Bożena Dołęgowska-Wysocka, Jerzy Kowalski: - Czy wraca Pan do polityki?
Jarosław Bauc: - Do polityki nie wracam. To rozdział zamknięty.
„Jarosław Bauc powinien wkrótce trafić do podparyskiego Sevres jako wzorzec polityka mającego odwagę mówić rzeczy niepopularne podczas kampanii wyborczej. Dopóki mamy Bauca w Polsce, dopóty spróbujmy go wykorzystać najlepiej jak potrafimy” - tak napisał o Panu w 2001 roku jeden z poczytnych tygodników opiniotwórczych. To rzadki w Polsce komplement medialny. Czy mimo wszystko, w jego kontekście, nie ma Pan pokusy powrotu na scenę polityczną?
- Mogę jedynie mieć nadzieję, że po moim zaistnieniu w polityce coś się zmieniło. To mi wystarcza. Jednocześnie widzę, że powróciło zjawisko zamiatania problemów finansów publicznych pod dywan. Nadal są one mało przejrzyste.
Politycy deklarują zmianę struktury organów nadzoru nad instytucjami finansowymi. Zapowiadają ich scentralizowanie w jeden organ. Jak Pan ocenia te plany?
Jeden rynek - jeden organ
- Taka tendencja występuje w rozwiniętych krajach i my także jej nie unikniemy. Chodzi o nadzór nad instytucjami finansowymi, które dzisiaj w większości krajów występują w formie grup kapitałowych. Zwykle jest w niej bank, ubezpieczyciel, czasami towarzystwo funduszy emerytalnych czy inwestycyjnych. Mają one wspólną politykę korporacyjną, stąd też ujednolicony nadzór państwa sprawowany przez jeden organ. Perspektywa scalenia istniejących dziś w Polsce urzędów nadzoru nad instytucjami finansowymi jest więc chyba tylko kwestią czasu.
Co sprawia Panu większą satysfakcję - kierowanie finansami państwa, czy zarządzanie holdingiem spółek finansowych?
- Są to rzeczy nieporównywalne. Jednak moje podejście do obu tych funkcji było i jest podobne. Do wszystkich wyzwań podchodzę w sposób merytoryczny, bez doktrynerskich poglądów i uprzedzeń. Jeżeli dane rozwiązanie ma sens biznesowy, to je forsuję. Tak było również w przeszłości. Gdy jakaś decyzja była rozsądna z punktu widzenia gospodarki, to otrzymywała moje poparcie. Oczywiście w biznesie prawdopodobieństwo realizacji zamierzonych zadań jest znacznie większe niż w polityce. Kształt decyzji biznesowych ma w sobie znacznie większy ładunek racjonalności. W polityce, szczególnie w finansach publicznych, jest inaczej.
Cykl polityczny i cykl gospodarczy
Tak a'propos zacytuję Pana jeszcze raz, już po raz ostatni. Powiedział Pan cztery lata temu - „Cykl polityczny u nas rządzi się swoimi prawami i najczęściej rozmija się z cyklem gospodarczym”. Nie zmienił Pan zdania?
- W stu procentach podtrzymuję tę tezę. Jest to prawidłowość uniwersalna, ale w niedojrzałej demokracji ma szczególny wymiar. Dla polityka celem jest reelekcja. Nie dobro kraju, tylko właśnie reelekcja. Jedno z drugim może się wiązać, ale najczęściej tak nie jest. Polityk podejmuje decyzje, by zostać ponownie wybranym, zabiega o dobry odbiór swojej osoby przez dużą rzeszę wyborców. Decyzje polityczne, w szczególności w zakresie gospodarki, które mają zaspokajać interesy ogółu, są najczęściej bezsensowne z punktu widzenia długoofalowych interesów gospodarczych. Gdyby cykl polityczny był czteroletni, miałby mniejszy wpływ na taką sytuację, ale w Polsce w ciągu pięciu lat odbywają się przynajmniej trzy różne kampanie wyborcze. Wniosek jest więc jeden - tylko bezpośrednio po wyborach można przeforsować wszystko to, co jest trudne dla elektoratu na krótką metę, a jednocześnie najlepsze perspektywicznie. Zwykle efekty decyzji gospodarczych widoczne są dopiero po kilku latach. Z doświadczenia wiemy, że popularność polityków znacząco spada już po roku sprawowania przez nich władzy, z kolei wraz ze spadkiem popularności, maleje też skłonność do podejmowania trudnych, lecz racjonalnych decyzji.
Niagara infromacji
Klienci funduszy są chyba zagubieni w potoku serwowanych im informacji o poszczególnych instytucjach finansowych i ich sukcesach biznesowych. Wprawdzie nie mamy jeszcze takiej sytuacji, jak w krajach zachodnich, w których swoje oferty przedstawiają setki, jeśli nie tysiące funduszy, ale i tak na rynku jest nadmiar danych płynących z ponad 170 rodzimych funduszy. Czy wiedza ta jest do opanowania przez jednostkę? Jak w tej sytuacji ma podejmować racjonalne decyzje przysłowiowy Nowak jako osoba fizyczna albo drobny przedsięborca? Na koniec, dlaczego inwestorzy mieliby wybierać Skarbiec TFI?
- Im bardziej skomplikowany rynek, tym większa skłonność ludzi i podmiotów gospodarczych do oddawania swoich nadwyżek finansowych w ręce fachowców. Oczywiste jest, że wiedza dostarczana przez rynek finansowy jest nie do ogarnięcia przez jednostkę. Indywidualny inwestor, który ma własne obowiązki zawodowe, nie jest w stanie przetworzyć i racjonalnie wykorzystać dostępnej na rynku wiedzy finansowej. To wystarczający powód, by zdać się na firmę asset management. Oczywiście może się zdarzyć, że samodzielna inwestycja okaże się bardzo opłacalna. Szanse jednak, by sytuacja taka powtarzała się regularnie są nikłe. W dłuższym okresie stopa zwrotu z inwestycji osiągana przez profesjonalną firmę będzie raczej bez porównania większa.
Małpa trafia tylko raz
Dość powszechnie znany jest eksperyment przeprowadzony z małpą, która miała dokonać wyboru strategii inwestycyjnej. Jej decyzja nie była mniej korzystna od wyboru dokonanego przez specjalistę giełdowego.
- Ten eksperyment nie uwzględnia jednak sekwencyjności dokonywanych wyborów. Jeżeli małpa będzie codziennie podejmować decyzje i ich efekty zostaną skumulowane, to nie ulega wątpliwości, że skutki jej działań będą fatalne. Decyzje w biznesie asset management podejmowane są na podstawie wiedzy, którą dysponujemy dzisiaj, ale ich efekty ujawniają się dopiero jutro. Zależą one od nieznanych okoliczności, które zaistnieją w przyszłości. Jednak można na podstawie wiedzy ocenić prawdopodobieństwo zaistnienia danego scenariusza. Profesjonalista będzie w tym lepszy niż małpa.
Coś za coś
Na czym więc w tym kontekście polega przewaga Skarbca TFI.
- Proces inwestowania jest zawsze decyzją typu „coś za coś”. Produktu nie można oceniać tylko i wyłącznie od strony stopy zwrotu. Drugą stroną jest bowiem ryzyko. Możemy mieć w danym czasie wysoką stopę zwrotu, ale osiągniętą poprzez narażenie inwestycji na istotne ryzyko. W takiej sytuacji odwrócenie się tendencji na rynku prowadzi do strat. Niemalże wszystkie zestawienia publikowane w gazetach uwzględniają tylko stopy zwrotu, co oczywiście wprowadza w błąd, a dokładnie - nie ukazuje klientom pełnego obrazu sytuacji. W Skarbiec TFI dobieramy politykę inwestycyjną tak, aby odpowiadała skłonności klienta do podejmowania określonego ryzyka.
Są znane miary jakości produktu, pokazujące jakiego zysku można się spodziewać przy określonym poziomie ryzyka. Dopiero gdy stopę zwrotu waży się ryzykiem, na jakie wystawia się klienta, można ocenić jakość produktu i jakość zarządzania. Bardzo dobra stopa zwrotu, osiągana przy nadmiernym ryzyku traci na atrakcyjności przy zmianie tendencji na rynku.
Filozofia Skarbca polega na tym, aby stopa zwrotu jaką oferujemy z inwestycji w różne produkty była adekwatna do ryzyka jakie klient jest w stanie zaakceptować. Nigdy nie narażamy klienta na wyższe ryzyko po to, by w krótkim okresie pokazać wyższą stopę zwrotu i tym się pochwalić.
Jaka była Pana najgorsza wpadka?
- Objąłem zarządzanie holdingiem w 2004 roku i jeszcze wpadki nie miałem. Musiałem jednak naprawiać wcześniejsze wpadki. Tak się układa, że gdziekolwiek się nie znajdę, muszę wpierw „oczyszczać przedpole”, czego oczywiście nie widać na zewnątrz.
Waga sieci
Co teraz nabardziej spędza Panu sen z oczu, czyli co ma Pan na biurku, nad czym pracuje?
- Problemem są sieci dystrybucyjne. Polski rynek jest dychotomiczny. Od dwóch, trzech lat rynek rośnie bardzo szybko, ale ma dwa segmenty. Aktywa towarzystw, które mają dostęp do własnej sieci detalicznej - bankowej, np. Pioneer, BPH, PKO/Credt Suisse, Kredyt Bank rosną szybciej niż rynek.
Wszystko dzięki własnym sieciom dystrybucyjnym?
- Tak. Sieć dystrybucji dla produktów detalicznych, nie tylko w przypadku funduszy inwestycyjnych, jest w tej chwili najważniejsza. Ważniejsza nawet niż same produkty.
... czyli sprzedawca jest ważniejszy od producenta? To w pewnym sensie jest dobre dla czytelników „Gazety Ubezpieczeniowej”, która w dużej mierze jest lekturą pośredników finansowych.
- Klient przychodzący do okienka bankowego jest skazany tylko na fundusze jednego towarzystwa. Sprzedawca wynagradzany jest w zależności od tego, ile jednostek funduszu sprzeda. Klient danego banku ma więc ograniczoną możliwość dokonywania porównań i zwykle polegają na tym, co ten sprzedawca z okienka zasugeruje. To jest kontynentalny model dystrybucji produktów finansowych. Dominuje on w Europie. W krajach anglosaskich wiodącą rolę pełni model dystrybucji poprzez niezależnych doradców finansowych. Tylko w Wielkiej Brytanii działa około 18 tysięcy takich firm. Dystrybucja przez niezależnych doradców kreuje zdrowszą sytuację. Niezależni doradcy dystrybuują produkty, które uważają za dobre i które mogą polecić swoim klientom. Jeśli źle doradzą, znikną z rynku. Niezależny doradca musi działać w interesie klienta i dokonywać ostrej selekcji produktów, na których musi się także znać. Pracownik banku ma natomiast do dyspozycji „własne” fundusze i nie odpowiada za doradztwo.
Skarbiec nie ma „własnej” sieci bankowej, naszym akcjonariuszem jest BRE Bank, który posiada otwartą platformę, czyli sprzedaje produkty także innych TFI. My jesteśmy tylko jednym z klientów BRE Banku.
W takiej sytuacji musimy się bardziej starać. Musimy oferować przede wszystkim dobre produkty. Po drugie, szukamy alternatywnych kanałów dystrybucji. Nie wszystkie banki mają własne TFI, więc z chęcią zgadzają się na dystrybucję innych funduszy. W takich sytuacjach często pomagamy im nawet w uzyskaniu licencji z KPWiG, dostarczamy im własne oprogramowanie, prowadzimy szkolenia. To wszystko powoli zaczyna się sprawdzać. Współpracujemy też z coraz większą liczbą niezależnych dystrybutorów, czyli multiagencji, które także często pod naszym patronatem zdobywają licencje na sprzedaż.
Jest więc okazja, by zmotywować ich do pracy na rzecz Skarbca TFI. Jak może Pan ich zachęcić do działań na rzecz funduszy Skarbiec?
- Jak zaznaczyłem kładziemy nacisk na rozwój alternatywnej sieci dystrybucji. Cały czas pracujemy nad jej rozszerzeniem. Mamy także dobre i przejrzyste produkty po to, by klient wiedział, jakie ryzyko dotyczy danego produktu i jakich zysków może oczekiwać w przyszłości.
W poszukiwaniu nisz
Skarbiec stawia na produkty specjalistyczne i fundusze zamknięte. Czy firma ma sukcesy w poszukiwaniu nisz rynkowych w tym zakresie?
- Rzeczywiście interesują nas produkty specjalistyczne i fundusze zamknięte. W tej chwili na polskim rynku 4 procent znajduje się w funduszach specjalistycznych i zamkniętych. My posiadamy w takich funduszach aż 14 procent aktywów. Jako pierwsi wprowadziliśmy na rynek szereg produktów specjalistycznych. Niedawno stworzyliśmy fundusz nieruchomości, wnioski dotyczące czterech kolejnych funduszy są już w Komisji i czekają na zatwierdzenie. To niszowe produkty, którymi chcemy zagospodarować pola nie tknięte przez innych dużych detalistów. Jesteśmy w stanie stworzyć produkt pod potrzeby konkretnego klienta, który chce np. zrestrukturyzować majątek w swojej firmie lub zoptymalizować podatkowo swój biznes. Aby to osiągnąć można skorzystać ze struktur funduszowych, o których przedsiębiorcy jeszcze niewiele wiedzą. My z tą wiedzą do nich wychodzimy i przekonujemy. To jest drugi obszar, na którym możemy swobodnie funkcjonować bez dostępu do sieci, gdyż produkty te są tworzone na konkretne zamówienie
Szycie na miarę
A jak wygląda oferta Skarbca TFI dla przedsiębiorstw?
- Mamy produkty „szyte na miarę” z wykorzystaniem inżynierii finansowej i cech funduszy inwestycyjnych, które nie są powszechnie znane. Fundusz inwestycyjny kojarzy się w Polsce zwykle z otwartymi funduszami. Natomiast w Europie ponad 20 procent aktywów znajduje się w funduszach specjalistycznych.
Drugim obszarem naszej aktywności w tym zakresie jest zarządzanie płynnością w przedsiębiorstwach z wykorzystaniem funduszy inwestycyjnych. W Polsce większość firm trzyma swoje środki na lokatach, co najczęściej wynika z niewiedzy lub przyzwyczajenia. Taka jest po prostu tradycja. Jeszcze niewiele osób wie o tym, że fundusze inwestycyjne dają znacznie większą możliwość zarządzania płynnością finansową przedsiębiorstw - zarówno strukturalną, jak i bieżącą. W przypadku płynności strukturalnej w zależności od horyzontu czasowego takiej inwestycji, możemy zaproponować produkty, biorąc pod uwagę prognozy dotyczące stóp procentowych czy kursów walutowych.
Drugim polem naszej aktywności jest zarządzanie płynnością bieżącą. Dostęp do środków w funduszach inwestycyjnych jest natychmiastowy, w szczególności w funduszach rynku pieniężnego. Jest on też łatwy. Wystarczy telefon lub e-mail księgowej i tego samego dnia środki są na rachunku przedsiębiorstwa. Płynność jest pełna i co ważne klient nie jest karany utratą zysku za to, że zerwie lokatę, tak jak ma to miejsce w banku.
Nawet w dość krótkim okresie jesteśmy w stanie optymalizować zarządzanie płynnoącią poprzez bezpłatne konwersje między róznymi produktami Skarbca o różnym profilu inwestycyjnym
A czy fundusze inwestycyjne zajmują się upowszechnianiem wiedzy specjalistycznej, którą posiadają w małym palcu?
Na tyle, na ile się da. My robimy to głównie przy pomocy BRE Banku i jego oddziałów regionalnych poprzez zarządzanie relacjami z klientami banku. Mamy oczywiście też własnych klientów. W tym obszarze jest to jednak praca organiczna.
Mamy mocne karty
W minionym roku pojawiły się na polskim rynku zagraniczne fundusze inwestycyjne. Czy stanowią one zagrożenie dla krajowych podmiotów?
- Część aktywów będzie trafiała do zagranicznych funduszy, ale jeżeli przeanalizujemy dojrzałe gospodarki Niemiec, Francji czy nawet Hiszpanii, to wszędzie tam najwięcej aktywów znajduje się w funduszach rodzimych. Inwestorzy mają większe zaufanie do podmiotów krajowych i większą wiedzę o nich. Oczywiście na zasadzie pewnej dywersyfikacji ryzyka część inwestorów decyduje się umieścić niewielką część aktywów w jakimś funduszu zagranicznym. Ponadto polska gospodarka ma dobre perspektywy. Zainteresowanie inwestorów zagranicznych naszym rynkiem kapitałowym wyraźnie wskazuje, że należy inwestować nad Wisłą. Jesteśmy w stanie pokazać, że nasz rynek akcji i obligacji w dłuższej perspektywie ma zdecydowanie większy potencjał wzrostu niż rynek zachodnioeuropejski. Dodatkowo jest wysoce prawdopodobne, że złotówka jeszcze przez parę lat może się umacniać. W związku z tym inwestycje w aktywa polskie dadzą dodatkową korzyść w postaci aprecjacji polskiej waluty. Dopóki Polska będzie rynkiem atrakcyjniejszym niż rynki zachodnie, nie spodziewam się, by w funduszach zagranicznych ulokowało się zbyt dużo polskich aktywów. Mamy w ręku mocne karty.
Dziękujemy za rozmowę.
Bożena Dołęgowska-Wysocka, Jerzy Kowalski