt? Wydaje mi się, że w ciągu najbliższych tygodni będzie ku temu doskonała okazja. Gdyby kurs koszyka zdrożał jeszcze o kilka procent (może nawet do 4,10-4,20 złotego za koszyk), to granica bezpieczeństwa przesunęłaby się znacząco w górę. Oczywiście najlepiej wtedy wziąć kredyt w walucie, której cena na rynku międzybankowym jest najniższa (ceną pieniądza na rynku międzybankowym jest oprocentowanie lokat). Jeśli ktoś ma możliwość wzięcia kredytu w jenach japońskich, to oczywiście jest to najlepszy wybór. Na drugim miejscu znajduje się dolar i frank szwajcarski. Myślę, że lepszym rozwiązaniem jest chyba kredyt dolarowy niż we franku szwajcarskim, lecz jest to moja subiektywna ocena, na którą wpływ ma prognozowane przeze mnie osłabienie dolara względem franka. Spośród trzech popularnych (w zaciąganiu kredytu) w naszym kraju walut najsilniejszą z punktu widzenia AT jest euro. Szczególnie ciekawie wygląda wykres eur/chf zarówno w krótkim jak też długim horyzoncie. W przypadku obserwacji miesięcznych daje się zauważyć tworzącą się formację podwójnego dna na poziomie 1,47 franka za euro.
Zobacz także
Jeśli spojrzymy na wykres kursu franka względem złotego, to zauważymy, iż dwa tygodnie temu przebity został od spodu ważny poziom 2,42 złotego. To daje spore szanse na dalszy wzrost kursu tej waluty do 2,55 a nawet 2,70 złotego. Dla tych, którzy chcą obejrzeć zachowanie franka względem złotego w dłuższej perspektywie czasu przygotowałem historyczne wykresy oparte o dane tygodniowe oraz miesięczne. Każdy sam musi podjąć decyzję. Oprocentowanie kredytów złotowych na dzień dzisiejszy jest prawie trzy razy wyższe niż oprocentowanie kredytów dolarowych. To w znaczny sposób rekompensuje nawet osłabienie złotego. Co ciekawe, im dłuższy termin kredytowania, tym mniejsze ponosimy ryzyko kursowe. W przypadku kredytów krótszych niż 5 lat ryzyko to jest wyższe. Ja chyba nie zdecydowałbym się na kredyt kilkuletni w walucie obcej. Co innego kredyt 20 czy 25 letni.
Spójrzmy teraz na oczekiwania uczestników rynku miedzy bankowego. Zdaniem graczy z naszego podwórka w ciągu najbliższych 30 dni jednomiesięczna stopa procentowa spadnie o 100 punktów bazowych oraz o dalsze 100 punktów w ciągu kolejnych 30 dni. Podobna stopa procentowa lokat 30 dniowych nominowanych w euro powinna utrzymać się przez wiele miesięcy na podobnym do dzisiejszego poziomu - około 3,3%. W przypadku oprocentowania dolarowego mamy do czynienia z oczekiwaniami utrzymania poziomu 1,75% w ciągu najbliższych dwóch miesięcy. Potem cena pieniądza na tym rynku powinna zacząć powoli rosnąć.
Cóż jeszcze można dodać? Może warto wspomnieć o udanym przetargu na dziesięcioletnie obligacje o stałej stopie procentowej. Pomimo wyższej niż pierwotnie oczekiwano oferty sprzedaży, na przetarg zgłosiła się spora rzesza inwestorów. W konsekwencji przewagi popytu nad podażą ministerstwu finansów udało się sprzedać całą pulę wystawionych papierów i to na dodatek po wysokiej cenie (niskiej rentowności). W najbliższych tygodniach będziemy mieli do czynienia z coraz większą podażą papierów skarbowych na rynku pierwotnym. Jak na razie nasze krajowe banki oraz fundusze emerytalne wymiatają każdą ilość tych papierów, co skłania do większego optymizmu na najbliższe miesiące. Jednak patrząc na to wszystko z perspektywy przyszłych kosztów obsługi tak narastającego długu publicznego, zaczynam się coraz bardziej niepokoić. Za dwa lata najprawdopodobniej nasze fundusze emerytalne będą mogły w większym stopniu inwestować pieniądze poza granicami Polski. Wtedy może dojść do obniżenia popytu na nasze polskie papiery skarbowe i być może do załamania kursu złotego. No chyba.... chyba że faktycznie Rząd zdąży wynegocjować wszystko z Unią Europejską i wprowadzić nas do tego grona w 2004 roku. Być może ostatnie ustępstwa naszych negocjatorów są właśnie tego sygnałem. Prawda jest taka, że grunt zaczyna się palić pod nogami. Wejście do Unii w 2004 roku może uratować nam skórę. Tylko, czy ten termin akcesu do Unii jest jeszcze realny?
Jacek Maliszewski
























































