Ministerstwo pracy zaprezentowało w końcu rządowy projekt ustawy dotyczącej zmian w systemie emerytalnym. Spośród wielu szczegółów wyłania się ostateczny obraz reformy, która jest niczym innym jak krótkoterminowym odłożeniem problemów finansowych naszego kraju.

Źródło: Thinkstock
Iluzja dobrowolności
Jeżeli miałbym wytypować słowo, które było w całej zmianie systemu działania OFE najbardziej nadużywane, byłaby to „dobrowolność”. Tym bardziej, że w przypadku tego projektu dobrowolność jest na poziomie wyboru metody egzekucji. Mamy możliwość wybrania sposobu wpłacania składek do OFE, które następnie zostaną przesunięte do ZUS, albo bezpośredniego wpłacania składek do ZUS. Tym samym państwo stanie się jedynym gwarantem emerytury. Patrząc na stan finansowy ZUS-u, pytanie o wypłatę przyszłej emerytury, które powinniśmy sobie zadawać, nie zaczyna się od „ile” tylko od „czy w ogóle”.
OFE to ryzyko, ZUS stabilność - w teorii
Ostatecznie więc, w obecnym kształcie wybór, który nam zaprezentowano, wygląda następująco: decyduję się na to, że niewielka część mojej emerytury zostanie poddana ryzyku i co prawda będzie miała szansę zarobić, to istnieje podobna szansa na to, że stracę. Albo pozostawiam środki w ZUS-ie, gdzie będą bezpieczne, ale nie dadzą dodatkowego zysku. Tak jest w teorii. W praktyce, "gromadzone środki" są jedynie zapisem księgowym, który każdy kolejny rząd może zmienić.
Cała idea OFE, która polegała na zdywersyfikowaniu źródeł pochodzenia emerytury, została całkowicie zmieniona – państwo polskie jest jedynym gwarantem, a OFE przekształciły się w mało znaczący element ryzyka, na które może się zdecydować obywatel, mając nadzieję na ponadprzeciętną emeryturę.
Wybór pozornie bez większego znaczenia
To, czy przeciętny Kowalski zdecyduje się na OFE czy ZUS, z jego perspektywy nie będzie miało większego znaczenia. Do ugrania lub stracenia nie jest wiele. Ci, którzy zdecydują się na OFE, będą przeznaczać na składkę 2,92% wynagrodzenia brutto. Z resztą nie tutaj leży problem, bo na tle nadchodzącego wielkimi krokami sztormu demograficznego, który spowoduje problemy z wypłatą emerytur, kwestia dodatkowego zysku lub straty w OFE będzie mało znaczącym szczegółem.
»Zakaz reklamy OFE - dla dobra obywateli |
Problem leży po drugiej stronie tego systemu – na Giełdzie Papierów Wartościowych i w realnie istniejących przedsiębiorstwach, które mogłyby odkładane przez nas pieniądze wykorzystać jako dodatkowy kapitał i tym samym napędzać gospodarkę. Ta zmiana w dłuższej perspektywie w widoczny sposób okaleczy nasz rynek kapitałowy. ZUS natomiast otrzymane pieniądze będzie natychmiastowo przepalał w obecnym niewydolnym systemie. Ciężko oczekiwać, żeby przeciętny obywatel zrozumiał tę różnicę bez odpowiedniej akcji informacyjnej – a takiej pomimo zapewnień zarówno premiera jak i ministra finansów nie zobaczyliśmy. Zamiast krótkiej lekcji z zasad działania rynku kapitałowego doczekaliśmy się taniej nagonki na OFE.
Brak prawdziwych rozwiązań
Rząd w komunikacji zewnętrznej powoli przestaje mydlić oczy tym, że w reformie chodzi o bezpieczeństwo naszych emerytur. W komunikacie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej możemy dojrzeć pośród pięknych sloganów, że prawdziwym powodem reformy jest kiepski stan finansów publicznych. „Dzięki tym zmianom dług publiczny wobec PKB zmniejszy się o 7 pp. Niższe potrzeby pożyczkowe budżetu państwa umożliwią obniżkę progów ostrożnościowych z 50% PKB do 43% oraz z 55% do 48% PKB w nowej regule wydatkowej.” – czytamy. Problem polega na tym, że jest to kłamstwo lub co najmniej niedomówienie. Bo nasz dług publiczny wcale się nie zmniejsza – zostaje tylko przeniesiony na obywateli, którym zdecydowanie łatwiej jest odmówić wypłacenia świadczeń niż nie wykupić obligacji.
W mojej ocenie reforma OFE pozostaje jedynie przełożeniem problemu. I nie byłoby w tym nic złego, jeżeli rząd wykorzystałby wolną przestrzeń finansową, którą zagwarantował im skok na oszczędności własnych obywateli i zaproponował sensowne rozwiązania. Rozwiązania, które w krótkim terminie rzeczywiście byłyby bolesne – ale dałyby nadzieję na naprawienie fundamentów systemu emerytalnego. Niestety, ważniejsze stały się słupki sondaży przed kolejnymi wyborami niż realne problemy, które prędzej czy później w nas uderzą – a im później się to stanie, tym mocniejsze uderzenie to będzie.
Marcin Świerkot,
Bankier.pl

