Notowania ropy naftowej podskoczyły o ponad 6% (!) po publikacji raportu, który bez problemu uzasadniłyby... ostrą przecenę czarnego surowca. Jeśli odrzucić teorie spiskowe, jedynym uzasadnieniem pozostaje skrajne wyprzedanie naftowych kontraktów.
To, co w czwartek po południu wydarzyło się na rynku kontraktów na ropę naftową, teoretycznie nie powinno mieć miejsca. Amerykański Departament Energii (EIA) podał, że w ubiegłym tygodniu komercyjne zapasy ropy zwiększyły się o blisko 4 mln baryłek - czyli niemal dwa razy więcej od oczekiwań analityków.
Równocześnie rezerwy gotowej benzyny wzrosły aż o 4,56 mln baryłek (oczekiwano +1,9 mln brk), wydobycie ropy w USA zwiększyło się szósty tydzień z rzędu (do najwyższego poziomu od pół roku), a zapotrzebowanie na destylaty inne niż benzyna i olej napędowy spadło do najniższego poziomu od recesji z 2009 roku.
Po takim zestawie danych nikogo nie zdziwiłby spadek cen ropy naftowej o kolejnych kilka procent. Tymczasem po publikacji raportu EIA notowania naftowych kontraktów ruszyły ostro w górę! Do godziny 22:00 ropa Brent osiągnęła cenę 29,53 USD za baryłkę, drożejąc o 6,3% w ciągu dnia i zyskując 5,7% od momentu publikacji raportu EIA. Podobny ruch (+5,1%) wykonały marcowe kontrakty na amerykańską ropę Crude, osiągając pułap 29,76 USD za baryłkę.
W oficjalnych wypowiedziach analitycy tłumaczyli tą niecodzienną reakcją rynku na dwa sposoby. Po pierwsze, przyrost zapasów ropy był mniejszy od raportowanych dzień wcześniej przez API 4,6 mln brk, co jednak nie wyjaśnia kwestii wzrostu podaży i spadku popytu.
Po drugie, mówiono o technicznej reakcji skrajnie wyprzedanego rynku, co ma już pewne uzasadnienie: tylko od początku roku notowania ropy naftowej spadły o 25% (!), osiągając najniższe poziomy od grudnia 2003 roku. 14-dniowy RSI dla cen ropy Brent od dwóch tygodni utrzymuje się poniżej 30 pkt. - czyli umownej granicy wyprzedania rynku. Zatem jakaś choćby lokalna korekta wzrostowa „należy” się już od przynajmniej kilku dni.
W mniej oficjalnych komentarzach pojawiły się jednak głosy, że czwartkowa zwyżka notowań ropy była albo przejawem dość niecodziennej „paniki kupna”, albo zwykłą próbą manipulacji rynku kontraktów terminowych.